Waldemar Kuczyński: milczenie naukowców polskich
W czasie mszy jest spowiedź powszechna a w niej takie oto wezwanie: "Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Zaniedbaniem, niezrobieniem czegoś, co powinno być zrobione. Boginią nauki jest prawda, a obowiązkiem, misją naukowca - dążenie do prawdy, dawanie świadectwa prawdy, a kiedy trzeba bronienie prawdy, bez dwuznaczności, bez uników, bez omówień, ewangelicznie "tak, tak, nie, nie" - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Była katastrofa smoleńska. Państwo polskie, niepodległe i demokratyczne, decyzją władzy, której suwerenni obywatele dali mandat, powołało komitet do zbadania tej katastrofy. Komitet opublikował raport, niełatwy w lekturze, pełen terminów fachowych dotyczących materii różnych dyscyplin nauk. Przede wszystkim, choć nie tylko ścisłych; uniwersyteckich, politechnicznych. Do raportu człowiek nieuprzedzony, niekierujący się z góry przyjętymi niechęciami, czy nieufnościami, może mieć różne uwagi, także krytyczne. W sprawie podstawowej, że był to wypadek lotniczy wywołany szeregiem przyczyn, nikt nieuprzedzony wątpliwości mieć nie może. I większość Polaków, nawet gdy uważają, że nie wszystko wyjaśniono, to faktu podstawowego, że w Smoleńsku doszło do wypadku nie podważają. Jestem pewien, że podobne proporcje są w środowisku polskich naukowców, że dla większości tam był wypadek.
Od trzech lat PiS i skupione wokół niego środowiska wmawiają Polakom największe kłamstwo co najmniej ostatniego ćwierćwiecza, że na samolot dokonano zamachu. Co gorsze z tym kłamstwem związane jest, często wprost, a jeszcze częściej w niedomówieniu, oskarżenie, wręcz pewność, że zamach zorganizował polski premier i prezydent w porozumieniu w prezydentem Rosji. Jest to oskarżenie o stopniu podłości, dla którego brak słowa w języku polskim.
Bo katastrofa smoleńska, gdyby była zamachem, byłaby największym mordem na Polakach od obławy i egzekucji augustowskiej, dokonanej przez NKWD w latach 40-tych. Tezę o "dobrze przygotowanej wielopunktowej eksplozji" w Tu-154M (czyli o zamachu) wprost, wspierając pośrednio oskarżenie o sprawstwo polskich władz, głoszą polscy naukowcy, pracujący tu w kraju (zagranicznych pomijam, bo nie są warci, by słowo po polsku im poświęcać), profesorowie Jan Obrębski i Jacek Rońda. Powtarzam swoimi tezami, autorytetem tytułów naukowych i majestatem nauki wspierają podłość, której chyba nigdy nie sformułowano wobec władz polskiego państwa.
I co? I nic!! Milczenie! Czy nie ma w Polsce, poza tymi dwoma panami, ani jednego z kompetencjami mającymi związek z tym czym jest samolot i latanie? Czyżby wszyscy jak jeden uczony mąż, czy "męża" uważali, że w Smoleńsku sfinalizował się zbrodniczy zamiar polskiego prezydenta i premiera? Czyżby? Bo tak to wygląda Szanowni z tytułami i katedrami! Cisza, bo można się narazić, że jest się zdrajcą narodu? Bo dostanie się maile z inwektywami typowymi dla smoleńskiego fanatyzmu? Czy może podpadnie się Kaczyńskiemu i starci posadę, gdyby doszedł do władzy? Nie chodzi o bawienie się w dodatkowe badania, bo są zrobione. Chodzi o danie świadectwa. Profesora Michała Kleibera, prezesa PAN, który w zamach nie wierzy, też nie było stać na zajęcie w telewizji stanowiska jednoznacznego; dość tego! Dość kłamstw i przykrywania ich majestatem poniewieranej nauki! Nie! Opowiadał w stylu "z jednej strony tak, a z drugiej strony, tak". Nie ma dwóch stron! Po jednej jest trywialna, choć tragiczna prawda wypadku lotniczego, a po
drugiej cyniczne poniewieranie zwłokami 96 osób w imię politycznego celu. I hańba oskarżenia polskich władz o zamach. Milczenie polskich naukowców jest wspieraniem tej hańby.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski