W Ukrainie kończy się pewna epoka. Zełenski naruszając symbol, zrobił "rzecz niewybaczalną"
Narodowe Biuro Antykorupcyjne było dalekie od tego, by nazwać je "dobrze działającym". Ale pozbawiając je niezależności, Wołodymyr Zełenski zakwestionował dalszą europejską ścieżkę Ukrainy - jedyną nadzieję, której trzyma się ukraińskie społeczeństwo.
"Już to przerabialiśmy", "Dosyć farsy", "Nie za to zginął mój ojciec" - wieczorem 22 lipca tysiące Ukraińców wyszło protestować przeciwko ustawie, która pozbawiła niezależności najważniejsze organy antykorupcyjne w kraju i doprowadziła do największego kryzysu politycznego od początku rosyjskiej inwazji.
Demonstracje poprzedził spektakl rozegrany w dwóch aktach. Dzień przed głosowaniem nad ustawą, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przeprowadziła łącznie 80 przeszukań związanych z działalnością 19 detektywów Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU). Towarzyszyła temu dobrze zorganizowana kampania informacyjna, która miała oczernić całą instytucję, a nie konkretne osoby, którym postawiono zarzuty i przygotować grunt pod zmiany prawa.
Dalej wydarzenia potoczyły się w błyskawicznym tempie. Według ukraińskich mediów w nocy z 21 na 22 lipca deputowani prezydenckiej partii Sługa Ludu "przyklepali" poprawki, zgodnie z którymi NABU i SAP (specjalistyczna antykorupcyjna prokuratura) miały przejść pod pełną kontrolę prokuratora generalnego, czyli de facto stracić niezależność. Poprawki dodano do wcześniej zarejestrowanego projektu ustawy i rano wyniesiono pod głosowanie Rady Najwyższej, która przyjęła ustawę. Wieczorem została ona podpisana przez prezydenta Zełenskiego i natychmiast opublikowana w rządowym dzienniku, nabierając mocy prawnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmowy z Rosji z Ukrainą. "Nie będą dotyczyły pokoju"
- Nie wiedziałem, by jakakolwiek inna ustawa przeszła w tak ekspresowym tempie - przyznaje Andrij Borowyk, szef think tanku Transparency International Ukraine.
Czasem ważne dla obronności ustawy tkwiły w parlamentarnej zamrażarce miesiącami, ale tym razem całość procesu legislacyjnego zajęła ledwie 16 godzin. W mniej niż dobę zniszczono infrastrukturę antykorupcyjną, którą budowano przez 10 lat.
Według źródeł "The Economist" gwałtowność, z jaką zostały zaatakowane NABU i SAP zaskoczyła nawet osoby z najbliższego otoczenia prezydenta. Byli jednak tacy, którzy zmiany przyjęli z ulgą. Walerij Pekar, publicysta, futurolog oraz wykładowca w Kijowsko-Mohylańskiej Szkole Biznesu zwraca uwagę, że za zniszczeniem NABU i SAP antykorupcyjnych głosowali posłowie, którzy figurują w antykorupcyjnych śledztwach, co jest ewidentnym konfliktem interesów.
Po głosowaniu nad ustawą w wielu ukraińskich miastach zaczęły się spontaniczne protesty, a sami Ukraińcy mówili o uczuciu déjà vu i nie dowierzali, że znowu muszą protestować. Przecież właśnie tak jesienią 2013 zaczynała się Rewolucja Godności, wywołana tym, że ówczesny prezydent Wiktor Janukowycz postanowił zrezygnować z integracji z Zachodem.
Choć NABU i SAP często były krytykowane za nieudolność w walce z korupcją, były jednak warunkiem i gwarancją, że Ukraina już nie skręci z europejskiej ścieżki.
- Społeczeństwo było gotowe wiele przebaczyć rządzącym, dopóki nienaruszone pozostawało najważniejsze osiągnięcie Rewolucji Godności - proeuropejski kurs Ukrainy. To był rodzaj niepisanej umowy społecznej - uważa Walerij Pekar.
Instytucja niedoskonała
W 2014 roku tuż po Rewolucji Godności, walka z korupcją wydawała się głównym tematem politycznym. W Donbasie już toczyła się wojna, a w Kijowie przeżywano kolejne afery z czasów Janukowycza, które wychodziły na jaw.
Wówczas Ukraina wypadała fatalnie w Indeksie Percepcji Korupcji Transparency International - zajmowała 142. miejsce na 176 badanych krajów. Jednak nowe władze, które wyniosła rewolucja, nie bardzo śpieszyły się spełniać główne wymaganie UE – utworzenie całkowicie niezależnej infrastruktury antykorupcyjnej, czyli biura śledczego, prokuratury i sądu, które w zamkniętym cyklu mogłyby rozstrzygać sprawy na najwyższych szczeblach władzy.
- Nie wiemy, czy Rada Najwyższa zagłosowałaby za NABU i SAP, gdyby UE nie użyła nacisków. Uzależniła ruch bezwizowy od wprowadzenia mechanizmów antykorupcyjnych. Deputowani nie mieli wyjścia - wspomina Wołodymyr Fesenko, ukraiński politolog.
W 2015 roku ustawa w końcu została przyjęta, a zachodni partnerzy Ukrainy sfinansowali utworzenie NABU i SAP. - Zachód zapewnił wsparcie finansowe, organizacyjne i polityczne, a Departament Sprawiedliwości USA był w zasadzie zewnętrznym kuratorem politycznym NABU – dodaje Fesenko.
Ale wielu politykom to amerykańskie lobby na własnym podwórku bardzo przeszkadzało. W kuluarach nie brakowało głosów, że Ukraina stała się "kolonią" Zachodu. Jeszcze większy dyskomfort budził fakt, że NABU i SAP mogły sięgnąć w zasadzie po każdego - deputowanych, sędziów, ministrów, byłych prezydentów.
- Śledztwa korupcyjne nie podobały się politycznym i biznesowym elitom. Niechęć wobec NABU i SAP jednoczyła nową majdanowską opozycję i stare elity polityczne - mówi Fesenko.
Po obu stronach barykady NABU i SAP były postrzegane jako zagrożenie. Z kolei w strukturach siłowych irytację powodowały wyższe pensje, specjalne relacje z Zachodem i większe możliwości procesowe nowych instytucji. Ale nawet mając takie pole manewru, dość szybko się okazało, że NABU i SAP są nieudolne. Detektywi i prokuratorzy często mieli marne przygotowanie, niską znajomość prawa. Jednym sprawom ukręcano łeb, a kiedy indziej nagłaśniano te, który wydawały się błahe przy prawdziwych aferach korupcyjnych. Detektywi natomiast coraz częściej dokonywali "przecieków" do mediów i organizacji antykorupcyjnych, powodując burze zamiast wyroków.
- Pierwszy próbę demontażu NABU i SAP podjął Poroszenko. Już wtedy SBU dokonywało w nich przeszukań i aresztowań, a obie instytucje mówiły o próbach nacisków politycznych - mówi Fesenko.
Zemsta
Dopóki USA wywierały naciski na ukraińskie elity NABU i SAP, choć często krytykowane, kontynuowały swoją pracę. Wszystko zmienił powrót do władzy Donalda Trumpa, który wprost dał do zrozumienia, że nie obchodzi go demokracja, a tym bardziej w Ukrainie. Infrastruktura antykorupcyjna straciła swoją największą tarczę.
Zabrakło również presji ze strony Unii Europejskiej, która przyjęła pozycję, że dopóki trwa wojna lepiej nie wchodzić z Kijowem w konflikt. - UE zależy, by Ukraina nie przegrała wojny i to jest priorytet, od którego zależy jej własne bezpieczeństwo. Więc przymykała oko na wiele rzeczy - mówi Fesenko.
Punkt zwrotny nastąpił w połowie czerwca, kiedy NABU niespodziewanie wzięła na celownik Ołeksija Czernyszowa, wicepremiera, ministra jedności narodowej, a prywatnie starego kolegę Zełenskiego, którego długo typowano na następnego premiera Ukrainy.
Czernyszow usłyszał zarzuty o nadużycie władzy i uzyskanie nielegalnych korzyści w wyjątkowo dużej wysokości. Innymi słowy, skorzystał ze swojej władzy, by przekazać deweloperowi działkę w Kijowie pod budowę osiedla, czym mógł spowodować straty skarbu państwa na ok. 1 miliard hrywien (ok. 110 mln złotych). Czernyszow utrzymuje, że jest niewinny, ale kaucję w wysokości 120 milionów hrywien (10,5 mln złotych) wniosła za niego firma związana z deweloperem.
Jedną z wersji, dlaczego właśnie teraz otoczenie Zełenskiego postanowiło ukrócić niezależność NABU i SAP jest właśnie zemsta za sprawę Czernyszowa. Uświadomiła ona w biurze prezydenta, że podobne "niespodzianki" mogą pojawiać się na każdym kroku.
- Nie jest wielką tajemnicą, że schemat, za który został oskarżony Czernyszow, czyli działka w zamian za mieszkanie, jest typowym przykładem korupcji. Takie łapówkarstwo uprawiano powszechnie od lat 90. Na upartego, podobne oskarżenia można byłoby postawić połowie ukraińskich urzędników - mówi Fesenko.
Ale według Fesenki w kuluarach krąży również inna wersja wydarzeń. Zgodnie z nią biuro prezydenta zaatakowało NABU i SAP, ponieważ wzięły one na celownik Timura Mindycza, byłego biznes-partnera Zełenskiego z czasów studia "Kwartał 95".
Dyskredytacja
Sprawa Czernyszowa wywołała potężny skandal, ale pomimo to nie został zdymisjonowany. To był pierwszy niepokojący sygnał. Kolejny nastąpił pod koniec czerwca, kiedy rząd z naruszeniem prawa odmówił uznania wyników konkursu na szefa BEB (biuro ekonomicznego bezpieczeństwa). Konkurs został przeprowadzony z udziałem zachodnich ekspertów, by zagwarantować niezależność wyboru i wygrał go Oleksandr Cywiński, wieloletni detektyw NABU cieszący się dobrą reputacją.
- Prawdopodobnie uznano, że ta nominacja wzmocni NABU i utworzy bardzo silny ośrodek, który w ogóle nie jest podległy władzy - mówi Fesenko. Cywińskiego miały zdyskredytować "związki z Rosją", polegające na tym, że jego ojciec mieszka w tym kraju. Jak na ironię identyczną sytuację ma Oleksandr Syrski, naczelny dowódca sił zbrojnych Ukrainy, który urodził się w Rosji. Później podobną taktykę dyskredytacji SBU wykorzysta wobec innych detektywów NABU.
Przeszukania
Rankiem 21 lipca szefowie SAP i NABU właśnie zaczynali robocze spotkanie w Londynie, kiedy telefony zaczęły rozgrzewać się do czerwoności.
Okazało się, że SBU właśnie zaczynało wielką, skoordynowaną akcję. Przeszukania przeprowadzono u 19 detektywów NABU. W przypadku kilku osób jako pretekst wykorzystano udział w wypadkach samochodowych, które miały miejsce wiele lat temu. Przeciwko innym detektywom wytoczono tak ciężkie zarzuty, jak zdradę państwową, nielegalny handel z Rosją, a także korupcję w interesach oligarchów.
Szefa regionalnego biura NABU w dniepropietrowskim i zaporoskim obwodach Rusłana Magamedrasulowa oskarżono o zatajenie faktu, że jego ojciec ma rosyjskie obywatelstwo i z pomocą syna próbował sprzedać techniczne konopie w Dagestanie, skąd pochodzi rodzina. Zaś matka detektywa otrzymywała emeryturę w samozwańczej DNR, a w internecie wypisywała komentarze chwalące separatystyczną enklawę. Oprócz tego według SBU Magamedrasulow utrzymywał kontakty ze zbiegłym prorosyjskim deputowanym Fedorem Hrystynenko, który jest "wysoko postawionym agentem FSB". Podczas przeszukań u osób związanych z Hrystynenko SBU znalazła poufne dokumenty z NABU.
Zarzut związków z Hrystynenko również otrzymał Oleksandr Skomarow, detektyw, który prowadził sprawę Czernyszenko. Według SBU detektyw jechał w zagraniczną delegacji, kiedy w sąsiednim przedziale znajdował się oligarcha Giennadij Bogolubow, który właśnie uciekał z Ukrainy. Według SBU Skomarow pomagał mu w ucieczce, choć według przecieków sam szef SBU Wasyl Maluk przyznawał wcześnie, że był to zbieg okoliczności.
Zdaniem politologa Fesenki część zarzutów postawionych przez SBU może się potwierdzić. Rosyjskie krety w ukraińskich strukturach państwowych nie są żadną nowością. Wykrywano ich również nawet na wysokich stanowiskach w SBU. Wiele pytań jednak pozostaje bez odpowiedzi. Dlaczego akurat teraz zaczęły wychodzić rzeczy, o których służby powinny były wiedzieć dawno temu?
- Dlatego przeszukania SBU sprawiają wrażenie dobrze skoordynowanej akcji. A towarzysząca im kampania informacyjna rzuciła złe światło na całe biuro, miała stworzyć obrazek, że wszystkie ograny antykorupcyjne to szpiegowska siatka. Jest to dyskredytacja NABU jako instytucji - mówi Fesenko.
Koniec epoki
Według ukraińskich mediów, dopóki trwała burza wokół przeszukań, SBU również pojawiło się w SAP, żądając dostępu do wszystkich akt, a więc informacji o trwających sprawach, informatorach, potencjalnych oskarżonych.
Teraz wiele tych spraw może nie ujrzeć światła dziennego. Faktycznym szefem NABU i SAP obecnie jest prokurator generalny, którego mianuje prezydent. To w jego kompetencji będzie przyjmowanie spraw od NABU i powierzanie śledztw innym organom, delegowanie uprawnień prokuratora SAP innym prokuratorom, udzielanie detektywom "obowiązkowych pisemnych instrukcji", a nawet zamykanie spraw.
Wcześniej, gdy opozycja zarzucała Zełenskiemu autorytarne zapędy, większość społeczeństwa nie traktowała tego poważnie. Teraz te oskarżenia już nie brzmią na wyrost ani przesadnie. Zamach na niezależność infrastruktury antykorupcyjnej w oczach Ukraińców jest czymś nieprzebaczalnym. Według Waleria Pekara Zełenski naruszył niepisaną umowę społeczną.
- Społeczeństwo było gotowe wiele przebaczyć rządzącym, dopóki nienaruszone pozostawało najważniejsze osiągnięcie Rewolucji Godności, czyli proeuropejski kurs Ukrainy - mówi Pekar. Pozbawienie NABU i SAP niezależności zostało jednoznacznie odebrane jako odwrót z europejskiej ścieżki. - A na tym trzyma się cały kraj - na marzeniu o europejskiej, a nie rosyjskie przyszłości - mówi Pekar.
Na razie Unia Europejska nie zadeklarowała podjęcia stanowczych kroków. "Jestem poważnie zaniepokojona dzisiejszym głosowaniem w Radzie Najwyższej. Likwidacja kluczowych zabezpieczeń chroniących niezależność NABU to poważny krok wstecz. Niezależne organy, takie jak NABU i SAP, są niezbędne dla Ukrainy na drodze do UE. Praworządność pozostaje w centrum negocjacji akcesyjnych z UE" - napisała Marta Kos, Komisarz UE ds. Rozszerzenia.
Jednak według przecieków w prasie na tym etapie negocjacje o akcesji Ukrainy do UE będą odłożone.
Z kolei Wołodymyr Zełenski, doświadczając bezprecedensowej fali krytyki zarówno w Ukrainie, jak i na Zachodzie, zadeklarował, że wniesie nową ustawę, która rzekomo zwiększy niezależność NABU i SAP. Na razie jasne jednak jest to, że skutkiem tego skandalu będzie walka wszystkich przeciw wszystkim - służb, elit, oligarchów. To jeszcze bardziej oddala Kijów od realiów na froncie, gdzie linie obrony trzeszczą z powodu braku ludzi. Jedynym wygranym tej sytuacji jest Kreml.
Została przekroczona cienka granica. Nie ma już powściągliwości czy autocenzury, jeśli chodzi o krytykę rządzących. Władza też obrała swoją pozycję: nie słuchać społeczeństwa, iść na konfrontację. To wszystko już było. Wiemy, jak się skończy - uważa Walerij Pekar.
Tatiana Kolesnychenko, dziennikarka Wirtualnej Polski