Waldemar Kuczyński o aferze taśmowej: póki co to polityczna zadyma, a nie afera
Wiele lat minęło odkąd przestałem wierzyć, że stanem normalnym powinno być dobro, a zło to, jak śmieci na podłodze. Można je usunąć wziąwszy miotłę i będzie czysto. Przeciw miotle i wymiataniu nic nie mam, ale nie wierzę, że zło jest skażeniem życia, także publicznego. Jest jego składnikiem, nieusuwalnym, splecionym z dobrem, bywa nie do rozerwania, tak, że czasem niewiadomo, co jest czym. Nie rzadko walka o zapanowanie dobra prowadzi do jeszcze większego zła od tego, które zwalczano - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Patrzę na wykrywane afery z dużą rezerwą. Z kilku, największych, jak mawiano w szczytach zawieruch politycznych i medialnych, które wokół nich powstały, nie zostało nic. Przykładami są "gigantyczna" afera Orlenu, czy niemal tak samo "ogromna" PZU. Nie! Jednak zostało coś; bardzo wiele czarnej mazi o rzekomo fatalnym stanie kraju, którą wciśnięto w ludzkie głowy.
Zaowocowało to apatią wyborców i zwycięstwem PiS w roku 2005. Teraz mamy nagrania dotyczące rozdzielania posad przez działaczy PSL pełniących funkcje państwowe. W każdej partii na świecie, od zawsze, po zdobyciu władzy rozdziela się stanowiska. Jedne robią to nachalnie inne mniej nachalnie. I choćby nie wiem co, to tego kawałka natury życia się nie zlikwiduje. Niemal całe PSL-owskie nagranie to opowieść o tym kawałku; ukrywanym, zaprzeczanym, ale jakże pożądanym i słodkim. To bardzo dobrze, że wyszedł na jaw, bo życie jednak powinno zostawać w równowadze między jego ładnymi i brzydkimi stronami, skoro obie muszą istnieć. Ujawnienie brzydoty już ją przycina, choćby na jakiś czas, dopóki cisza nie pozwoli znowu swobodniej działać "konfiturotropizmowi". Nie jest tajemnicą, że w Polskim Stronnictwie Ludowym jest on wyjątkowo sprawny i nawet otoczony pozytywną ideologią – troską o rodzinę, tak ją nazwijmy. Prawdę mówiąc krewni ludzi na stanowiskach muszą gdzieś pracować. To, że krewny jest szychą nie powinno
ułatwiać, ale nie powinno też kasować ich kariery.
To co piszę wygląda na bagatelizowanie nagrań i w pewnym wymiarze, o którym niżej, tak jest. Oburza mnie bezczelność i pazerne kombinatorstwo pana Śmietanki i podobne praktyki innych. Chciałbym, aby po prześwietleniu firm i agencji wszystko, co było nadużywaniem władzy, korupcją, znalazło się przed sądem i zostało osądzone. Cieszy mnie każde odsłonięcie brzydkiej kuchni życia publicznego, nawet jeśli nie ma cech przestępstwa, i usuwanie z niej kuchcików podbierających jadło ze wspólnego stołu.
Nie sądzę wszak byśmy mieli do czynienia z aferą, która będzie miała cokolwiek wspólnego z zadymą, do której rozpętywania owe nagrania dają znowu okazję politykom opozycji i mediom. Jeszcze niczego nie odkryto, a już poseł Palikot, dołujący w sondażach, grzmi o największej aferze w III RP i domaga się usunięcia rządu. Słychać też, że odkryto wreszcie tajemny UKŁAD widziany przez Jarosława Kaczyńskiego, który znów miał rację, choć się z niego śmiano. PiS oczywiście domaga się powołania komisji śledczej. Jest to wszystko tak dęte, z tak widocznym ukrywaniem prawdziwych intencji za troską o czystość życia publicznego, tak ewidentnie dyktowane chęcią przywalenia rządowi, czy podlizania się publice, że w mózgu zgrzyta. Nie mam pretensji do rozpętujących kolejną histerię aferalną, bo oni: politycy i media, występują w swoich rolach. Ale warto pamiętać, że to teatr i nie dać się w przedstawienie wkręcić w roli marionetek, ciemnego ludu, który kupi każdą bzdurę. To, że mamy zadymę już wiadomo, czy mamy aferę i jaką,
to dopiero zobaczymy.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski