W USA mniej Polaków
Według uzupełniających badań Biura Spisu Powszechnego Census 2000 w Stanach Zjednoczonych żyło w ubiegłym roku 9 050 122 Amerykanów polskiego pochodzenia. Było nas zatem o 315 984 osób mniej niż przed dekadą.
Stanem, w którym zamieszkuje najwięcej polonusów, jest Nowy Jork do polskiego pochodzenia przyznały się 958 893 osoby. Grupa ta stopniała jednak w porównaniu z rokiem 1990, kiedy - zgodnie ze statystykami - liczyła 1 181 077 osób. Odpływ ludności polskiego pochodzenia odnotowało także New Jersey. Jeśli przed dziesięcioleciem żyło w tym stanie 626 506 Amerykanów o polskich korzeniach, obecnie jest ich 591 347.
Spadek ludności polskiego pochodzenia odnotowano tez w tradycyjnym bastionie polskości Illinois. W minionym roku mieszkało nas tam 946 241, podczas gdy w 1990 roku 962 827 osób (pierwotne wyniki spisu określały liczbę osób pochodzenia polskiego w tym stanie na blisko 750 tys.). Także inne silne "polonijne" stany zanotowały odpływ naszej społeczności. W Pensylwanii liczba Amerykanów polskiego pochodzenia spadła z 882 348 osób przed dekada do 855 526 w roku 2000. W Kalifornii, gdzie przedostatni spis ludności wykazał 578 256 osób polskiego pochodzenia, w dziesięć lat później do polskich przodków przyznało się 496 588 mieszkańców. W Wisconsin liczba ta spadła z 505 808 do 481 779, a w Ohio zmniejszyła się z 442 226 do 404 557. W Massachusetts odnotowano spadek odpowiednio z 359 667 na 349 998, a w Connecticut z 312 587 do 278 010.
Straty, jakie odnotowały niektóre stany licznie zamieszkane przez ludność polskiego pochodzenia, są wynikiem nie tylko odpływu, ale także przemieszczania się naszych rodaków. W Michigan, gdzie jeszcze w 1990 roku mieszkało 889 527 osób polskiego pochodzenia, w dziesięć lat później ich liczba wzrosła do 900 335. Na Florydzie powiększyliśmy stan posiadania z 410 666 do 430 138 osób. Przyrost nastąpił też w niektórych mniej zamieszkanych na ogół przez Polonie stanach. W Karolinie Północnej zwiększyliśmy swą obecność z 59 722 w roku 1990 do 88 930 w minionym roku. Polaków jest więcej m.in. w Arizonie, Vermoncie, Utah i na Alasce.
W Wisconsin i Michigan Polacy stanowią po 9,12% mieszkańców. W Connnecticut - 8,5%, zaś w Nowym Jorku - 5,3%.
Dr Marcin Sar, który podczas ostatniego spisu pełnił funkcję głównego łącznika naszej grupy etnicznej z Biurem Spisu Powszechnego wyraził zaskoczenie przedstawionymi danymi, ponieważ, jak twierdzi, w rzeczywistości jest nas na pewno więcej niż 10 lat temu. "Nie obserwowaliśmy bowiem masowego odpływu rodaków do ojczyzny. Być może jest to swoisty efekt rozpływania się Polaków w żywiole amerykańskim. Innymi słowy, pokolenie 70-latkow sprzed dekady silniej identyfikowało się ze starym krajem" - twierdzi były pracownik Biura Census 2000.
Według Sara nowa fala, która zastąpiła stare pokolenie jest prawdopodobnie bardziej "rozcieńczona" w tyglu amerykańskim. Jest to zresztą nie tylko sprawa tożsamości, ale też mieszanych małżeństw. Wielu młodych ludzi w drugim czy trzecim pokoleniu ma w sobie nie tylko polską, ale np. zarazem włoską i irlandzka krew.
"Przypływ świeżej imigracji stały, ale ograniczany przepisami nie był w stanie skompensować zjawisk, o których właśnie mówiłem" - podkreśla dr Sar.
Jak stwierdził socjolog z Mercy College prof. Stanisław Wiktor prawdopodobnie nie wszyscy Polacy uważają obecnie za istotne, aby przyznać się do swego pochodzenia. Być może jest to wynikiem wstydu. Jest to negatywne zjawisko, ponieważ amerykańscy politycy mniej się liczą z Polakami i tracimy siłę oddziaływania na władze różnego szczebla.
Ekspert Partii Demokratycznej Marilyn Piurek, która opracowała na podstawie wyników Census 2000 dane tyczące Polaków, podkreśla, że statystyczny ubytek dotknął nie tylko Polaków. Najbardziej jest to widoczne w społeczności irlandzkiej Stanów Zjednoczonych, której liczba w porównaniu z rokiem 1990 spadla o ponad 5,7 miliona i sięgała w roku 2000 33 026 795 osoby. Ludność USA liczyła przed rokiem 273 646 269 osób. (Andrzej Dobrowolski/pr)