Zmiany w USA mogą wpłynąć na budowę "Fortu Trump". Nowy szef Pentagonu jest niewiadomą
Już 1 stycznia 2019 r. Pentagon będzie mieć nowego, pełniącego obowiązki sekretarza obrony. Miejsce gen. Mattisa zajmie Patrick Shanahan, człowiek ze świata biznesu. Politycy w Warszawie różnią się w ocenie wpływu tej zmiany na plany rozmieszczenia żołnierzy USA w Polsce.
Po liście z rezygnacją, w którym gen. James Mattis skrytykował politykę Donalda Trumpa, a zwłaszcza utratę wiarygodności wobec sojuszników, prezydent skrócił okres wypowiedzenia. Doświadczony wojskowy, często uważany za ostatni element stabilizujący politykę zagraniczną Białego Domu, odejdzie z końcem grudnia 2018 r., a nie dwa miesiące później.
Przynajmniej czasowo na czele departamentu obrony stanie 56-letni Patrick Shanahan, który karierę zbudował w kierownictwie koncernu Boeing, a do Pentagonu, w roli zastępcy sekretarza obrony, przyszedł w lipcu 2017 r. jako "biznesowe zaplecze" dla wywodzącego się z wojska Mattisa. Decyzję o jego nominacji Trump opublikował na Twitterze dodając, że Shanahan jest "bardzo utalentowany" i "będzie świetny".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Ta zmiana nie będzie miała wielkiego wpływu na umieszczenie amerykańskiej bazy w Polsce. Tu w zasadzie wszystko już wiadomo – mówi Wirtualnej Polsce Tomasz Siemoniak, były minister obrony Polski. – Teraz wszystko jest już w rękach profesjonalistów i po ostatnim raporcie Atlantic Council widać, że będzie to obecność rotacyjna z pewnymi elementami stałej infrastruktury. Teraz czekamy na raport Pentagonu w lutym i decyzję, na którą nie miałoby znaczenia, czy byłby to Mattis czy Shanahan.
Według Siemoniaka nie będzie to "Fort Trump", o którym mówił Andrzej Duda. Niemniej, zdaniem polityka, każdy krok w kierunku zwiększenia sojuszniczej obecności w Polsce jest dobry. Były szef MON skrytykował natomiast prezydenta za publiczne wyrażenie zadowolenia z rezygnacji Mattisa, który sceptycznie traktował budowę "Fortu Trump", co sugerowałoby, że jego ustąpienie ułatwi budowę stałej bazy w Polsce. Według Siemoniaka, takie słowa prezydenta sojuszniczego kraju niczego nie dają, ale zostaną negatywnie odnotowane i zapamiętane przez amerykańskich wojskowych.
- Moim zdaniem zmiana w Pentagonie, przynajmniej na jakiś czas, spowolni budowę bazy USA w Polsce - mówi Wirtualnej Polsce Janusz Zemke, wieloletni sekretarz stanu w MON. - Generał Mattis wielokrotnie udowadniał swoją przychylność wobec Polski i wagę relacji z sojusznikami, co podkreślił też w liście z rezygnacją. Nowy szef resortu obrony ma realizować politykę "America first", najpierw Ameryka, a nie kontynuować działania poprzednika. Stąd uważam, że Shanahan zajmie się przeglądem współpracy z sojusznikami pod tym kątem właśnie i zahamuje podejmowanie nowych zobowiązań poza USA.
- Byłem świadkiem dwóch zmian na czele Pentagonu i nigdy nie wyglądało to tak, jak teraz – podkreśla Siemoniak. – Zmian były zapowiedziane, wiadomo było kto będzie następny, a ustępujący sekretarz obrony miał czas oficjalnie pożegnać się z partnerami i sojusznikami z NATO.
Shanahan jest absolwentem słynnej uczelni MIT w Bostonie, a pracę w Boeingu rozpoczął jako inżynier w 1986 r. Z korporacją budującą samoloty i elementy programu kosmicznego związane było jego całe życie zawodowe. Zapewne stąd też publicznie wyrażane poparcie dla pomysłu Donalda Trumpa utworzenia szóstej, kosmicznej gałęzi sił zbrojnych, czyli tzw. "space force".
Prezydenci USA często zarządzanie Pentagonem powierzali ludziom związanym z wojskiem lub wywiadem. Niejednokrotnie byli to generałowie w stanie spoczynku tacy jak James Mattis, albo przynajmniej posiadający wieloletnie doświadczenie w resorcie obrony, czego przykładem jest Ashton Carter, ostatni sekretarz obrony za prezydentury Baracka Obamy.
Shanahan nie jest jednak pierwszym sekretarzem obrony ze świata biznesu. Najsłynniejszym przykładem takiego transferu był Robert McNamara, który co prawda był oficerem w czasie drugiej wojny światowej, ale karierę związał z koncernem Forda. Biznesmen kierował Pentagonem w czasie prezydentur Kennediego i Johnsona. Zasłynął przeniesieniem do resortu obrony biznesowym metod zarządzania i podejmowania decyzji, co było źródłem zarówno sukcesów jak i porażek.
Podobnego podejścia można spodziewać się po nowym sekretarzu obrony. Przez półtora roku pracy w Pentagonie Shanahan podkreślał konieczność zwiększania efektywności funkcjonowania resortu obrony i tworzenia środowiska bardziej sprzyjającego biznesowi. Dzięki doświadczeniu w oddziale Boeinga zajmującym się obroną przeciwrakietową manager zajął się formułowaniem nowej, amerykańskiej polityki w tej dziedzinie.
"Fort Trump"? Andrzej Duda mówi o wiośnie
Prowadził także audyt w ministerstwie obrony i podejmował działania zmierzające do ograniczenia niepotrzebnych wydatków, albo wręcz rozrzutności i marnotrawstwa w armii i całym resorcie. To podejście jest co prawda bliskie Trumpowi, lecz wywołuje opór wśród amerykańskich generałów i doświadczonych pracowników Pentagonu.
Shanahan nie posiada jednak żadnego doświadczenia w sprawach międzynarodowych, co uważane jest za poważny minus u człowieka stojącego na czele resortu obrony najpotężniejszego mocarstwa na świecie. Stąd nie wiadomo, co dokładnie myśli o wycofaniu wojsk z Syrii, które było powodem rezygnacji Mattisa, z Afganistanu, wojny na Ukrainie i rywalizacji z Rosją, czy sytuacji na Półwyspie Koreańskim. Brak jasnych poglądów nowego sekretarza obrony na te kluczowe wyzwania dla bezpieczeństwa światowego niepokoi także Tomasza Siemoniaka, byłego szefa MON.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl