Waszyngton dał zielone światło. "Nie ma mowy o promocji"
Amerykanie poinformowali, że rząd USA wydał zgodę na sprzedaż Polsce nie tylko czołgów, ale też bardzo dużego zapasu amunicji. Całość ma kosztować 3,75 mld dolarów. Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zapowiadał, że cena będzie okazyjna. Pojawiły się wątpliwości, czy rzeczywiście tak jest.
Na stronie amerykańskiej Defense Security Cooperation Agency opublikowano dokument dotyczący zakupu przez Polskę czołgów M1A1SA, sprzętu towarzyszącego oraz zapasu części zamiennych i amunicji. Zakup odbywa się w ramach procedury Foreign Military Sales.
Polska strona na razie nie zabrała głosu, co nie jest niczym niezwykłym. Ministerstwo Obrony Narodowej jako jedyne nie posiada rzecznika prasowego, a komunikację bezpośrednio prowadzi minister Mariusz Błaszczak przy pomocy informacji publikowanych w mediach społecznościowych.
Według amerykańskich informacji Polska kupi 116 czołgów w wersji M1A1SA, 12 wozów zabezpieczenia technicznego M88A2, osiem mostów szturmowych M1110, sześć wozów dowodzenia M577A3, 26 samochodów HMMWV, czyli popularnych Humwee, 26 pojazdów JLTV, a także części zamienne i uzbrojenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Gorzka ocena ministra Błaszczaka. "Kompletnie niesamodzielny"
Do Sił Zbrojnych RP trafi116 wielkokalibrowych karabinów maszynowych M2 kaliber 12,7 mm, 232 sztuki karabinów maszynowych M240 kaliber 7,62 mm oraz sześć zapasowych silników dla Abramsów. Cieszą przede wszystkim imponujące zakupy amunicji czołgowej. Polska kupi około 600 tys. pocisków, w tym 60 tys. najnowocześniejszych pocisków przeciwpancernych, które są zdolne do niszczenia każdego czołgu rosyjskiej produkcji. Wraz z nieco starszymi wersjami do Polski trafi 112 tys. nowoczesnych pocisków przeciwpancernych.
- M1A1SA to nie są nowoczesne czołgi - zastrzega Bartłomiej Kucharski, ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych. - Nie mają nowoczesnego opancerzenia ani systemu kierowania ogniem, tym niemniej mają dwie zalety: nie ustępują zbytnio nawet zmodernizowanym T-72 i T-80, a ponadto są stosunkowo szybko dostępne. Biorąc pod uwagę oddanie Ukrainie mniej więcej 1/3 posiadanych czołgów i wciąż odległe terminy dostaw nowych Abramsów, jak również tempo dostaw K2, jest to nawet całkiem niezłe rozwiązanie - podkreśla ekspert.
Nowoczesna amunicja
- Nie jest tajemnicą, że prócz zakupu nowego uzbrojenia, trzeba również kalkulować koszt jego eksploatacji. Wojna w Ukrainie pokazuje, że faktyczne zużycie amunicji bywa kilkukrotnie większe od zakładanego - zauważa z kolei Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG. - Amunicja czołgowa kalibru 120 mm jest dostosowana do wszystkich czołgów wykorzystujących armaty gładkolufowe w tym kalibrze. W środowisku ekspertów toczyła się dyskusja dotycząca dostosowania niemieckiej amunicji do strzelania z czołgów M1A2. Konkluzją było ustalenie, że muszą to certyfikować producenci czołgów i amunicji - dodaje.
Faktycznie kupiona amunicja jest standardu NATO, co oznacza, że może być nie tylko stosowana w armatach gładkolufowych Abramsów, ale także w armatach Leopardów, czy właśnie dostarczonych koreańskich K2. Jest to dobry krok, ponieważ przed wybuchem wojny w Ukrainie MON zakupił starą amunicję, która nie przystaje do współczesnego pola walki.
Polska wraz z pierwszym pakietem 250 czołgów Abrams kupiła pociski KE-W A1, które wywodzą się koncepcyjnie z końca lat 80. XX wieku. W 2014 roku podobne pociski kupił rząd koalicji PO-PSL. Wówczas opozycja wytykała, że pociski nie spełniają wymagań i nie zatrzymają żadnego rosyjskiego czołgu. Osiem lat później PiS podjął niemal bliźniaczą decyzję.
Wojna w Ukrainie na szczęście spowodowała zmianę myślenia w MON i podjęto kroki, aby Polska znacznie szybciej pozyskała nowoczesną amunicję. Jeszcze pół roku temu nowej amunicji można było się spodziewać dopiero za około dekadę, polski przemysł zbrojeniowy nie jest bowiem w stanie wyprodukować samodzielnie czołgowego pocisku przeciwpancernego o odpowiednich parametrach.
Teraz czas dostawy zależny będzie jedynie od mocy produkcyjnych amerykańskich zakładów. Można mieć jedynie zarzut, że resort obrony pomyślał o tym dopiero, kiedy tuż za granicą wybuchła wojna, o której wywiady wiedziały od dłuższego czasu.
- Zakup dużych ilości amunicji zasili łącznie ponad 360 czołgów, bo też ćwierć tysiąca kupionych wcześniej nowocześniejszych Abramsów. To dobra decyzja. Pamiętajmy jednak, że na razie nie mówimy o umowie, a o zgodzie na zakup. Realnie możemy zapłacić mniej, jeśli zrezygnujemy z niektórych elementów, np. kupimy mniej amunicji - wyjaśnia Kucharski z Zespołu Badań i Analiz Militarnych.
Obecnie zapotrzebowanie rynku na nowe pojazdy i amunicję jest znacznie większe, przez co ceny wzrosły. Dodatkowo koszty podnosi spadek wartości złotówki i rozpędzona inflacja. Jednak MON nic sobie z tego nie robi. Nadal kupuje niczym dziecko, które zabrało kartę kredytową rodzicom.
Duże koszty?
Nowe uzbrojenie ma trafić do 1. Brygady Pancernej w Wesołej i 21. Brygady Strzelców Podhalańskich w Żurawicy. Pojazdy te mają zastąpić ponad 300 sztuk czołgów z rodziny T-72 na Ukrainę. Wedle zapewnień ministra Błaszczaka mieliśmy ponieść jedynie koszty rozkonserwowania, transportu i modernizacji w polskich zakładach zbrojeniowych.
Tymczasem Polska otrzymała z USA zaledwie 288,6 milionów dolarów w ramach programu Foreign Military Financing. Choć jest jednym z największych beneficjentów, to jednak w żaden sposób nie pokryje to kosztów wymiany sprzętu.
- W komunikacie DSCA jest mowa o maksymalnej wartości kontraktu - zauważa Link-Lenczowski. W przypadku tego ogłoszenia znaczącą część stanowi wartość amunicji, dlatego ciężko przeliczać to na koszt jednostkowy samych czołgów.
Koszt samej amunicji to około 60 proc. wartości całego kontraktu, który opiewa na 3,75 mld dolarów. Na dziś jest to 16,7 mld zł. Oznacza to, że jeśli na zakup zostanie przeznaczona cała sugerowana kwota, to wcale nie będzie to tak bardzo okazyjna cena, jak twierdzi minister Błaszczak.
- Nie znamy kosztów zakupu samych Abramsów, ale jeśli zestawić kwotę nowoczesnych i niemal nowych M1A2 SEpv3 z kupowanymi teraz w ponad dwukrotnie mniejszej liczbie starymi M1A1SA, i biorąc pod uwagę pakiety logistyczne, nie można mówić o promocji - podkreśla Kucharski.
- Pamiętamy, że przedstawiciele władz RP wielokrotnie zarzekali się, że pozyskamy te czołgi tanio. Nie jest to cena szalenie wygórowana, szczególnie biorąc pod uwagę potencjalnie duży zakup amunicji czołgowej, ale nie ma mowy o promocji, czy o jakiejkolwiek formie istotnej skali wsparcia finansowego ze strony Waszyngtonu - dodaje ekspert.
Pakiet pełen ciekawostek
Większość komentatorów skupiła się na kwestii amunicji i kosztach samego kontraktu. Tymczasem do Polski trafią także pojazdy JLTV, mosty towarzyszące i inne pojazdy specjalistyczne.
- Zastanawiająca jest kwestia zakupu pojazdu 4x4 JLTV. W kontekście programu pojazdu Waran, który będzie produkowany w Polsce, jest to pomysł dyskusyjny - zauważa Kucharski.
Po raz kolejny jest to próba wprowadzania nowego wyposażenia tylnymi drzwiami, jak to było w przypadku śmigłowców czy granatników przeciwpancernych. W ten sposób mogą one przetrzeć szlak i spowodować, że wojsko wybierze amerykański produkt, zamiast rodzimego.
- W przypadku sprzętu pomocniczego bywało, że do Polski trafiały już różne "perełki". Przykładem mogą być transportery opancerzone M113, które trafiły z czołgami Leopard do Wojsk Pancernych. W przypadku ostatniego komunikatu ciekawostką jest możliwość zakupu pojazdów JLTV i wprowadzenie ich na stan Sił Zbrojnych - mówi Link-Lenczowski.
- Jeśli chodzi o wozy zabezpieczenia technicznego i mosty towarzyszące, zwykle praktykowało się kupowanie platform dostosowanych do współpracy z danym typem czołgu. Jednak, moim zdaniem, dobrze by było wprowadzić pewną unifikację, najlepiej przy współpracy z krajowym przemysłem - podkreśla ekspert.
- Kupno nawet 1000 nowych czołgów oznacza wymianę generacyjną i zastąpienie konstrukcji postsowieckich w Wojsku Polskim. Może to dobra okazja, aby polski przemysł się rozwinął i znacząco rozbudował swoje kompetencje w dziedzinie produkcji stali jakościowych i opanował technologię produkcji odkuwek luf? - pyta Link-Lenczowski.
Na razie resort obrony nie zajął stanowiska w sprawie zaangażowania polskiego przemysłu. Wiadomo jedynie, że używane Abramsy mają być modernizowane w Polsce. Czy zaangażowanie polskiego przemysłu obronnego będzie większe, przekonamy się w najbliższych miesiącach.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski