Wielkie rozczarowanie? Prezydent USA nie powiedział o kluczowej sprawie [OPINIA]
Chyba nikt nie może powiedzieć, że wystąpienie prezydenta Bidena w Warszawie okazało się rozczarowaniem, nawet jeśli czasami brakowało w nim konkretów. Amerykański prezydent wygłosił w polskiej stolicy solidne, ważne przemówienie – najpewniej jedno z kluczowych, jeśli chodzi o bidenowskie rozumienie miejsca Ameryki w świecie lat 20. XXI wieku. Ale jednej rzeczy w nim zabrakło, dla Polski akurat absolutnie kluczowej.
21.02.2023 | aktual.: 21.02.2023 20:54
Globalna doktryna Bidena, jaką przedstawił w Warszawie, opiera się na wizji Ameryki jako moralnego mocarstwa, angażującego się tam, gdzie to tylko możliwe w obronę i promocję wolności, demokracji i ładu międzynarodowego opartego na prawie i regułach. Dwa lata po objęciu urzędu Biden odcina się w ten sposób od dziedzictwa Donalda Trumpa w polityce zagranicznej – z jego izolacjonizmem, wulgarnie transakcyjnym postrzeganiem polityki zagranicznej, narodowym egoizmem. Biden powiedział w Warszawie zdecydowanie: trumpizm się skończył, Stany znów wracają do globalnej gry i są gotowe wziąć odpowiedzialność za przyszłość świata, a przynajmniej dostarczyć moralnego przywództwa jego demokratycznej i aspirującej do demokracji części.
W Warszawie prezydent USA mówił do całego świata
Dzień przed wizytą w Warszawie prezydent Biden zaskoczył wszystkich, zjawiając się w Kijowie. Spotkał się tam z prezydentem Zełenskim, wspólnie z nim przeszedł się ulicami miasta, na które w ciągu ostatniego roku Rosja rzuciła swoje wojska, pociski i rakiety. Ta wizyta z pewnością przejdzie do historii, podobnie jak wizyta Kennedy’ego w niedawno podzielonym murem Berlinie w 1963 roku. Niezależnie od ocen prezydentury Bidena podobny gest budzi po prostu wielki szacunek.
W ciągu ostatnich dwóch dni pojawiały się pytania, czy wizyta w Kijowie nie przykryje tej w Warszawie, czy nie umniejszy znaczenia tego, co stanie się w polskiej stolicy. Takie porównania od początku nie miały sensu. Wspierając Ukrainę w Kijowie, amerykański prezydent wspierał też sprawę polską. Bo w najbardziej żywotnym interesie Polski leży to, by Ukraina tę wojnę wygrała. A nie uda się to bez stałego wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i europejskiej części NATO. Biden, odwiedzając Kijów tuż przed rocznicą rosyjskiej inwazji, zaangażował prestiż Stanów w pomoc Ukrainie tak bardzo, że Ameryka nie będzie mogła się wycofać, nie tracąc twarzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więcej, także przemówienie w Warszawie miało swoją wagę. Prezydent Stanów przyleciał bowiem do stolicy Polski nie po to, by powiedzieć Polakom kilka miłych rzeczy – choć oddał hołd pomocy, jaką Polska udzieliła ukraińskim uchodźcom i bezprecedensowej w skali globalnej mobilizacji społeczeństwa obywatelskiego, która to umożliwiła. Mowa Bidena była adresowana jednak nie tyle do Polski i Polaków, ile do całego świata.
Biden mówił nie tylko o Ukrainie i Rosji, rosyjskich zbrodniach i sile ukraińskiego oporu. Zwrócił się także do walczących o wolność Białorusinów i obywateli Mołdawii, wyraził nadzieję, że kiedyś oba narody dołączą do rodziny wolnych społeczeństw. Fragment swojego przemówienia skierował nawet do obywateli Rosji, przekonując ich: nie walczymy z wami, to nie wy jesteście winni tej wojnie, tylko Putin. Wystarczy jeden jego rozkaz – wycofania wojsk z Ukrainy – by wojna się skończyła, a Rosja zawróciła z katastrofalnej dla niej ścieżki.
Globalna perspektywa Bidena nie ograniczała się do naszego regionu. Amerykański prezydent mówił też o głosowaniach na forum ONZ, gdzie coraz mniej państw popiera rosyjską perspektywę, wspomniał też o tym, jak Rosja, grając ukraińskim zbożem, próbowała wywrzeć presję żywnościową na Afrykę i obwinić Ukrainę za problemy z głodem na tym kontynencie.
Demokracje też mogą być silne
Wcześniej, w południe polskiego czasu, w trakcie swojego przemówienia przed Radą Federacji, prezydent Putin powiedział, że "Rosja ma prawo być silna". Biden starał się w swoim przemówieniu pokazać, że siła nie musi oznaczać przemocy, agresji, narzucania innym państwom własnego punktu widzenia. Także wolne kraje, przekonywał Biden, współpracujące ze sobą na autentycznie sojuszniczych zasadach, mogą być silne. W inny, lecz na dłuższą metę skuteczniejszy sposób niż autokracje w typie putinowskiej Rosji.
