Wielka Brytania przeprowadzi wybory do PE? Nieprzewidziane konsekwencje fiaska brexitu
Jeśli brytyjski parlament nie przegłosuje za trzecim razem umowy o wyjściu z UE, Wielka Brytania prawdopodobnie będzie zmuszona do przeprowadzenia wyborów do Parlamentu Europejskiego. To ból głowy dla obu stron. Unia obawia się brytyjskiego sabotażu. Polska straci jednego europosła
18.03.2019 | aktual.: 18.03.2019 14:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dwa miesiące przed brexitem Agata Gostyńska, ekspertka z ośrodka Centre for European Reform występująca podczas wysłuchań w brytyjskim parlamencie oznajmiła, że jeśli brexit zostanie przesunięty na termin dalszy niż lipiec 2019, Wielka Brytania będzie musiała zorganizować wybory do Parlamentu Europejskiego.
- Zostałam wyśmiana. Tłumaczono mi, że to nie ma szans się zdarzyć - wspominała w rozmowie z WP Gostyńska.
Wybory albo nic
Dziś, na 11 dni przed końcem negocjacji, okazuje się, że miała rację. Jak donosi portal Politico.eu, UE jednoznacznie stoi na stanowisku, że jeśli dojdzie do przedłużenia rozmów wybory będą konieczne - nawet jeśli wybrani posłowie będą sprawować swój mandat tylko na kilka miesięcy. Cytuje uzgodniony przez przedstawicieli unijnej 27-ki dokument, który jasno sugeruje, że jeśli Wielka Brytania się na to nie zgodzi, nie otrzyma zgody na przedłużenie rozmów.
"W przeciwnym wypadku, instytucje UE nie będą w stanie operować w zabezpieczonym kontekście prawnym" - czytamy w piśmie.
Mimo to, wybory to duży ból głowy dla obu stron. Przede wszystkim dla Wielkiej Brytanii, która może być zmuszona przygotować głosowanie w niecałe dwa miesiące. W tym czasie partie muszą stworzyć listy i przeprowadzić kolejną polaryzującą kampanię wyborczą, której tematem niechybnie będzie brexit. Już w lutym brytyjska prasa donosiła o tym, że prace nad przygotowaniami do wyborów ruszyły pełną parą. Potwierdza to w rozmowie z WP jeden z europosłów PiS, partii będącej w jednej frakcji z brytyjskimi konserwatystami.
- O pierwszych sygnałach o przygotowywaniu list słyszałem jakiś miesiąc temu. Na pewno jednak jest to niezręczna sytuacja, która może skomplikować wybór nowej Komisji Europejskiej - mówi polityk.
Brytyjski sabotaż?
Ale komplikacji jest więcej. Liczba mandatów w wyborach do PE została już rozdysponowana, dzięki czemu Polska zyskała o jeden mandat więcej. Jeśli dojdzie do przedłużenia brexitu i brytyjskich wyborów, zostaniemy go pozbawieni. W rezultacie Sejm będzie musiał zdecydować, który mandat zlikwidować.
Są też bardziej fundamentalne problemy. Wielu przedstawicieli UE obawia się, że pozostając w Unii na dodatkowe miesiące, Wielka Brytania będzie sabotować pracę Unii. O jednym z takich scenariuszy mówił sekretarz generalny Komisji Europejskiej i szara eminencja Brukseli Martin Selmayr.
"Co się stanie, jeśli UE zgodzi się na przełożenie brexitu do 1.07, ale wtedy Wielka Brytania wycofa się z brexitu bez przeprowadzenia wyborów?" - napisał na Twitterze Selmayr.
Jean-Claude Piris, znany francuski prawnik i jeden z autorów Traktatu Lizbońskiego, zwrócił uwagę na inny problem.
"Wielka Brytania jako członek UE będzie mogła używać swojego prawa weta, aby wymuszać ustępstwa na Unii" - ostrzega Piris.
Mimo tych wszystkich problemów, Unia może uznać, że uniknięcie twardego brexitu jest warte tego ryzyka. Polski urzędnik zaangażowany w rozmowy stwierdził w rozmowie z WP, że taka decyzja jest możliwa.
Przeczytaj również: Wybory do PE. Schetyna przedstawił listy wyborcze
Wszystko zależy od Brukseli
To, czy brexit zostanie przełożony i na jak długo, zostanie przesądząne prawdopodobnie w tym tygodniu. Jeśli większość posłów w Izbie Gmin poprze wynegocjowaną przez rząd May umowę brexitową z UE, problem z wyborami zniknie, bo obie strony potrzebowałyby tylko kilka dodatkowych tygodni, aby dopiąć formalności.
Problem w tym, że na to się nie zanosi. Część konserwatywnych "rebeliantów", którzy wcześniej głosowali przeciwko umowie zapowiada co prawda, że tym razem ją poprze. Ale nie wszyscy, bo swój sprzeciw podtrzymuje m.in. lider frakcji najbardziej zagorzałych zwolenników brexitu James Rees-Mogg. Wszystko wskazuje na to, że to zabraknie głosów do przepchnięcia dealu.
W takiej sytuacji pozostaną dwie opcje: przełożenie brexitu na dalszy termin (od 9 do 21 miesięcy), lub wyjście bez umowy, które według brytyjskich prognoz skończy się chaosem i gospodarczą katastrofą. Ta pierwsza opcja będzie jednak wymagać zgody UE i konkretnej propozycji Londynu, jak wykorzystać dodatkowy czas (np. zorganizować nowe referendum lub nowe wybory).
To, która opcja zwycięży okaże się być może już we wtorek. Jak donosi tabloid "The Sun", Theresa May postawiła przed posłami ultimatum: jeśli do tego czasu jej umowy nie poprze parlamentarna większość, wyśle wniosek o długie przesunięcie brexitu. A wtedy już los Wielkiej Brytanii będzie całkowicie w rękach Unii.
Przeczytaj również: Wielka Brytania zdana na łaskę UE.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl