Waszyngton chce wzmocnienia wschodniej flanki NATO. "Potrzebne szybkie decyzje albo będzie po wojnie"
Już nie polityka rozmów i ustępstw wobec Rosji, ale coraz częściej to zapowiedzi ostrych sankcji oraz wzmocnienia flanki wschodniej NATO dominują w doniesieniach z Białego Domu. Równocześnie grupa wpływowych kongresmenów apeluje o szybszą sprzedaż Polsce supernowoczesnych czołgów Abrams. Czy Waszyngton zdąży przed możliwą agresją Władimira Putina na Ukrainę? Jakich wojsk potrzebujemy w tak newralgicznym momencie? - Decyzja musi być podjęta natychmiast - mówi gen. Waldemar Skrzypczak.
25.01.2022 | aktual.: 25.01.2022 19:01
Prezydent Joe Biden poważnie rozważa wysłanie nawet do 5 tys. dodatkowych żołnierzy US Army na wschód Europy w odpowiedzi na narastające napięcie na granicy rosyjsko-ukraińskiej. Takie informacje pod koniec ubiegłego tygodnia podawały największe amerykańskie media. Trudno nie czytać ich inaczej niż w kontekście zmiany akcentów polityki Waszyngtonu wobec Moskwy, która z początkowej ugodowości i stawiania na dialog ewoluowała w kierunku twardej konfrontacji.
Czołowi politycy Białego Domu sugerują możliwość wprowadzenia twardych sankcji, z blokadą dostępu do wysokich technologii oraz paraliżem rosyjskich sektorów strategicznych włącznie. Jak donosi "The New York Times", dodatkowe siły relokowane na wschodnią flankę NATO z USA i baz na zachodzie Europy mogłyby być zwiększone nawet do 50 tys. w przypadku zaostrzania się sytuacji militarnej na kontynencie.
Zobacz także
O tym, że zmiana strategii wobec Rosji jest realna, świadczy również pilna poniedziałkowa rozmowa prezydenta Joe Bidena z przywódcami europejskim, w tym z prezydentem Andrzejem Dudą. - Spotkanie odbywało się w trybie niejawnym. Analizowaliśmy sytuację wokół Ukrainy oraz rosyjskie działania. Najważniejsze jest to, że możemy mówić o jedności NATO - powiedział na konferencji prasowej po spotkaniu polski prezydent, który na piątek zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Gdy prowadzono rozmowy z Joe Bidenem, regionalna telewizja WRAL z Karoliny Północnej poinformowała, powołując się na rodziny żołnierzy, że decyzja o relokacji jednostek z Fort Bragg w tym stanie już zapadła i szykowany jest transport do Europy.
- W Fort Bragg stacjonuje m.in. 82 Dywizja Powietrznodesantowa. To doskonale wyposażony oraz wyszkolony związek taktyczny wojsk USA, ale nie do walk w Europie oraz operacji obronnych na Ukrainie czy w Polsce, gdzie używa się sprzętu ciężkiego. Z naszej perspektywy najlepiej byłoby, gdyby Amerykanie wysłali 1 Dywizję Kawalerii, 1 Dywizję Pancerną albo 3 Dywizję Piechoty, posiadającą sprzęt ciężki - mówi w rozmowie z WP gen. Waldemar Skrzypczak.
Osobnym i ważnym wątkiem wskazującym na zaostrzenie kursu Waszyngtonu wobec Moskwy jest również apel trzech wpływowych republikańskich kongresmenów o przyspieszenie przez Kongres sprzedaży Polsce czołgów M1A2 Abrams. W liście opublikowanym w poniedziałek 24 stycznia Mike Rogers, Mike Turner i Lisa McClain wzywają sekretarza obrony Lloyda Austina o przyspieszenie procesu w obliczu "rosyjskich prób destabilizacji wschodniej Europy". Zdaniem sygnatariuszy listu, "administracja Joe Bidena musi odpowiedzieć szybko i proporcjonalnie, wzmacniając wschodnią flankę NATO" w celu "powstrzymania rosyjskiej agresji".
"Pomoc w wyposażeniu Polski w czołg M1A2 służyłaby wyparciu sprzętu z czasów sowieckich w polskiej strukturze sił zbrojnych, a tym samym zwiększeniu interoperacyjności z siłami USA i NATO, przy jednoczesnym wzmocnieniu amerykańskiej bazy przemysłowej" - argumentują kongresmeni.
- Dobrze, że amerykańscy politycy naciskają na szybkie wydanie zgody na sprzedaż Abramsów do Polski, ale jeśli te czołgi mają nam pomóc, powinny być przerzucone natychmiast. Mam na myśli przynajmniej dwie brygady, czyli 250 maszyn. Chodzi o czas na przeszkolenie załóg w celu ewentualnego użycia broni na froncie. Na to potrzeba kilku miesięcy. Kwestie finansowe powinny się odbywać równocześnie. Bez szybkiej decyzji USA Abramsy na niewiele się przydadzą, bo będzie po wojnie - komentuje gen. Skrzypczak. Dowódca wojskowy dodaje, że czas działa na naszą niekorzyść.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości