Pasażerowie odwdzięczają się miłymi gestami
WP: Pasażerowie jednak pana doceniają. Ludzie piszą, że z takim kierowcą pojechaliby nawet na koniec świata.
- Mam olbrzymią satysfakcję zarówno zawodową jak i prywatną, gdy widzę, że ludzie się do mnie uśmiechają i doceniają to co robię. Od firmy nigdy nie dostałem za to żadnych pieniędzy. Raz tylko ZTM dał mi nagrodę, a poza tym żadnej pochwały. Koncentrują się tylko na tym co złe. Klapki mają na oczach. Jak przyjdzie dziesięć pochwał i jedna skarga, to zwrócą uwagę tylko na naganę. Premią i nagrodą są dla mnie ludzie, którzy na facebooku przesyłają mi ciepłe słowa oraz pasażerowie, którzy machają ręką na pożegnanie i dziękują za wspólną jazdę. Jest też grupka dzieciaków, którzy jeżdżą ze mną tam i z powrotem. Oni są z rozbitych rodzin, nie mają ojców. Zamiast siedzieć przed komputerem czy włóczyć się po mieście podróżują ze mną autobusem i nazywają mnie tato. To bardzo miłe, często spędzam z nimi więcej godzin niż ze swoimi dziećmi.
WP: Jak pana rodzina ocenia to co pan robi?
- Wydaje mi się, że córka na początku mogła się wstydzić. Jak chodziła do liceum to większość dzieci miała rodziców lekarzy, prawników, a ja byłem tylko zwykłym kierowcą, mimo, że mam wyższe wykształcenie. Później o mojej działalności zrobiło się głośno. Ludzie sami ją wypytywali czy ten Wesoły Kierowca to twój tata. Wtedy zaczęła być ze mnie dumna. Z żoną natomiast się rozstałem. Do tego co robiłem podchodziła sceptycznie, może gdybym przynosił z tego jakieś pieniądze, to byłaby zadowolona, a tak ją to nie interesowało.
WP: Podejrzewam, że nie brakuje panu również adoratorek. Zapraszają na kawę?
- Pisze do mnie wiele przedstawicielek płci pięknej. Nie spodziewałem się, że potrafią być aż tak namolne. Nie korzystam jednak z ich propozycji, dlatego, że mam fantastyczną kobietę.