Dyplomacja koszykarska
Chiny zwariowały na punkcie koszykówki. Wszystko za sprawą dziś już emerytowanego gwiazdora parkietów NBA Yao Minga, który z pomocą marketingowych specjalistów z najlepszej ligi świata sprawił, że Państwo Środka przeżywa basketowe szaleństwo.
Miłość do amerykańskiego sportu była przez chwilę zagrożona, gdy w zeszłym roku drużyna uniwersytetu Georgetown wzięła udział w towarzyskim meczu w Chinach. Spotkanie, w którym Amerykanie zmierzyli się z miejscowymi Bayi Rockets, na 10 minut przed końcem, przy stanie 64-64, przerodziło się w regularną bójkę. W ruch poszły pięści, krzesła i butelki.
Być może sprawa nie odbiłaby się szerokim echem w polityce, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie wiceprezydent Joe Biden przebywał w Chinach z ważną wizytą. Krnąbrni sportowcy znacząco utrudnili mu dyplomatyczną misję.
Dziś Chińczycy chcą przy pomocy koszykówki budować regionalne zaufanie. Drużyna Szanghaj Sharks, której współwłaścicielem jest wspomniany Yao Ming, wkrótce wyruszy na Filipiny. Rozegra tam pokazowy mecz, który ma być "gestem dobrej woli". W świetle ostatnich incydentów na Morzu Południowochińskim pomiędzy obiema nacjami można już mówić o "koszykarskiej dyplomacji".
Na zdjęciu: 18 sierpnia 2011 roku. Georgetown Hoyas kontra Bayi Rockets. Zobacz nagranie bójki