7 grzechów głównych warszawiaków
Walczymy już z reklamami wielkoformatowymi na budynkach. Ale to nie koniec, a czasem warto zacząć od siebie...
1. Brzydkie banery reklamowe, pstrokate reklamy na ogrodzeniach
To prawdziwa plaga tras wyjazdowych z Warszawy. Wielkie bilbordy, jaskrawe szyldy i reklamy na ogrodzeniach posesji straszą mieszkańców Warszawy każdego dnia. Efektem jest zaśmiecona, nieestetyczna przestrzeń. Walczyć z tym trudno, ponieważ reklamy te stoją na terenach prywatnych, wiszą na ogrodzeniach działek należących do warszawiaków. Nie sposób z tym walczyć.
2. Naklejanie ogłoszeń na słupach, ścianach, przystankach
W Warszawie brakuje darmowych słupów ogłoszeniowych dla mieszkańców. Gdyby takowe się pojawiły, może latarnie, ściany i przystanki zaczęłyby lepiej wyglądać bez tych wiecznie zwisających strzępów papieru.
3. Śmieci wszędzie, tylko nie w koszu
Nie dbamy o świat, w którym żyjemy. Po ulicach walają się papierki, butelki, puszki po napojach, papiery. - Ostatnio jadąc autobusem widziałam pijanego mężczyznę, który skończywszy pić piwo, rzucił puszkę z autobusu prosto na chodnik przy przystanku - mówi nam pewna młoda warszawianka. - Dlaczego straż miejska i policja nie wlepiają mandatów za śmiecenie? – pyta.
4. Ulotki są wszędzie
Ulotki rozdaje się dosłownie wszędzie, a połowa z nich ląduje na ulicy, obok koszy na śmieci. Pytanie, czy nie szkoda zużytego niepotrzebnie papieru i pieniędzy. Pytanie, czy reklamujące się firmy naprawdę nie mogą wymyślić czegoś bardziej ekologicznego i lepszego dla miasta. Możliwe nawet, że mniej by to ich kosztowało. Warszawiacy za to mogliby nie przyjmować ulotek, jeśli nie mają czasu poszukać kosza na śmieci.
Dodatkowym problemem są ulotki domów publicznych, masowo wciskane za wycieraczki samochodów. Wielu kierowców, nie mając kosza na wyciągnięcie ręki, po prostu rzuca je na ziemię.
5. Parkujemy, gdzie popadnie. Śródmieście zastawione autami
Myślenie warszawiaków nie zmienia się – mam samochód, jestem panem drogi, nie będę jeździł komunikacją miejską. Nie pomaga budowa parkingów przy stacjach przesiadkowych, nie pomaga stałe inwestowanie w nowoczesne tramwaje i autobusy. Ścieżek rowerowych za to jest w mieście za mało, aby móc bezpiecznie podróżować z domu do pracy. Zmotoryzowani niechętnie zostawiają swoje ukochane autko w domu, najchętniej jeżdżą nim sami. W efekcie mamy zakorkowane centrum miasta i ulice zapchane zaparkowanymi pojazdami do granic możliwości. Z utęsknieniem czekamy na wprowadzenie opłat za wjazd do centrum Warszawy.
6. Pseudo-graffiti pseudo-artystów
Graffiti to wspaniała, twórcza i ozdobna dziedzina street artu – podobnie jak murale. Niestety, większość „dzieł” pojawiających się na warszawskich murach, to okropnie wyglądające, brzydkie i nieestetyczne bohomazy (najczęściej w postaci nieciekawego podpisu), nie mające nic wspólnego ze sztuką. I po co tak zaśmiecać naszą wspólną przestrzeń? To już nie sztuka, tylko zwykły wandalizm.
7. Psie kupy na trawnikach i chodnikach
To nie psa wina, że załatwia się gdziekolwiek. Natomiast winą właściciela jest nieposprzątanie po ukochanym pupilu. Często ludzie wypuszczają swoje psy na własnym podwórku, w okolicy swojego domu, a ich zwierzęta brudzą im ich własną przestrzeń. Gdzie tu logika? Czy nie milej byłoby żyć w wolnym od psich odchodów mieście?
Ostatnio na szczęście widać już coraz więcej osób w psem i woreczkiem foliowym w ręku. Kampania społeczna działa - niestety nie na wszystkich. Może skuteczniejsze byłyby jednak rygorystycznie stosowane kary pieniężne?