"Panowie w za dużych garniturach nie będą urządzać życia kobietom". Aleksandra Gajewska dla Wirtualnej Polski
– Potrzeba nam sprawnych zarządców, a nie ideologów zaglądających ludziom do sypialni. Warszawa jest dla PiS nie do zdobycia – mówi WP Aleksandra Gajewska, warszawska radna z rekordowym poparciem w wyborach samorządowych, rzeczniczka kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego. Najmłodsza kandydatka ze stołecznej listy Koalicji Obywatelskiej w wyborach do Sejmu.
03.10.2019 | aktual.: 03.10.2019 12:05
Michał Wróblewski, WP: Mandat radnej okazał się pani biletem do wielkiej polityki. Tak to sobie pani wyobrażała? Najpierw samorząd, później Sejm?
Aleksandra Gajewska: To było dla mnie wielkie, pozytywne zaskoczenie. Wynik, który osiągnęłam w wyborach samorządowych, pokazał, że ta moja, trwająca już od 8 lat droga w samorządzie, była słuszna. Mieszkańcy Warszawy doceniają moją działalność. To, że byłam zaangażowana w ich sprawy, że broniłam ich interesu. To ogromne wyróżnienie i odpowiedzialność.
Dlaczego chce ich pani dziś "opuścić"?
Chcę ich reprezentować w Sejmie. To tam często podejmowane są decyzje, które wykraczają poza kompetencje samorządów. Doszłam do momentu, kiedy stwierdziłam, że jest wiele zmian, które chciałabym pomóc wprowadzić, ale w samorządzie nie ma już na to przestrzeni. Trzeba działać ogólnokrajowo, na poziomie centralnym. Wielu ludzi, w tym wyborców, znajomych, mnie do tego namawiało.
Grzegorz Schetyna był wśród tych "znajomych"?
Otrzymałam propozycję od liderów Platformy Obywatelskiej w Warszawie – Marcina Kierwińskiego i Jarosława Szostakowskiego. Od lat aktywnie działam w klubie radnych PO, zdobyłam zaufanie i wsparcie ludzi, za co jestem wdzięczna i bardzo to doceniam.
W warszawskiej polityce działa pani od lat, ale ta "duża" polityka upomniała się o panią dopiero rok temu. Była pani rzeczniczką kampanii Rafała Trzaskowskiego.
Zaangażowałam się w kampanię Rafała Trzaskowskiego, bo kierowały nami podobne pobudki i chyba bardzo dobrze wychodziła nam ta współpraca. To była niesamowicie intensywna kampania...
Oczy wyborców w całej Polsce były skierowane na Warszawę. Chyba w takim stopniu po raz pierwszy w historii wyborów samorządowych.
To był przełom, nie tylko w mojej działalności, ale na pewno też w działalności obecnego prezydenta Warszawy.
Przełom nie tylko w życiu zawodowym.
Wiem, do czego pan zmierza, w kampanii samorządowej dowiedziałam się, że jestem w ciąży. I w tej ciąży trudy kampanii znosiłam, choć była bardzo intensywna i wymagająca kampania…
Powiedziała o tym pani współpracownikom?
Nikomu oficjalnie tego nie komunikowałam.
Zmieniło to panią?
Wtedy bardzo się wzmocniłam, rozwinęłam, nauczyłam się bardzo, bardzo wiele. Niezapomniany czas, specyficzna kampania, bardzo długa i intensywna. Codziennie na najwyższych obrotach, po kilkanaście godzin na dobę.
Pod ostrzałem kamer i dziennikarzy.
I Twittera…
Internet zmienił kampanie w Polsce.
Bardzo.
Na gorsze?
Wydaje mi się, że tak. Niestety.
Przykład?
W kampanii samorządowej większość wpisów negatywnych dla nas, a chwalących kampanię Patryka Jakiego, było generowanych… z Sanoka. To był regulowany, kontrolowany hejt w internecie wymierzony w politycznych oponentów. Internet niestety daje także takie możliwości.
Wybory samorządowe po raz pierwszy tak mocno zyskały wymiar ogólnokrajowy.
I to też był przełom. Ludzie na ulicach pytali nie tylko o sprawy Warszawy. Krajowa polityka weszła pomiędzy bloki. Mieszkańcom stolicy nie podobało się to, że ktoś odgórnie próbował narzucić im, co mają robić, jak mają myśleć, w co mają wierzyć, kogo szanować. Nie było na to ich zgody. Warszawa jest miastem dla wszystkich, nie przypadkiem Rafał Trzaskowski miał takie hasło w wyborach prezydenckich.
Dlaczego Warszawa jest dla PiS wciąż "bastionem" nie do zdobycia?
Bo oni już tu rządzili. I mieszkańcy te rządy dobrze pamiętają. Warszawiacy chcą sprawnych zarządców, którzy będą rozwijali miasto, a nie ideologów zaglądających ludziom do sypialni, zwracających uwagę na ich pochodzenie, czy wyznanie.
Dziś mamy awanturę o ścieki. PiS codziennie uderza w prezydenta Warszawy, że nie potrafi zapanować nad problemem.
Dla PiS rządzenie Warszawą jest nieosiągalne, dlatego to miasto i jego władze są na celowniku tej partii.
Rafał Trzaskowski radzi sobie z problemem ścieków po awarii "Czajki"?
Rafał jest dobrym, mądrym zarządcą i gospodarzem miasta. Dla niego priorytetem jest rozwiązanie trudnej sytuacji. Najpierw chce zażegnać kryzys, znaleźć wyjście z sytuacji, potem – rozliczać winnych i wyciągać konsekwencje. Wyciągnął w rękę w kierunku władzy centralnej, która go obraża, szkaluje jego rodzinę, wespół z telewizją publiczną.
To po co prezydent to robił?
Bo mimo tych ataków nie unosi się honorem, tylko chce rozwiązywać problemy warszawiaków. Taki przyjął model działania.
A Polacy myślą sobie: "cholera jasna, co się w tej Warszawie dzieje?". A minister Suski mówi: "drugi Czarnobyl".
To jest niepoważne i nieprawdziwe. Mamy do czynienia z awarią, nie żadną katastrofą ekologiczną – żadna instytucja do tego upoważniona nie stwierdziła katastrofy. To jest wyłącznie brudna, polityczna gra, którą rząd stosuje wobec władz Warszawy. A radni PiS, którzy startują do Sejmu, robią sobie na tym temacie przy okazji kampanię.
PiS wzięło się za samorządowców?
Niewątpliwie samorządowcy związani z obecną opozycją są na celowniku. PiS nie ma dostępu do dużych miast, bo ich mieszkańcy nie popierają PiS. Próbują dokonać rozbioru samorządów, również poprzez ataki personalne, rodzinne, ohydne w formie i treści. To jest okropne, jak daleko są w stanie się posunąć.
Młoda mama ma trudniej w polityce?
Na pewno nie jest łatwo. Z jednej strony mam takie same ambicje, jakie miałam, z drugiej – zmieniła mi się optyka. Muszę brać pod uwagę małego człowieka, który jest w centrum mojego życia. To jest ogromna odpowiedzialność. Wiem, że mieszkańcy mają wobec mnie duże oczekiwania, nie chcę ich zaniedbywać, choć mam tego czasu mniej. Mimo to staram się wszystkie obowiązki mieścić w 24 godzinach jednej doby. Ciąża to nie choroba, a macierzyństwo jest wspaniałe.
Jest pani szczęśliwa?
Bardzo. Moje życie zostało wypełnione miłością do Aleksa, który jest najcudowniejszym dzieckiem na świecie. Dzięki niemu mam poczucie, że mogę wszystko.
W jednej kampanii była pani w ciąży, teraz pani z dzieckiem na rękach biega po spotkaniach z mieszkańcami. Wszędzie pani pełno.
Jeżdżę ze spotkania na spotkanie z dzieckiem, przychodzę z małym na radę miasta. Do Sejmu też pewnie bym przychodziła. Mam ogromne wsparcie ze strony partnera, który wziął półroczny urlop, by opiekować się synem. Rodzicielstwo naprawdę można łączyć z działalnością zawodową i społeczną. Oczywiście nadal istnieją bariery architektoniczne, nawet tutaj, gdzie rozmawiamy, czyli w Pałacu Kultury i Nauki, siedzibie Rady Miasta. Żeby przejść z wózkiem przez drzwi, trzeba otworzyć drugie skrzydło. Jest masa barier, nad którymi musimy pracować.
W Sejmie też ciągle są te bariery.
Dlatego chcę to zbadać i poprawić! (śmiech).
Zawstydza pani mężczyzn.
Dlaczego?
Bo oni chełpią się tym, jak to harują od rana do wieczora, wieszając plakaty. A pani zasuwa z dzieckiem. I nie narzeka, przeciwnie.
No, cóż, obserwowałam to już w poprzednich kampaniach (śmiech).
Kiedy ukrywała pani fakt, że jest w ciąży…
Nie ukrywałam, czekałam do odpowiedniego momentu, by o tym poinformować. Wiedzieli najbliżsi.
Program 500+ docenia pani?
Nie miałam jeszcze okazji, żeby docenić…
Nie złożyła pani wniosku?
Tak, złożyliśmy wniosek, choć dostrzegamy zupełnie inne potrzeby, niż te 500 zł…
Czyli będzie pani korzystać z programu?
Oczywiście, skoro taki program przysługuje dziecku, to dlaczego mielibyśmy z niego nie skorzystać. Ale mądra polityka społeczna, to jest taka polityka, która daje wędkę. A ja nie uważam, że przekazanie komuś środków na konto jest taką wędką. Trzeba tworzyć warunki. Zwalniać z opłat za żłobki i przedszkola. To jest dużo więcej pieniędzy w kieszeniach dla ludzi niż 500 zł. W Warszawie taką wędkę jako władze dajemy, to jest składowa polityki krajowej, którą będziemy chcieli realizować. Wyrównywanie szans jest dla nas bardzo istotne, ale to są kwestie, które muszą zadziać się systemowo. Musimy pamiętać, że dziś żyjemy na kredyt. Za jakiś czas będziemy musieli się zastanowić, czy nas na to stać. Wszystkie zmiany powinny być wprowadzane spokojnie i stopniowo.
Jest pani za liberalizacją ustawy dot. aborcji?
Jestem za tym, żeby kobiety mogły decydować o sobie. Bo kobiety są mądre i potrafią decydować same, nie muszą robić tego za nie panowie w za dużych garniturach.
Ustawa z 1993 r. powinna zostać zliberalizowana?
Tak uważam. Kobiety powinny mieć prawo decydowania w swojej sprawie. Ale najpierw zwiększmy dostępność do antykoncepcji i tzw. antykoncepcji awaryjnej. Jeśli będziemy stawiać na edukację, tworzyć odpowiednie warunki dla kobiet, to za kilka lat dyskusja na ten temat może wyglądać zupełnie inaczej.
Cieszy panią to, że Małgorzata Kidawa-Błońska jest dziś liderką kampanii?
Tak. Cieszy mnie, że jest tak silna reprezentacja kobiet na listach Koalicji Obywatelskiej. Że w Warszawie numerem 1 i 2 są kobiety, ja zamykam listę, a to też dobre miejsce. Głos kobiet jest w Koalicji Obywatelskiej naprawdę słyszalny.
Marszałek Kidawa-Błońska zostanie premierem?
Jeśli będziemy sumiennie pracować, to tak właśnie będzie. Małgosia Kidawa-Błońska jest świetnie odbierana, nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce.
To może pani marszałek powinna wystartować w wyborach prezydenckich w 2020 r.?
Bardzo bym się cieszyła, gdyby w imieniu Koalicji Obywatelskiej kandydowała kobieta, ale to nie płeć jest przy tym wyborze decydująca.