Biden dużo miejsca poświęcił, by wyliczyć wszystkie błędy Putina z ostatniego roku. Rosyjski przywódca liczył bowiem, że Zachód jest słaby i podzielony, ten okazał się jednak silny i zaskakująco zjednoczony. Liczył, że Europa ulegnie energetycznemu szantażowi Rosji, tymczasem Europa pomału zaczyna wyzwalać się z energetycznej zależności od imperium Putina. Chciał finlandyzacji NATO, tymczasem otrzymał akcesję Finlandii do NATO. Kalkulował, że Kijów padnie w ciągu tygodnia - ukraińska stolica do dziś jest niepodległa i wolna.
Czego Biden wprost nie powiedział, wszystkie te klęski Rosji umożliwiło aktywne zaangażowanie Stanów: w wojskową i wywiadowczą pomoc Kijowowi, w ofensywę dyplomatyczną w Europie, w przygotowywanie kolejnych sankcji, w jasne polityczne przywództwo bloku pastw demokratycznych. Pytanie, jak długo to amerykańskie zaangażowanie się utrzyma.
Tego Biden nie powiedział
Biden zapewnił w Warszawie, że Ameryka twardo stoi na gruncie świętości artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, stanowiącego, że atak na jeden kraj NATO, jest atakiem na wszystkie pozostałe. Zapewnił też, że Ukraina będzie otrzymywała wszelką pomoc konieczną do tego, by mogła się bronić. Ta pierwsza deklaracja jest politycznie ważna zwłaszcza dla państw naszego regionu. Biden niestety nic nie powiedział na temat tego, jak widzi w najbliższej przyszłości rolę Polski w NATO i jako sojusznika Waszyngtonu w tej części Europy.
Co powinno otrzeźwić wszystkich tych, którzy fantazjują, że w wyniku wojny to Polska, a nie Niemcy staną się kluczowym sojusznikiem Stanów w tej części świata. Na razie nie ma żadnego sygnału zza Atlantyku, by Amerykanie widzieli to podobnie.
W deklaracjach pomocy Ukrainie trochę zabrakło konkretów. Pojawiają się pytania, czy jeśli Rosja rozpęta nad Ukrainą wojnę powietrzną, to Amerykanie będą gotowi oddać jej swoje myśliwce? Czy jeśli będzie tego wymagała sytuacja taktyczna, to USA udostępnią Ukrainie broń, przy pomocy której będzie mogła atakować cele także na terytorium Rosji? Bo dziś, obawiając się eskalacji, Stany Zjednoczone nie chcą, by wojna rozlała się poza terytorium Ukrainy, choć ataki na rosyjskie cele zwiększyłyby presję na Rosję i koszt prowadzenia przez nią wojny. Na te pytania nie ma łatwych odpowiedzi, Biden będzie ich musiał jednak prędzej czy później udzielić.
Na końcu swojego wystąpienia Biden powiedział, że walcząc o bardziej wolny świat, nie wystarczy być przeciw dyktaturom, trzeba jeszcze mieć jasność, za jakimi wartościami się opowiada. Mówił o tym, że wyzwaniem jest nie tylko powstrzymanie Putina, ale także stworzenie warunków do pokojowego rozwoju szerokim obszarom globu.
Amerykański prezydent ma rację: wojna w Ukrainie nie jest dziś jedynym zagrożeniem dla wolnego świata. Równie istotne są globalne nierówności i kryzys klimatyczny, który może zmienić się w nieznaną od dawna społeczno-cywilizacyjną katastrofę. Wolna, zamożna część globu musi wziąć odpowiedzialność za świat także w tym wymiarze.
Niestety, największym rozczarowaniem mowy z Warszawy było to, że Biden tylko zasygnalizował ten problem, w ogóle go nie rozwinął. Nie przedstawił żadnych konkretnych rozwiązań, które miałyby np. stworzyć szanse rozwojowe dla państw globalnego południa w sytuacji nawarstwiających się dziś kryzysów. Choć to nie mógł być główny temat przemówienia w Warszawie, to zasługiwał na więcej miejsca.
Zobacz także
Problem kontynuacji
Najmniej przekonująco Biden brzmiał, gdy zapewniał, że cała Ameryka - demokraci i republikanie - popiera walkę Ukraińców. Tak niestety nie jest. Partia Republikańska coraz bardziej staje się zakładnikiem swojego radykalnego skrzydła, które łączy autorytarne tendencje w polityce wewnętrznej z przekonaniem, że Stany powinny odpuścić sobie Europę Wschodnią i skupić się na rywalizacji z Chinami.
Dziś nie mamy co narzekać, ani na to, co w ciągu ostatniego roku zrobił Biden, ani na to, co powiedział we wtorek w Warszawie. Ale nie mamy też żadnej gwarancji, że za dwa lata w Białym Domu nie zasiądzie ktoś myślący zupełnie inaczej, niż obecny amerykański prezydent; że dziś złożona do grobu toksyczna trumpowska filozofia America First nie powitanie z martwych – z fatalnymi skutkami dla Polski i naszego regionu.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek