Wagnerowcy uciekają w panice. "Wolę wrócić do łagru"
Przedłużająca się wojna w Ukrainie i trudne warunki na froncie sprawiają, że nawet do Grupy Wagnera wkrada się demotywacja. Jeden z najemników próbował wrócić do łagru, z którego go zwerbowano. Mężczyzna dowiedział się jednak, że został wykreślony z rejestru skazanych.
02.02.2023 | aktual.: 02.02.2023 19:25
Więzień-najemnik z Grupy Wagnera został przedstawiony jako "Nikołaj Troszkin". Mężczyzna uznał, że woli wrócić do łagru, by odsiedzieć resztę wyroku, zamiast nadal walczyć w Ukrainie. Dowiedział się jednak, że został wykreślony z rejestru skazanych - poinformowała "Rzeczpospolita".
Wagnerowcy uciekają w panice. "Wolę wrócić do łagru"
"Troszkin" zgłosił się do grupy finansowanej przez Jewgienija Prigożyna ubiegłej jesieni po tym, jak "kucharz Putina" osobiście wizytował jego łagier. Miliarder obiecywał skazanym amnestię i sowite premie finansowe. Wszystko w zamian za pół roku walki w Ukrainie.
Najemnik pojawił się na komisji lekarskiej, gdzie zapytano go o to, czy ma gruźlicę albo choruje na HIV. Odpowiedzi były przeczące, więc "Troszkina" szybko wysłano do obozu na okupowanych ziemiach w obwodzie ługańskim.
Zobacz też: Duże straty Ukraińców. Plany Putina na rocznicę
"Rzeczpospolita" przytacza dane zarządu rosyjskiego więziennictwa, z których wynika, że w 2022 roku liczba osadzonych w Rosji zmniejszyła się o 33 tys. Spora część z nich opuściła więzienne mury, by w ramach Grupy Wagnera walczyć w Ukrainie. Wywiady zachodnich państw oceniają, że najemnicy-więźniowie stanowią większość ponad 40-tys. armii "kucharza Putina".
O ile w pierwszych tygodniach wojny najemnicy z Grupy Wagnera osiągali sukcesy na froncie, o tyle ostatnio coraz częściej docierają głosy, że żołnierze z prywatnej grupy stanowią mięso armatnie dla swoich dowódców. Dlatego też od jesieni przybywa informacji o próbach dezercji wśród więźniów-najemników. Wagnerowcy starają się wyłapywać takie osoby we własnym zakresie. Jakakolwiek próba ucieczki karana jest przez nich śmiercią.
- Przez około półtorej tygodnia uczyli nas strzelać, naboje dawali tylko na strzelnicy, a po strzelaniu trzeba było pokazywać puste magazynki - powiedział "Troszkin", którego obóz został zaatakowany przez ukraińskie oddziały. Nie miał jednak możliwości obrony, bo nie otrzymał amunicji.
"Troszkin" wraz z kilkoma kompanami uciekł z frontu i dotarł do Ługańska, gdzie został schwytany przez miejscowych separatystów. Tam ponownie trafił na komisję lekarską. Tym razem powiedział jednak, że ma HIV, co poskutkowało jego odrzuceniem z grona najemników. Następnie, przez Donieck i Moskwę, wrócił na Syberię. Jest wolny, ale obawia się, że wagnerowcy mogą go znaleźć w każdej chwili.
Źródło: Rzeczpospolita
Czytaj także: