Wiatraki zdmuchną kasę z KPO? Rozłam w klubie PiS. "Brakuje głosu szefa"

Przerwa w publicznej aktywności Jarosława Kaczyńskiego niepokoi polityków partii rządzącej. Premier Mateusz Morawiecki nie kontroluje klubu parlamentarnego PiS, czego efektem są kolejne spory, tym razem dotyczące ustawy wiatrakowej. W kluczowej dla rozwoju polskiej energetyki sprawie posłowie formacji Kaczyńskiego są podzieleni.

Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Grójcu
Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Grójcu
Źródło zdjęć: © East News | Jacek Dominski/REPORTER
Michał Wróblewski

Mówi polityk PiS: - Sprawa miała pójść gładko, a idzie jak krew z nosa.

Inny poseł: - Kilkudziesięciu naszych protestuje. Posłowie słyszą głosy z terenu: "nie chcemy tych wiatraków, dajcie nam spokój". Ja ich rozumiem, bo to jest problem. Ale trzeba będzie go rozwiązać.

Czy KPO rozbije się o wiatraki?

Po ubiegłorocznych zapowiedziach premiera Mateusza Morawieckiego wydawało się, że liberalizacja ustawy wiatrakowej - kolejny warunek do odblokowania środków z Krajowego Planu Odbudowy - będzie formalnością. Stało się inaczej.

Jak pisaliśmy w połowie stycznia w Wirtualnej Polsce - a co potwierdził nam szef sejmowej komisji ds. energii i klimatu Marek Suski - nie było szans, żeby ustawa wiatrakowa została uchwalona na kolejnym posiedzeniu Sejmu. I tak też się stało. Wbrew nadziejom szefa rządu.

Powód? Sprzeciw znacznej grupy parlamentarzystów PiS, którzy w ostatnich tygodniach głośno wyrażali obawy swoje i swoich wyborców. Dotyczyły one przede wszystkim odległości wiatraków od budynków mieszkalnych.

Wątpliwości - choć zgoła inne - miała także opozycja, w efekcie czego powstało aż osiem projektów z szeregiem poprawek, które Sejm miał "złożyć" w jedną ustawę i szybko uchwalić. Nic z tego.

Rządzący musieli błyskawicznie dołożyć poprawkę, która wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom wyborców z mniejszych miejscowości i wsi. Zajął się tym Marek Suski, który zaproponował poprawkę zwiększającą z 500 do 700 metrów minimalną odległość wiatraków od budynków mieszkalnych.

Skąd taki pomysł? Wyjaśnia autor poprawki: - Taka była nasza propozycja po wsłuchaniu się w głosy zaniepokojonych mieszkańców, którzy obawiają się, że będą mieć bardzo blisko wiatraki.

Wiceszef klubu PiS i przewodniczący sejmowej komisji ds. energii i klimatu przekonuje, że "rządzący mają obowiązek umożliwiać inwestowanie, ale w taki sposób, aby nie było to kosztem obywateli". - Znalezienie rozwiązania, będącego kompromisem pomiędzy sprzecznymi interesami, zawsze jest trudne i bywa krytykowane przez obie strony spornych kwestii. Tak jest również w tym przypadku - tłumaczy Suski.

Zobacz też: Ustawa wiatrakowa. "Rząd zachował się niepoważnie"

Naciski na posłów

Wedle naszych informacji w ostatnich tygodniach na posłów i senatorów PiS faktycznie wywierany był mocny nacisk ze strony wyborców, by zwiększyć odległość wiatraków od budynków mieszkalnych w projekcie ustawy.

- To naprawdę przeważyło, wsłuchaliśmy się w głos ludzi. Gdybyśmy przepchnęli to na siłę, w kampanii mielibyśmy przerąbane - przyznaje w rozmowie z WP ważny polityk PiS. Jak podkreśla, "ludzie wybaczą piruety w sprawie sądów, ale nie wybaczą stawiania im na siłę wiatraków w ogrodzie".

Jak dodają inni parlamentarzyści, z którymi rozmawialiśmy, temat wiatraków jest podejmowany niemal na każdym spotkaniu z wyborcami, którzy mieszkają w mniejszych miejscowościach.

Niektórzy oprócz obaw dostrzegają też plusy: - Po raz pierwszy od dawna ustawę dyktują nam wyborcy, a nie brukselscy urzędnicy - mówi z gorzką ironią nasz rozmówca z partii rządzącej. Nawiązuje tym samym do ustawy sądowej, która miała zostać "wypracowana" w kompromisie z Komisją Europejską, a przeciwko której opowiedziało się część posłów PiS.

Wracając do wiatraków: - Mieszkańcy domagali się referendów gminnych w sprawie stawiania wiatraków. Myśmy zaproponowali taką poprawkę, ale to dla rządu okazało się za dużo. Dlaczego? Referenda de facto zablokowałyby energetykę wiatrową, bo wiatraki w każdym głosowaniu by upadały. Dlatego musieliśmy wypracować kompromis, znaleźć porozumienie gdzieś po drodze. Stąd poprawka zwiększająca odległość z 500 do 700 metrów - tłumaczy nam jeden z parlamentarzystów zaangażowanych w sprawę.

Dlaczego 700 metrów, a nie np. 600 czy 800? Tego rząd nie wyjaśnia. Zapytaliśmy o to rzecznika Rady Ministrów Piotra Muellera, ale nie odpowiedział na naszą wiadomość. Jeden z ważnych polityków PiS przekonuje nas, że odległość 700 metrów "ustrzeże mieszkańców terenów inwestycyjnych przez nadmiernym hałasem i innymi uciążliwościami".

Eksperci twierdzą, że taka zmiana źle wróży dla energetyki wiatrowej. - Energetyki nie da się planować na chłopski rozum. Analizy pokazują, że taka zmiana zmniejszy o połowę możliwość budowy elektrowni wiatrowych - przekonuje rzecznik Greenpeace Marek Józefiak.

Ale Marek Suski jest większym optymistą: - My nie walczymy z wiatrakami, wręcz przeciwnie. Ta ustawa otwiera drogę do inwestycji wiatrakowej, a jednocześnie równoważy interesy inwestorów i obywateli - przekonuje wiceszef klubu PiS.

Kolejni rozmówcy z obozu władzy podkreślają też, że nie należy zapominać o Pałacu Prezydenckim. Według nieoficjalnych informacji, o których pisała już gazeta.pl, prezydent Andrzej Duda - mimo że w przeszłości sam krytykował energetykę wiatrową na lądzie - jest skłonny podpisać ustawę wiatrakową. Warunek: nie może być "za bardzo zliberalizowana".

Zobacz też: Poprawka do ustawy wiatrakowej. "Wyjątkowy skandal"

Polityk PiS: Energetyka wiatrowa jest niezbędna

W klubie PiS - mimo sceptycznych głosów - nie brakuje posłów, którzy są zdecydowanymi zwolennikami wiatraków. Jednym z nich jest Grzegorz Gaża, wiceprzewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki oraz Transformacji Energetycznej i Górniczej, a także przewodniczący Parlamentarnego Zespołu na rzecz Rozwoju Elektromobilności i Energetyki Prosumenckiej. - Biorąc pod uwagę obecny kryzys energetyczny, spowodowany m.in. agresją Rosji na Ukrainę i przerwaniem łańcuchów surowców energetycznych, niezbędny jest rozwój najtańszego znanego nam obecnie źródła energii elektrycznej, jakim jest energetyka wiatrowa. Uważam, że brak rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce może spowodować nieodwracalne skutki gospodarcze - mówi Wirtualnej Polsce parlamentarzysta PiS.

Nasz rozmówca przekonuje, że "przez zaniechanie budowy elektrowni jądrowych na terenie Polski, zahamowany został rozwój nauki i straciliśmy dostęp do bezemisyjnych źródeł energii".

Poseł Grzegorz Gaża wymienia także niepodważalne skutki pozytywne dla obywateli. - Ustawa sprzyja rozwojowi energetyki wiatrowej i angażuje lokalną społeczność. Należy zauważyć, że istotnym elementem jest pojęcie prosumenta wirtualnego, zgodnie z którym każdy mieszkaniec gminy może zaspokoić część swojego zapotrzebowania na energię elektryczną z OZE. Zgodnie z raportem Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej zmiana regulacji pozwoli dodatkowo osiągnąć nawet 12,5 GW nowych mocy zainstalowanych - mówi nam wiceszef parlamentarnego zespołu ds. energetyki.

Jego zdaniem ustawa "zwiększa wolność obywatelską i gospodarczą Polaków". Jednak w klubie parlamentarnym PiS jest wielu polityków, którzy nie podzielają tego entuzjazmu. I trudno ich przekonać do zmiany poglądów.

Nie ma prezesa, nie ma kontroli

Z kłopotów i zamieszania wokół ustawy wiatrakowej doskonale zdaje sobie sprawę Jarosław Kaczyński. Prezes PiS - jak przyznaje nam jeden z jego współpracowników - na bieżąco jest informowany o postępach prac w tej sprawie. - Szef zakomunikował krótko: zróbcie tak, żeby było dobrze - mówi polityk PiS.

Niemniej sytuacja nie jest w stu procentach pod jego kontrolą. A dzieje się tak dlatego, że Kaczyński od kilku tygodni dochodzi do zdrowia i nie zanosi się na jego szybki powrót do publicznej aktywności (wyjątkiem są głosowania w Sejmie). Powód? Przedłużająca się rehabilitacja po zabiegu kolana.

- Prezes porusza się przeważnie bez kul, ale o dłuższych trasach po Polsce na razie nie ma mowy - mówią politycy PiS.

Dlatego Kaczyński do objazdu Polski wróci dopiero wiosną, a nie - jak planował - na przełomie stycznia i lutego.

Dla polityków PiS to zła wiadomość, bo w takich sytuacjach, jak ta z ustawą wiatrakową, zdanie Kaczyńskiego było zwykle busolą dla wyborców i partyjnych działaczy. Choć nie zawsze. Forsowana przez niego osławiona "piątka dla zwierząt" spotkała się nie tylko ze sprzeciwem znacznej grupy posłów klubu PiS, ale przede wszystkim z oporem najwierniejszej nawet grupy wyborców.

- Nie chcemy powtórki z historii - mówi dziś, w środku sporu o wiatraki, czołowy przedstawiciel partii rządzącej.

Inny rozmówca: - Wydarzenia z 2020 roku wokół "piątki" były dość traumatyczne. Wtedy jednak nie było żadnych wyborów i można było się kłócić. Dziś na podziały i spory nie powinno być miejsca.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1473)