Waldemar Kuczyński: były wróg Generałowi na urodziny
W sobotę generał Wojciech Jaruzelski będzie obchodził dziewięćdziesiąte urodziny. Dostałem od niego zaproszenie i pójdę na uroczystość. Napisałem nie tak dawno Ariadnie Rokossowskiej, z którą zapoznaliśmy się na Facebooku, że gdyby ktoś mi w roku 1956 powiedział, że będę wymieniał z prawnuczką Marszałka przyjazną korespondencję to bym mu odparł, że chyba zwariował. A gdybym usłyszał w roku 1982, że 31 lat później złożę życzenia szefowi WRON-y, to chyba dałbym takiemu w gębę - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie Wirtualnej Polski.
Moje uczucia do generała określała wtedy noc 13 grudnia 1981 roku, którą tak oto opisałem prawie „on line” w książce „Obóz”; „dwaj mundurowi energicznie chwycili mnie pod ramiona, ostrzegając bym nie próbował się wyrwać. Zrozumiałem wszystko w jednym mgnieniu. Te milicyjne ręce pod moimi pachami były, jak straszne olśnienie. Byłem tak wstrząśnięty, że nie przyszło mi nawet do głowy, by krzykiem zaalarmować osiedle, że biorą „Solidarność”... Gdy milicjanci chwycili mnie pod ręce, odczułem z dotkliwą wyrazistością, że czas przełamuje się na dwoje, że za tym, co jeszcze przed sekundą było teraźniejszością i wydawało się być przyszłością zatrzasnęła się krata zamykająca powrót, a otwierająca rzeczywistość nacechowaną murami, drutami, kajdankami, strażnikami, ubowcami”.
Choć jednak mawiało się wtedy „Junta juje” (proszę sobie dośpiewać), to gdy w więzieniu na Białołęce powiedziano, że stan wojenny wprowadził Jaruzelski poczułem ulgę, że ta ekipa raczej nas nie rozwali. A były takie grupy w PZPR, co by to zrobiły z ochotą i wielkim zapałem. Widziałem więc w Generale wroga, ale takiego nie najbardziej zawziętego. Choć bez wątpienia nie pałał do nas ciepłymi uczuciami, lecz na odwrót. Widziałem też niestety beznadziejność sytuacji kraju pod koniec roku 1981. Nie można było obalić komuny i nie można było trwać w stanie dwuwładzy coraz bardziej sobie wrogiej. Stan wojenny to był straszny wstrząs, ale to była też dla ogromnej części ludzi, może dla większości, ulga. Fakt, skończył się karnawał, ale on trwał na wulkanie. To było też 16 miesięcy wystawiania na próbę instynktu samozachowawczego narodu. Co kilka tygodni kraj stawał u progu zbiorowego zawału serca.
Wtedy w 1981 roku racje nie były po jednej stronie, były rozłożone. Racje fundamentalne; prawo do wolności i pełnej niepodległości były po stronie „Solidarności”, ale racja trwania narodu w sytuacji bez wyjścia była po ich stronie. Dopóki nie zrozumiemy, że cały okres PRL to jest konflikt wspólnych racji, konflikt wewnątrz społeczeństwa rozdartego przez narzucenie mu totalitarnego porządku, dopóty nic ciekawego o tamtym czasie nie powstanie; w nauce i literaturze. To właśnie dzięki temu rozłożeniu racji (a także oczywiście dzięki postawie Generała i „jaruzelskiej” części PZPR w roku 1989) połowa Polaków, a może i większość darzy jubilata ciepłymi uczuciami do dziś.
Nie jestem z generałem w komitywie, choć się znamy. Po 32 latach od stanu wojennego całkowicie wygasły we mnie uczucia, które kipiały wtedy i znalazły wyraz w cytowanym fragmencie. Bardzo dobrze się czuję będąc od nich wolnym, bo to też lepiej pozwala zrozumieć dramatyzm tamtego czasu, nie taki prosty, jak w wielu czarno-białych publikacjach. Rozumiem motywy decyzji z 13 Grudnia 1981 roku, choć ciągle jest we mnie sprzeciw wobec niej. Ale poważam Generała Jaruzelskiego za rok 1989, za to, że zrozumiał, iż czas, który nie nadszedł w roku 1981 nadszedł właśnie wtedy i, że nie wolno mu było stawiać tamy.
Waldemar Kuczyński specjalnie dla WP.PL