Wiesław Dębski: politycy z zapałem bawią się przed bramami cmentarzy
W co się bawić, w co się bawić, gdy wszystkie możliwości wyczerpane ciurkiem... Cóż... Nasi Państwo politycy możliwości mają niewyczerpane - ze szczególnym zapałem bawią się w studiach radiowych i telewizyjnych oraz przed bramami cmentarzy. Lubią też zabawiać nas swoimi opowiastkami o dwóch wybuchach smoleńskich czy ustawach o in vitro i związkach partnerskich, które chcieliby nam podarować - pisze Wiesław Dębski w najnowszym felietonie dla WP.PL
19.09.2012 | aktual.: 19.09.2012 16:17
My głupi lud, który wszystko kupi (pozdrowienia dla Jacka Kurskiego), tacy głupi nie jesteśmy, kupować już tych bzdur nie chcemy. Coraz głośniej rozlegają się więc narzekania na styl debaty publicznej, który próbuje się nam narzucić. I nagle stał się cud. Najpierw Jarosław Kaczyński, później Leszek Miller postanowili potraktować nas poważnie. I podzielili się swoimi pomysłami na funkcjonowanie gospodarki w czasach kryzysu. Myślałem, że w al. Ujazdowskich, gdzie urzęduje pan premier i jego ekipa, po tych wystąpieniach światła będą się paliły do rana, że w najważniejszych redakcjach dziennikarze ekonomiczni przynajmniej zechcą przeczytać, co mieli nam do powiedzenia liderzy opozycji. Ale, gdzie tam…
Ludzie koalicji i sprzyjających jej mediów jednego lidera opozycji potraktowali jak szaleńca, który odważył się pojawić w strefach zarezerwowanych dla Leszka Balcerowicza i Jacka Rostowskiego. Drugiego zaś postanowili zignorować.
A przecież szefowie SLD i PiS mówili o ważnych sprawach gospodarczych i społecznych. Można się z nimi nie zgadzać, można krytykować przedłożone propozycje, można uważać je za populizm. Można wszystko… Prawie, bo kto pokusi się na obśmiewanie tych wystąpień, na tanie chwyty w rodzaju: ile to kosztuje, ten obudzi się z ręką w nocniku. Rozmowy bowiem przeniosą się na ulicę. I argumenty nie będą wtedy miały żadnego znaczenia.
Dlatego trzeba o tym rozmawiać dzisiaj. W sejmie, na Nowogrodzkiej (PiS), na Złotej (SLD), w studiach radiowych i telewizyjnych. Naprawdę warto… Pogadajcie panie i panowie o Funduszu Mieszkaniowym (obligacje i tanie działki). Rezygnacji z opodatkowania emerytur i rent do 1 tys. zł. Można się też zastanowić, czy potrzebne są nam okręgi przemysłowe. Ile budżet może zyskać na przywróceniu poprzedniej wysokości składki rentowej i czwartego progu podatkowego. I na co te pieniądze wydać.
W obu wystąpieniach znaleźć można tematy warte poważnej rozmowy. Chyba, że jak premier Balcerowicz uznamy, że to tylko polityka, a o polityce się nie rozmawia. O niej niech gadają na cmentarzach i Krakowskim Przedmieściu.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Dlaczego ONI nie chcą debat. ONI – czyli ci koalicyjni, ale mam wrażenie, że też ci opozycyjni. Drudzy - bo sami przykrywają swoje eventy. Przecież politycy PiS już następnego dnia po wystąpieniu prezesa, zamiast pielęgnować jego słowo, rozpętali awanturę o jakąś notatkę, zdaje się ABW, która zwykłych – jak ja – śmiertelników mało obchodzi. SLD podobnie, gada w kółko o notatce i komisji śledczej, a Miller goszczący we wtorek w TVN24, dopiero na samym końcu powiedział, że jego partia ma jakieś propozycje gospodarcze i socjalne. Doprawdy trudno to ogarnąć...
Łatwiej natomiast ogarnąć postawę koalicji. Donald Tusk nie był oczywiście z nami szczery, gdy zapewniał, że woli by Kaczyński bawił się kalkulatorem niż zapalniczką. Jest dokładnie przeciwnie. Niech gada o Smoleńsku, niech jego posłowie robią awantury przed cmentarzami, niech jego zwolennicy wyklaskują prezydenckiego ministra w kościele… Tylko wtedy PO może być spokojna o swoją pozycję w sondażach. Każda rozmowa o gospodarce jest dla rządu niebezpieczna. Wreszcie bowiem panowie opozycjoniści mogliby pokazać, że w czasie kryzysu porzucić należy marzenia o tarczy antyrakietowej, upomnieć się o najuboższych. I powalczyć z ministrem finansów, by nie chował w zakamarkach budżetu pieniędzy przeznaczonych na aktywizację ponad dwóch milionów bezrobotnych. Jeśli do takiej rozmowy dojdzie, to liczyć się będą tylko argumenty, proszę Państwa z koalicji, tylko argumenty.
Wiesław Dębski specjalnie dla Wirtualnej Polski