Wezwanie w kodzie pierwszym. Ratownik opowiada, co go spotkało
- Wezwanie było w kodzie pierwszym, czyli wyjazd pilny. Na miejscu zastaliśmy pacjenta leżącego na podłodze - relacjonuje WP ratownik medyczny z Zamościa zaatakowany podczas udzielania pomocy. Sprawdzamy, co do tej pory zrobił rząd, aby po tragedii w Siedlcach zapewnić większe bezpieczeństwo ratownikom.
- Ta praca daje mi satysfakcję. Lubię ten zawód, bo mam możliwość niesienia pomocy ludziom - mówi bez wahania 33-letni ratownik medyczny, pracujący na co dzień w zamojskiej stacji pogotowia ratunkowego.
Nie podaje imienia i nazwiska, bo po tym, co go spotkało, dla swojego bezpieczeństwa chce pozostać anonimowy. Akt oskarżenia w sprawie Adriana K., który zaatakował go podczas interwencji medycznej prokuratura rejonowa w Biłgoraju skierowała do sądu w kilka dni temu.
Było sylwestrowe popołudnie, kiedy wezwano pomoc do Korytowa Dużego w pow. biłgorajskim. 33-letni pacjent miał się uskarżać na nagły, silny ból głowy.
- Wezwanie mieliśmy w kodzie pierwszym, czyli był to wyjazd pilny. Nawet dzwonił wtedy dyspozytor, że do naszej dyspozycji czeka śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - relacjonuje ratownik.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policyjny dron obserwował kierowców. Posypały się mandaty
Do pacjenta nasz rozmówca pojechał razem z drugim ratownikiem, z którym był wówczas na zmianie.
- Na miejscu zastaliśmy pacjenta leżącego na podłodze w obecności żony, dziecka i jeszcze kogoś z rodziny. Przystąpiliśmy do badania. Pacjent już od początku był nie współpracujący, w trakcie robił się coraz bardziej agresywny. Na początku ubliżał nam, wyklinał od najgorszych. Wtedy powiedzieliśmy panu, że jeżeli się nie uspokoi, zostanie wezwana policja. On na to nie reagował, mimo że nawet żona próbowała go uspokoić - relacjonuje ratownik.
W pewnym momencie agresja słowna zmieniła się w fizyczną.
- Po prostu wstał i rzucił się na mnie. Przewrócił mnie na łóżko, dostałem pięścią w głowę, byłem kopany, zostałem kilka razy uderzony w korpus - opisuje ratownik.
Medykowi udało się w końcu oswobodzić i wstać, doszło jeszcze do szarpaniny. - Próbował mnie znowu uderzyć, ale szczęśliwie się uchyliłem i mnie nie trafił. Jakby mnie trafił, dostałbym z pięści prosto w twarz - dodaje.
W tym samym czasie, drugi członek zespołu kliknął przycisk "pomoc" na tablecie, który mają zawsze ze sobą ratownicy. Dyspozytor wezwał na miejsce patrol policji. W oczekiwaniu na funkcjonariuszy, ratownicy wyszli z mieszkania przed dom pacjenta.
Kiedy na miejsce przyjechali policjanci, również zostali zaatakowani przez agresywnego chorego.
- Próbowali z nim najpierw rozmawiać, ale również zareagował agresją. Przy próbie zatrzymania dostał wtedy także policjant - relacjonuje ratownik.
W końcu agresora udało się skuć i przewieźć do szpitala, gdzie został przebadany. Po badaniu trafił na komendę. Biłgorajska prokuratura w ub. tygodniu oskarżyła go o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy publicznych, znieważenie ich oraz użycie przemocy w celu zmuszenia do zaniechania czynności służbowych.
Adrian K. przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów stwierdził, że nie pamięta co się stało w jego domu. Grozi mu do trzech lat więzienia.
Do dziś ratownik medyczny nie wie, co tak bardzo wzbudziło agresję pacjenta. Jedną z przyczyn mógł być alkohol. - Mi się wydaje, że znalazł sobie po prostu obiekt agresji. W ogóle nie zwracał uwagi, że obok jest jego żona i dziecko - dziwi się.
Ratownik przyznaje, że z podobną agresją częściej spotykał się w poprzedniej pracy, w szpitalu. Ale tam, jak mówi, zawsze można było liczyć na pomoc większej liczby personelu. Na wyjazdach jest się we dwie, góra trzy osoby.
- Kiedyś na karetce też jeździło się w trzy osoby. Teraz niestety jeździmy tylko we dwie, więc jest trudniej skutecznie zareagować. Oczywiście mamy leki, kaftan, ale nie tak łatwo kogoś agresywnego spacyfikować, żeby mu coś podać. We dwóch to bardzo trudne - przekonuje ratownik medyczny.
Ratownik medyczny zamordowany. Sprawca czeka na proces
Polskimi ratownikami medycznymi wstrząsnęła tragedia z Siedlec. 25 stycznia tego roku dwaj ratownicy zostali zaatakowani nożami przez pacjenta, któremu udzielali pomocy. 64-letni Cezary został ugodzony nożem w okolice serca. Zmarł w szpitalu. Ranny w ręce został również drugi ratownik.
Agresor, 59-letni Adam C. został aresztowany i usłyszał zarzut zabójstwa. Akt oskarżenia jeszcze nie trafił do sądu. - Cały czas trwa śledztwo - poinformowała WP prokurator Krystyna Gołąbek, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.
Ratownik medyczny, z którym rozmawiamy, przyznaje, że całe środowisko oczekuje na pilne zmiany, które miałyby poprawić ich bezpieczeństwo.
- Moje pogotowie akurat podjęło kroki, aby coś zrobić. Kilka dni temu zorganizowano kurs samoobrony. Ale oczywiście w trakcie pięciu czy sześciu godzin nie damy rady się nauczyć jakichś niesamowitych technik - przyznaje. - Ale jeśli chodzi o pomoc systemową, to widzę, że na razie są tylko obietnice - dodaje z goryczą.
Jak mówi, ratownicy liczą na podwyższenie kar za ataki na nich. - Ale też chodziłoby o zwiększenie naszego bezpieczeństwa poprzez wprowadzenie zespołów trzyosobowych. Słyszymy, że nie można tego wdrożyć, bo brakuje personelu. Mi się wydaje, że chodzi o oszczędności. Na różne głupoty się wydaje pieniądze, a tu jednak chodzi o ludzkie życie - uważa ratownik.
Ataki na ratowników medycznych. Co robi rząd?
Pod koniec lutego minister sprawiedliwości Adam Bodnar spotkał się z przedstawicielami środowisk medycznych. Dyskutowano o prawidłowości działań podejmowanych przez prokuratorów i policjantów w sprawach dotyczących ataków na ratowników. Trwa analiza postępowań prowadzonych w tych sprawach w 2024 roku. Równocześnie trwają prace nad zmianą kwalifikacji czynu jaką jest napaść na ratownika medycznego.
W Sejmie rozpoczęły się też prace na nowelizacją ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. W projekcie zapisano rozróżnienie na dwu- i trzyosobowe zespoły ratownictwa. Ponadto członkowie zespołów obowiązkowo mają mieć zapewnione wsparcie psychologiczne. Będą także cyklicznie szkoleni z samoobrony i technik deeskalacyjnych.
Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało zaś, że zapewni ratownikom kamizelki nożoodporne.
Nasz rozmówca w zawodzie ratownika medycznego pracuje już od 11 lat. Pomimo niebezpiecznej sytuacji, jaka go spotkała, nie myśli o zmianie zawodu. - Ale z pewnością to zostaje w głowie - przyznaje.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl