Makowski: "Niebezpieczna gra Berlina. Fiasko polityki niemieckiej względem Rosji" [OPINIA]
Gdy Władimir Putin gromadzi ponad 100 tys. żołnierzy na granicy z Ukrainą, grożąc przemodelowaniem europejskiej architektury bezpieczeństwa oraz powrotem do sowieckich "stref wpływów", szef niemieckiej marynarki wojennej twierdzi, że "Półwysep Krymski przepadł", a rosyjski prezydent po prostu "chce szacunku". Cóż z tego, że w obliczu krytyki podał się do dymisji? Pora powiedzieć to na głos - niemiecka polityka uzależnienia energetycznego od Rosji oraz ustępstw względem Moskwy bankrutuje na naszych oczach. I budzi coraz większe obawy w Kijowie.
Przez dekady Zachód przyzwyczajał się do życia w epoce "końca historii", szukania usprawiedliwień dla agresywnej polityki Rosji, redukowania budżetu zbrojeniowego (proszę sprawdzić, ile państw NATO spełnia wymóg 2 proc. PKB na obronność) oraz stopniowego uzależniania się od gazu ze Wschodu. Sygnały alarmowe przychodziły jeden po drugim, ale wygodniej było je bagatelizować w imię "zachowania pokoju".
Oszukiwano się, że to "tylko" lokalny konflikt w Gruzji albo spór terytorialno-etniczny na Krymie i Donbasie, ale w rzeczywistości Władimir Putin - jak stwierdził niegdyś prezydent George Bush - "ma duszę demokraty". Przecież Rosja jest za duża, żeby nie uznawać jej ambicji. Czy warto poświęcać dla będącej poza Unią i NATO Ukrainy gazociągi, zimową olimpiadę, mistrzostwa świata w piłce nożnej, reklamy Gazpromu w Lidze Mistrzów?
Mijały lata i w ten sposób krok po kroku Rosja podnosiła temperaturę w europejskim kotle, a w wielu stolicach Sojuszu Północnoatlantyckiego świadomie ucinano debatę, gdy ktoś zwracał uwagę, że za chwilę dojdzie do wrzenia. W konsekwencji tej bierności, uległości i krótkowzroczności, stoimy dzisiaj u progu nowej ofensywy na Ukrainę, której konsekwencje trudno przewidzieć. Co w tym czasie robią kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa Europy Niemcy?
Szefowa tamtejszego MSZ Annalena Baerbock podczas wizyty w Kijowie potwierdza, że Berlin nie wyśle uzbrojenia obronnego na Ukrainę. Równocześnie, jak twierdzi "Wall Street Journal", niemiecki rząd nie zezwala na eksport 122mm haubic D-30 o zasięgu ok. 20 km z Estonii.
Haubic właściwie zabytkowych, bo sprzęt pierwotnie stacjonował w NRD, a w latach 90. został sprzedany Finlandii, która w 2009 roku odsprzedała go Estonii. Porozumienie zawarte między krajami obliguje je do wyrażenia zgody na dalszy eksport broni, lecz niemiecki rząd odmówił jej udzielenia. Równocześnie Niemcy nie widzą problemu w handlu bronią z Egiptem czy Pakistanem, będąc jednym z największych eksporterów na świecie.
Czy można się dziwić takiej postawie, gdy w tym samym czasie podczas oficjalnej wizyty w Indiach wiceadmirał niemieckiej marynarki wojennej Kay-Achim Schoenbach mówi, że Putin chce być po prosty traktowany przez Zachód z szacunkiem? "To, czego naprawdę chce (Putin), to szacunek" - mówił po angielsku Schoenbach. "A mój Boże, obdarzenie kogoś szacunkiem tak mało kosztuje, może nawet nic... Łatwo jest mu okazywać szacunek, którego wymaga – i na który zapewne też zasługuje" – stwierdził wojskowy, nazywając Rosję starym i ważnym krajem. Jeśli chodzi o terytoria zajęte w 2014 r., usłyszeliśmy, że "Półwysep Krymski już przepadł, nigdy nie wróci, to fakt".
Cóż z tego, że w wyniku krytyki, która spadła na Schoenbacha ten podał się do dymisji, a rzecznik Ministerstwa Obrony w Berlinie powiedział, że jego uwagi nie odzwierciedlają stanowiska Niemiec? Tutaj chodzi nie o uwagi, ale o fakty i czyny, a te są jednoznacznie kompromitujące. Mainstreamem w niemieckiej debacie politycznej jest przecież założenie bezalternatywności wobec gazociągu Nord Stream 2, z torpedowaniem sankcji bankowych możliwych do nałożenia na Rosję. Tak pasywna i uległa polityka w obliczu możliwej agresji Moskwy mówi więcej niż tysiąc przemówień admirałów.
Mocno zniecierpliwione MSZ Ukrainy wezwało po tym incydencie na rozmowę ambasador Niemiec Ankę Feldhusen. "Zwrócono uwagę na to, że kategorycznie nie do przyjęcia są wypowiedzi dowódcy marynarki wojennej Niemiec Kaya-Achima Schoenbacha, m.in. dotyczące tego, że Krym nigdy nie powróci do składu Ukrainy i że nasze państwo nie może odpowiadać kryteriom członkostwa w NATO" - podało ukraińskie MSZ w komunikacie, który i tak był nad wyraz łagodny.
Ukraina słusznie obawia się postawy Niemiec, które przez wiele lat pozycjonowały się w roli mediatora między Zachodem a Moskwą, a dzisiaj zachowują się jak jej adwokat. Przykład? Nie kto inny jak mer Kijowa Witalij Kliczko ubolewa nad zachowaniem naszych zachodnich sąsiadów w związku z kryzysem na granicy ukraińsko-rosyjskiej. - Przez długi czas mieszkałem w Niemczech i nadal mam tam wielu przyjaciół. Dlatego szczególnie boli mnie to, że w wielu kwestiach władzę przejęła opcja proputinowska - zarzuca. I nie jest w swojej krytyce odosobniony.
Polacy nie chcą obostrzeń. Lekarz powiedział, co o tym myśli
W tej chwili musimy sobie zadać pytanie - czy niemieckie elity polityczne mają świadomość błędów, które doprowadziły najsilniejsze państwo Europu Zachodniej do faktycznego uzależnienia polityczno-energetycznego od państwa-agresora? Wydaje się, że z tego problemu coraz mocniej zdają sobie sprawę Amerykanie, którzy zmieniają politykę wobec Rosji, obecnie rozważając rozmieszczenie dodatkowych wojsk na flance wschodniej NATO. Polityka "nieprowokowania Rosji", wobec braku jakiejkolwiek woli deeskalacji z drugiej strony, powoli odchodzi do lamusa. Czy Berlin w porę zauważy, że stoi po złej stronie tej układanki? Oby.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości