PolitykaEkspert: Gdyby doszło do wojny, Ukraina liczy na wsparcie Polski

Ekspert: Gdyby doszło do wojny, Ukraina liczy na wsparcie Polski

- Gdyby doszło do ataku kinetycznego na pełną skalę, Kijów liczyłby na wsparcie Warszawy w zakresie leczenia rannych oraz przygotowania infrastruktury do szkoleń wojskowych. Z perspektywy Ukrainy, otoczonej przez Rosję i Białoruś, terytorium Polski stanowi głębię strategiczną. Polska prędzej czy później będzie musiała się odnieść do tych oczekiwań. Oczywiście o ile chce pełnić rolę stabilizatora bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej - mówi w WP Michał Baranowski, dyrektor General Marshall Fund w Warszawie.

Ukraina zwiększa gotowość bojową w obawie przed wojną z Rosją
Ukraina zwiększa gotowość bojową w obawie przed wojną z Rosją
Źródło zdjęć: © GETTY | Anadolu Agency
Marcin Makowski

21.01.2022 20:27

Marcin Makowski: Jest pan w tej chwili w Kijowie, rozmawia z politykami i dyplomatami ukraińskimi. Czy w stolicy czuć atmosferę nadciągającej wojny?

Michał Baranowski, dyrektor General Marshall Fund w Warszawie: To jest świetne pytanie, na które nie mam jasnej odpowiedzi. Z jednej strony mamy prezydenta Włodymyra Zełenskiego, który uspokaja sytuację w orędziu do narodu, prosząc o niepanikowanie i niewykupywanie jedzenia w sklepach. Również miasto zachowuje się zupełnie normalnie. Ludzie siedzą w knajpach, piją kawę - to mógłby być jakikolwiek styczniowy piątek. Z drugiej strony, gdy spotykamy się i rozmawiamy o konkretach z przedstawicielami ministerstw i politykami opozycji, jest bardzo jasne, że uważają oni zagrożenie atakiem ze strony Rosji za bardzo prawdziwe i prawdopodobne. Jednym zdaniem: napięcia nie czuje się na ulicach, ale można je wyczuć w gabinetach.

Jakie scenariusze możliwej agresji brane są pod uwagę?

Jest to szeroki wachlarz: od ataku cybernetycznego, przez włączenie w ten atak infrastruktury energetycznej, po możliwy atak rakietowy i wkroczenie regularnych wojsk na terytorium Ukrainy.

Czy wymienia się jakieś konkretne okno czasowe ataku?

Tak. Największe obawy w Kijowie związane są z ćwiczeniami wojskowymi Białorusi i Rosji zaplanowanymi na 10-20 lutego. To otwiera możliwość potencjalnego ataku na ukraińską stolicę z odległości 160 km. Wszyscy nasi rozmówcy jak jeden mąż mówią równocześnie, że Ukraina jest zdeterminowana i przygotowana do obrony. Oczywiście stopień przygotowania to osobna dyskusja. Politycy zapewniają jednak, że będą walczyć do końca, a dla Rosji to będzie ogromny koszt osobowy. Padają zdania takie jak: "To nie jest 2014 rok, wojsko jest zreformowane, a naród jest znacznie lepiej przygotowany".

Czy Ukraińcy obawiają się scenariusza ewentualnej prowokacji ze strony rosyjskiej? Na czym miałaby ona polegać?

Owszem, ten wątek wybrzmiewa na spotkaniach, zwłaszcza po tym, gdy do przestrzeni medialnej za sprawą Amerykanów przedostała się informacja o planowanych przez Moskwę akcjach sabotażowych o charakterze prowokacyjnym. Szukania "powodu do wojny". Nie jest to jednak największe zmartwienie Ukraińców. Oni są od lat doświadczani podobnymi działaniami ze strony Rosji i znają charakter wojny informacyjnej.

Bloomberg informował o możliwym ewakuowaniu amerykańskich dyplomatów z Ukrainy. Czy ta informacja wzbudziła poruszenie u pana rozmówców?

To może być zaskakujące, ale nie doświadczyłem nigdzie paniki, którą sugerowałoby możliwe pospieszne wycofywanie dyplomatów. Jeśli gdzieś dało się usłyszeć alarmistyczne tony, to raczej podczas wizyty studyjnej w Warszawie. W Polsce odnosi się wrażenie, że pierwsze strzały padną dosłownie za chwilę, w Kijowie niekoniecznie. Dla ludzi tutaj to jest kontynuacja wojny ciągnącej się od lat.

Ukraińcy w jakimś sensie oswoili życie w ciągłym zagrożeniu ze strony Rosji?

Zdecydowanie tak - zarówno społeczeństwo jak i klasa polityczna. Dla nas to początek potencjalnego nowego starcia, dla Ukrainy ciąg dalszy tego, co zaczęło się na Krymie i w Donbasie. Gdy jednak dociśnie się tamtejszych dyplomatów, można usłyszeć, że mają świadomość innej skali zagrożenia. Na granicy jest ponad 100 tys. rosyjskich żołnierzy, 54 grupy batalionowe, a stan osobowy rosyjskiej armii może się podwoić w ciągu jednego czy dwóch tygodni. Nikt nie odwraca głowy od faktów, ale inaczej interpretuje możliwy czas eskalacji - to nie dni, ale najbliższa przyszłość. Stąd różnica w podejściu.

A jakie jest podejście i oczekiwanie wobec Zachodu?

Ukraińcy przekazali nam, że mają pełną świadomość konieczności prowadzenia samotnej walki z Rosją, nie liczą na transporty żołnierzy, ale oczekują jednolitego podejścia NATO oraz Zachodu do tej agresji. Oczekują również dostaw uzbrojenia.

Czy problemy z jego transportem z Wielkiej Brytanii przez przestrzeń powietrzną Niemiec odbiły się w Kijowie echem?

Również w tym przypadku muszę stwierdzić, że te "pęknięcia w jedności Zachodu" są wyraźniej postrzegane w Warszawie, Berlinie czy Brukseli niż w Kijowie. Nawet tutejsi analitycy nie kładą nacisku na te sprawy, nie odnoszą się do przemówień Emmanuela Macrona czy innych polityków europejskich. O przelocie brytyjskich C-17 nie wspomniał ani jeden polityk. Jeśli jest jakiś temat, który rozpala wyobraźnię Ukraińców, to kompletne niezrozumienie niemieckiej polityki i zgody w kwestii gazociągu Nord Stream 2. Jeden z ważnych ukraińskich polityków powiedział nam, że oni nie są w stanie wytłumaczyć swoim wyborcom, z jakich względów Niemcy nadal upierają się przy certyfikacji gazociągu, który uzależnia ich od rosyjskiego gazu. Jeśli w debacie pojawia się temat dostaw militarnych - to głównie w kontekście USA, Wielkiej Brytanii i Polski.

Jak Ukraina postrzega rolę Warszawy w tej geopolitycznej układance?

Kijów traktuje Polskę oraz kraje bałtyckie jako sojuszników wewnątrz NATO, którzy w pełni rozumieją ich sytuację. Zarówno wojskową, jak i polityczną. Nie postrzegają jednak Polski jako najważniejszego i najsilniejszego rzecznika swoich spraw, to jasne. Formułowane oczekiwania ograniczają się do dostaw amunicji oraz uzbrojenia i kluczowego pytania o możliwość zapewnienia zaplecza dla działań ukraińskiej partyzantki. Oni kładą duży nacisk na ten rodzaj prowadzenia konfliktu, który ma być bardzo dotkliwy dla Moskwy. Gdyby doszło do ataku kinetycznego na pełną skalę, Kijów liczyłby na wsparcie Warszawy w zakresie leczenia rannych oraz przygotowania infrastruktury do szkoleń wojskowych. Z perspektywy Ukrainy, otoczonej przez Rosję i Białoruś, terytorium Polski stanowi głębię strategiczną. Polska prędzej czy później będzie musiała się odnieść do tych oczekiwań. Oczywiście o ile chce pełnić rolę stabilizatora bezpieczeństwa Europy Środkowo-Wschodniej, bo o to toczy się dzisiaj gra.

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjaukrainakijów
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (940)