Marcin Makowski: Patryk Jaki ustawą reprywatyzacyjną wbije gwóźdź do trumny III RP
Jeśli zachowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie dzikiej reprywatyzacji było zamknięciem wieka do trumny Platformy Obywatelskiej, minister Patryk Jaki właśnie wbił do niej ostatni gwóźdź. Duża ustawa reprywatyzacyjna, jeśli zostanie uchwalona przez Sejm, zakończy nie tylko dekady politycznego imposybilizmu, ale w wymiarze symbolicznym również III RP.
Nie sądziłem, że taki dzień kiedykolwiek nadejdzie, ale stało się. Lewicowi oraz liberalni publicyści, eksperci, działacze miejscy - niejednokrotnie nawet politycy - jak jeden mąż chwalą Patryka Jakiego. Równocześnie niemal cała Platforma Obywatelska, z jej przewodniczącym na czele, ”usilnie zachęca” Hannę Gronkiewicz-Waltz, aby ta stawiła się na posiedzeniu Komisji Weryfikacyjnej. Choć prezydent Warszawy uznała jej metody za ”bolszewickie”, a samo szefostwo partii twierdzi, że to organ niekonstytucyjny, dłużej nie da się zaklinać rzeczywistości. A ta dla największej partii opozycyjnej wygląda jak zły sen, z którego nie można się obudzić. Na imię mu ”reprywatyzacja”.
Chwytanie byka za rogi
Od upadku PRL-u, w którym za sprawą tzw. ”dekretu Bieruta” powojenne mienie prywatne w stolicy znalazło się w rękach skarbu państwa, do Sejmu wpłynęły 23 projekty ustawy reprywatyzacyjnej. Dla każdego kolejnego rządu było jasne, że kwestia przekazania nieruchomości w ręce ich prawowitych właścicieli, wróci ze zdwojoną siłą. Niestety, zamiast wariantu - nazwijmy go gordyjskim - Polska postanowiła zmierzyć się z reprywatyzacją w wymiarze jednostkowym. Choć cała Europa Środkowo-Wschodnia uznała, że sprawę należy rozwiązać systemowo, wyznaczając ewentualnym spadkobiercom czas na zgłoszenie roszczeń - poniesione szkody zwracając w gotówce lub obligacjach - III RP grzęzła w nawale indywidualnych roszczeń. Brak ustawy zawsze tłumaczono tym samym: świętym i niezbywalnym prawem własności, oraz brakiem pieniędzy na wypłatę tak wielu odszkodowań w jednym momencie. W rezultacie skarb państwa, choć rozwleczono to w czasie, zapłacił przez dekady setki milionów złotych. Jak szacuje wielu ekspertów - sumarycznie więcej, niż gdyby sprawę reprywatyzacji zamknąć odgórnie po 1989 roku.
Ponieważ gra dotyczyła łakomych kąsków w postaci gruntów i nieruchomości w centrum miasta, dosyć szybko wokół reprywatyzacji zaczęła się krystalizować grupa osób, które dzięki swoim wpływom i znajomości kruczków prawnych, z całego procederu uczyniła intratny biznes. Wszyscy znamy kulisy opisywanej przez media dzikiej reprywatyzacji, podczas której znani mecenasi i urzędnicy miejscy, przejmowali budynki wraz z lokatorami opierając się na sfałszowanych zrzeczeniach roszczeń. Nagle z nikąd pojawiał się przedstawiciel 120 letniego Żyda, który po zaniżonej cenie przejmował budynek, co do którego nikt nie rościł sobie pretensji od zakończenia II wojny światowej. Platforma Obywatelska, przez osiem lat swoich rządów, miała wszystkie instrumenty, aby załatwić sprawę raz, a dobrze. Od większości koalicyjnej w Sejmie, po prezydenta Warszawy, przez dominację w samorządach. Dlatego teraz może sobie jedynie splunąć w brodę, gdy wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki ogłosił na konferencji plan dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Nie bez powodu mówiąc przy tym, że ”łapie byka za rogi”. W rzeczywistości, to coś znacznie więcej.
Nie da się, chyba, że się da
Kończąc z trwającą dekady niemocą państwa, które wydawało się bezradne w walce (czasami wchodząc w cichy sojusz) z handlarzami roszczeń, Patryk Jaki w wymiarze symbolicznym postawił również kreskę na III Rzeczpospolitej. A właściwie na wszystkim tym, z czym kojarzył się ustrój pozwalający na bezprawne zajmowanie nieruchomości wraz z - jak to określali handlarze - ”wkładką mięsną”. Czyli z lokatorami, na których nakładano horrendalne czynsze, odcinano media, zastraszano, a w przypadku Jolanty Brzeskiej - mordowano. Oczywiście Platforma Obywatelska nie jest spadkobierczynią całej III RP, ale politycznie to na niej spoczął ciężar dźwigania dziedzictwa ustroju, który tolerował podobne patologie. To przecież politycy tej partii tłumaczyli, że niczego nie da się zrobić, rzecz jest zbyt skomplikowana, a gdy miarka się przebrała i szambo wybiło na zewnątrz - że na nic nie mieli wpływu.
