Weekendowa armia rezerwowa. Czego politycy nie powiedzieli o powszechnych szkoleniach?
- Zapowiedziane przez rządzących polityków powszechne przeszkolenie wojskowe mężczyzn w formule weekendowej mogłoby trwać nawet dekadę - uważa płk rez. Piotr Lewandowski, weteran i ekspert wojskowy. W rozmowie z WP ostrzega, że bez rzetelnego przygotowania te inicjatywy mogą stać się "piknikami wojskowymi" - bez znaczenia dla stworzenia rezerw armii.
Powszechne szkolenia wojskowe mogłyby odbywać się w trybie jednodniowym, trzydniowym lub miesięcznym - wynika z nieoficjalnych ustaleń mediów. Szkolenia dla "każdego dorosłego mężczyzny "zapowiadali ostatnio premier Donald Tusk i szefa MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Źródła Wirtualnej Polski potwierdzają, że w Ministerstwie Obrony Narodowej są już gotowe wstępne koncepcje, które mają zwiększyć zainteresowanie szkoleniami.
Na posiedzeniu rządu we wtorek premier Tusk dodał, iż w 2027 r. Polska miałaby osiągnąć możliwość przeszkolenia wojskowego 100 tys. ochotników w ciągu roku. Eksperci wojskowi wskazują, że poza deklaracjami politycy nadal nie podają organizacyjnych szczegółów nowych inicjatyw powszechnych szkoleń wojskowych.
Przypomnijmy, że w Polsce działa już szkolenie jako "dobrowolna zasadniczą służbą wojskową" (ZDSW trwa miesiąc i kończy się przysięgą żołnierza). Wprowadziła je Ustawa o obronie Ojczyzny z 2022 roku.
Od kilku lat odbywają się jednodniowe zajęcia pt. "Trenuj z wojskiem". MON zapowiada je jako otwarte szkolenia wojskowe dla każdego chętnego. Zajęcia obejmują: "posługiwanie się bronią, strzelanie na trenażerze, techniki przetrwania, zachowanie podczas alarmów, walkę wręcz, rzut granatem". Co w takim razie jest nowością?
- Zapowiedź premiera rozumiem jako zbudowanie rezerw dla armii. Muszę podkreślić, że rezerwę tworzą osoby, która odbędą zasadniczą służbę wojskową np. w trybie miesięcznym, złożą przysięgę i uzyskają przydział do konkretnej jednostki na czas wojny. Następnie regularnie kontynuuje szkolenie specjalistyczne - komentuje w rozmowie z WP płk rez. Piotr Lewandowski, weteran misji w Iraku i Afganistanie, wykładowca w klasach mundurowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Europa dałaby radę sama zapewnić bezpieczeństwo? "Spory problem"
Rozmówca WP uważa, że z jednodniowych czy weekendowych szkoleń nie powstaną rezerwy dla wojska. W opinii eksperta potrzeba minimum 10 dni/100 godzin zajęć do nauki strzelania z kilku pozycji oraz we współpracy w parze i trójce. W trzy dni czy weekend szkoleni nie staną się również specjalistami z obsługi poszczególnych rodzajów broni.
- Polacy są całkowicie zdemilitaryzowanym społeczeństwem. Dlatego jestem zwolennikiem powszechnego szkolenia wojskowego. Jednak bez rzetelnej analizy te inicjatywy zmienią się w pikniki wojskowe o walorach propagandowych. Efektem byłoby kształtowanie postaw proobronnych. To też potrzebne, skoro u nas media alarmują, że w sklepie widziano żołnierza z karabinem - podkreśla rozmówca. Nawiązuje do burzy wokół doniesień z lutego 2022 o żołnierzu, który z karabinem wszedł do Biedronki na zakupy.
Propozycja szkoleń zyskuje grono zwolenników - wynika z relacji zamieszczanych w social mediach.
Kto będzie szkolił i ile to potrwa?
Płk Lewandowski bezlitośnie punktuje problemy, o których rozwiązaniu politycy jeszcze nie wspomnieli. Jego zdaniem ważna będzie kwestia obciążenia armii organizowaniem szkoleń.
- Populacja mężczyzn w średnim wieku liczy około 7 mln osób. Przy założeniu, szkoleń w trybie weekendowym bierzemy po 20 tys. osób, cała akcja zajmie 7 do 10 lat - szacuje wojskowy wykładowca.
- Te masowe szkolenia będą latami obciążać zawodowe siły zbrojne. Policzmy: należałoby zaangażować 1000 instruktorów na weekend. Problem w tym, że oni zazwyczaj są podoficerami potrzebnymi w jednostkach do regularnego doskonalenia żołnierzy. Ci instruktorzy w tygodniu odbiorą wolne za pracującą niedzielę i sobotę, to osłabi szkolenie armii - punktuje rozmówca WP.
Płk Lewandowski uważa, że pomysłodawcy szkoleń muszą solidnie przeanalizować cele, jakie mają przynieść szkolenia, ich koszty, a także jakim stopień obciążenia armii. Sugeruje, aby skoncentrować się na selekcji grupy kandydatów w wieku 25-35 lat.
Rozważyć, czy część szkoleń może przeprowadzić sektor prywatny. Zdaniem Lewandowskiego najgorszy scenariusz to niedopracowana inicjatywa, gdzie "w piątek w jednostkach wojskowych w całej Polsce padnie pytanie: słuchajcie, kto może zrobić szkolenie cywilom jutro?".
Powszechne szkolenia wojskowe. Co wiadomo?
7 marca w Sejmie premier Donald Tusk przedstawił informację ws. sytuacji międzynarodowej i bezpieczeństwa Polski. Zwracał uwagę m.in. na liczebność armii walczących na Ukrainie. Jak mówił, wojska ukraińskie dysponują obecnie ok. 800 tysiącami ludzi, a armia Rosyjska liczy ok. 1,3 mln żołnierzy.
- My mówimy dzisiaj o potrzebie posiadania w Polsce armii półmilionowej, razem z rezerwistami - mówił. Wskazał, że szkolenia powinny pozostać nieobowiązkowe, ale mogą wiązać się z zachętami np. finansowymi.
We wtorek premier doprecyzował swoje stanowisko. Przypomniał, że obecnie dobrowolne zasadnicze szkolenia wojskowe trwają miesiąc i każda osoba, która bierze w nich udział, otrzymuje 6 tys. zł. - Dla nas najważniejsze jest, żeby każdy zainteresowany mógł najpóźniej w 2026 r. w takim szkoleniu uczestniczyć. To oznacza zadanie trudne, ale wiem, że wykonalne - powiedział.
Z innych wypowiedzi wynika, iż celem szkoleń jest powołanie armii liczącej pół miliona żołnierzy. - Będziemy gotowi z tym modelem w ciągu najbliższych tygodni. Trzeba będzie znaleźć pieniądze, ale to musi stać się zwyczajem, oczywistą tradycją, że każdy zdrowy mężczyzna w Polsce powinien chcieć się przeszkolić na wypadek obrony ojczyzny - podkreślił szef rządu w rozmowie z dziennikarzami.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski