PublicystykaWedług Trumpa, Turcja dokończy wojnę z ISIS. Erdogan ma jednak inne plany

Według Trumpa, Turcja dokończy wojnę z ISIS. Erdogan ma jednak inne plany

Prezydent Trump przekonuje, że Turcja dokończy wojnę z ISIS. Kłopot w tym, że prezydent Erdogan nie ma powodu, ani możliwości, tego dokonać. Na Bliskim Wschodzie pojawiły się już zapowiedzi powrotu kalifatu. Niemniej amerykańscy żołnierze wracają do domu.

Według Trumpa, Turcja dokończy wojnę z ISIS. Erdogan ma jednak inne plany
Źródło zdjęć: © IHA/AP/East News
Jarosław Kociszewski

W triumfalnym tonie Donald Trump na Twitterze poinformował, że prezydent Erdogan zapewnił go, iż zniszczy pozostałości ISIS w Syrii, a przecież Turcja z tym krajem sąsiaduje. Przeświadczenie prezydenta USA o końcu tzw. Państwa Islamskiego leżało u podstaw decyzji o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Syrii. Nieistotne przy tym, że w proteście rezygnacje złożyli sekretarz obrony i szef agencji odpowiedzialnej za wojnę z ISIS, nie mówiąc o protestach Kurdów i innych sojuszników.

Wbrew temu co mówi Donald Trump, Turcja nie zakończy wojny z ISIS chociażby ze względu na fizyczną odległość. Może z perspektywy Białego Domu tzw. Państwo Islamskie jest blisko Turcji, jak stwierdził prezydent USA, ale w rzeczywistości tereny pozostające pod wpływem islamistów nie graniczą z obszarami kontrolowanymi przez Ankarę.

Według różnych szacunków ISIS nadal ma od kilku do nawet 30 tys. ludzi pod bronią, którzy zajmują już tylko niewielki fragment Doliny Eufratu na południu Syrii. Dlatego prawdą jest, że kalifat utracił 99 proc. terytorium, co stanowiło podstawę decyzji Trumpa. Niemniej duże, przede wszystkim pustynne obszary południa Syrii, ale także wielkie tereny wschodniego i centralnego Iraku znajdują się pod wpływem dżihadystów.

W obliczu wojskowej presji wywieranej przez koalicję na czele z USA sunnickie plemiona arabskie mieszkające w tych rejonach głośno odżegnały się od związków z ISIS. Nie zmieniły się jednak przesłanki, dla których kilka lat temu ci ludzie opowiedzieli się po stronie islamistów. W Iraku nadal czują się zdominowani przez szyitów, a w Syrii obawiają się twardej ręki reżimu prezydenta Asada.

Nie tylko Kurdowie walczyli z dżihadystami, ale to właśnie klin ziem opanowanych przez nich z aktywnym wsparciem USA, Wielkiej Brytanii i Francji rozciął kalifat, a na północy odciął od granicy z Turcją. Ankara nigdy nie była wrogiem islamistów w Syrii i przymykała oko nawet na tak spektakularne poczynania ISIS, jak konwoje setek cystern wywożących ropę naftową z Syrii w celu sfinansowania kalifatu.

Według medialnych doniesień prezydent Erdogan przekonywał Trumpa, że ISIS jest pokonane, ale nie robił tego w celu doprowadzenia do całkowitego wycofania się USA. Bardziej chodziło mu o osłabienie relacji amerykańsko – kurdyjskich niż pozbycie się stosunkowo niedużego kontyngentu 2 200 żołnierzy, którzy jednak skutecznie stabilizowali region.

Teraz inicjatywa strategiczna należy do Erdogana i najwyraźniej postanowił ją wykorzystać. Ma już "błogosławieństwo" Trumpa do interwencji w Syrii. W ten sposób będzie mógł uderzyć na Kurdów nie tylko siłami wspieranych przez Turcję, sunnickich milicji, ale też z użyciem własnej armii – a wszystko pod szyldem walki z ISIS.

Oczywiście krwawa łaźnia, jeżeli Erdogan zgotuje ją Kurdom, będzie wielkim politycznym triumfem rywali i wrogów USA, od Rosji po Iran czy Koreę Płn. i Chiny. Uzyskają jasny dowód na to, jak niestabilnym i niewiarygodnym sojusznikiem jest Waszyngton.

Co więcej, istnieje poważne ryzyko odrodzenia się ISIS nie tylko na Bliskim Wschodzie. Po rosnącą presją Kurdowie mogą zrealizować groźbę uwolnienia wielu pojmanych dżihadystów, w tym radykałów z Zachodu. Tego najbardziej obawiają się Paryż i Londyn zapowiadające utrzymanie koalicji, która jednak bez amerykańskiego wsparcia traci możliwość skutecznego.

Nic jednak nie wskazuje na to, żeby wydarzenia na Bliskim Wschodzie, konsekwencje dla sojuszników porzuconych na polu walki czy wzmocnienie międzynarodowych rywali kłopotało Donalda Trumpa. Realizuje obietnicę wyprowadzenia wojsk z Syrii i Afganistanu i tylko to się dla niego liczy. Hasło "America First" w tym przypadku oznacza izolacjonizm i skupienie się na szybkich zyskach wewnętrznych, a reszta świata, wraz z generałami czy ekspertami w Waszyngtonie, może co najwyżej przecierać oczy ze zdumienia.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

syriaturcjausa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)