Dlatego nie można się dziwić, że Zjednoczona Prawica postanowiła uderzyć właśnie w ten czuły punkt opozycji, podczas prac Komisji Weryfikacyjnej grilując arogancką postawę prezydent stolicy, która z niczego tłumaczyć się nie zamierzała, wysyłając na posiedzenia opłacanych suto z kasy miasta prawników. W tym sporze w oczywisty sposób sympatia była po stronie walczących o prawa lokatorów, nawet jeśli był to w dużej mierze spektakl pełen populizmu i efekciarstwa. Największa siła prac Jakiego oraz Komisji polega jednak na tym, że poza jednostkowym odwracaniem szkodliwych decyzji, postanowiono załatwić kwestię reprywatyzacji tak, jak należało to zrobić od samego początku. Nieruchomości zwracać bez lokatorów, odszkodowania wypłacać w gotówce oraz obligacjach w wysokości 20 proc. wartości w chwili nacjonalizacji. Nie uznawać również żądań zwrotu na osoby zmarłe, oraz zgłaszanych za pośrednictwem dalekich członków rodziny. Również jeśli chodzi o finanse, pomyślano o właściwych priorytetach. - Nikt nie wie, jaka będzie skala tych roszczeń. Dlatego zaproponowaliśmy mechanizm, który pozwoli to zablokować. Sprawa będzie wyglądać następująco: w 2018 roku składane są wszystkie roszczenia. Potem je podliczymy i dopiero w 2019 roku minister finansów przeznaczy pierwszą kwotę na wypłatę odszkodowań i ją zakomunikuje - tłumaczy na konferencji prasowej Patryk Jaki.
Kopanie leżącego
Jaki scenariusz zachowania wybrała w tym wszystkim Platforma Obywatelska? Najgorszy z możliwych. Po pierwsze, podniosła larum, że PiS zamierza uchwalić projekt, który jest niemal kopią złożonego przez PO w 2016 roku. Po drugie, politycy opozycji twierdzą, że w budżecie nie starczy na podobne ekstrawagancje pieniędzy. - Według projektu pana Jakiego, będą mogli co najwyżej otrzymać 20 proc. swojej nieruchomości. W tej kwestii, według tych założeń, pan Jaki idzie wręcz pod rękę z Bierutem - komentował dla portalu wiadomo.co Marcin Kierwiński. - Czy są środki na odszkodowania z #FunduszReprywatyzacji skoro #800milionów poszło na pożyczkę dla #TVPiS? #Bylejaki ten projekt finansowo - napisał na Twitterze Michał Szczerba. Tymczasem Hanna Gronkiewicz-Waltz poszła w zaparte, powoli wycofując się z polityki samorządowej oraz partyjnej, przy jednoczesnym ciągnięciu na dno jej własnego ugrupowania, które zaczyna traktować postawę swojej wiceprzewodniczącej jak grę w gorącego ziemniaka. Wszyscy po kolei przerzucają na siebie odpowiedzialność za jej arogancję, udając, że problemu nie ma.
Dlatego właśnie, jeśli wspomniana ustawa Jakiego wejdzie w życie, w sposób ostateczny udowodni, że w polskiej polityce wiele dobrych zmian było możliwych wcześniej, ale nie było do ich realizacji politycznego błogosławieństwa. Skoro Platforma żali się, że PiS kopiuje jej projekt, dlaczego nie uchwaliła go będąc u władzy? Jeśli twierdzi, że nie ma na niego pieniędzy, dlaczego apeluje o radykalne zwiększenie nakładów m.in. na służbę zdrowia, mówi o 500+ dla pierwszego dziecka? Z jakich tajemniczych powodów w swoim planie ekonomicznym, dodatkowe nakłady na ulgi podatkowe tłumaczy dobrym stanem budżetu? Nic tutaj nie trzyma się kupy, i jeśli Platforma się nie pozbiera, siłą rzeczy wyczerpie formułę swojego trwania. A jej przecież na imię: ”aby było, jak było”. Kto będzie chciał do tego stanu wracać?
Marcin Makowski dla WP Opinie