W Smoleńsku dokonano zamachu na zlecenie polskiego polityka? Robert Cheda: nierealny scenariusz
• "GPC": Jürgen Roth dotarł do pełnego raportu niemieckiego wywiadu BND
• Niemiecki dziennikarz twierdzi, że rosyjski wojskowy dostał zlecenie dokonania zamachu od polskiego polityka
• Kompletna bzdura i nierealny scenariusz - komentuje dla WP Robert Cheda
• Eskalacja przecieku może być wezwaniem do polowania na czarownice - dodaje
• To szerzenie dezinformacji - ocenia z kolei Piotr Niemczyk
• Możemy się ośmieszyć na arenie międzynarodowej - dodaje
26.10.2016 | aktual.: 26.10.2016 14:22
Zobacz również: Roth twierdzi, że dotarł do raportu BND
Jurgen Roth jest niemieckim dziennikarzem śledczym, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt książek i reportaży telewizyjnych, głównie o korupcji w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej. Ich wiarygodność była jednak wielokrotnie podważana, a sąd kilkakrotnie udowodnił dziennikarzowi, że nigdy nie rozmawiał z osobami, na które w książkach się powoływał bądź wręcz oskarżał.
Od pewnego czasu Niemiec zajmuje się również katastrofą smoleńską. Już 7 listopada ukaże się jego najnowsza książka "Smoleńsk. Spisek, który zmienił świat". Jürgen Roth przedstawia w niej rzekomy raport niemieckiego wywiadu BND, według którego katastrofa smoleńska nie była tragicznym wypadkiem, a zaplanowanym zamachem. Co więcej, przekonuje, że za zamach odpowiedzialny był rosyjski generał, który otrzymał zlecenie od jednego z wysokich rangą polskich polityków (we fragmencie raportu nazwisko wykreślono, zaczyna się na literę T.).
"Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinowa/Moskwa" - czytamy z zaprezentowanym przez "Gazetę Polską Codziennie" fragmencie książki.
Gra rosyjskiego wywiadu i podgrzewanie atmosfery w Polsce?
W opinii ekspertów, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska informacje przedstawiane przez Jürgena Rotha są zupełnie niewiarygodne i doskonale wpisują się w grę rosyjskiego wywiadu. Zwracają również uwagę na fakt, że niemiecki dziennikarz został w przeszłości poddany miażdżącej krytyce w ojczyźnie, a teraz próbuje zaistnieć na rynku wydawniczym w naszym kraju.
- Jego informacje na temat sytuacji w Polsce, a w szczególności katastrofy smoleńskiej, są kompletnie niewiarygodne. Powiem więcej, są typowe dla gry wywiadowczej i rewelacji, które puszcza się na zamówienie - komentuje dla WP były funkcjonariusz Urzędu Ochrony Państwa i ekspert z zakresu bezpieczeństwa, Piotr Niemczyk.
W podobnym tonie wypowiada się również Robert Cheda, były oficer operacyjny i analityk Agencji Wywiadu oraz ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego. - Rosjanom bardzo zależy na podgrzewaniu nastrojów w Polsce. Oni są mistrzami w tzw. głębokiej grze informacyjnej. Polega ona na dezinformacji przeciwnika poprzez wysyłanie pewnych danych, które znane osoby, takie jak Jurgen Roth uprawdopodabniają. Klasycznym modelem takiego działania z czasów radzieckich jest prasa hinduska. Rosjanie sprzedawali wówczas tamtejszym dziennikarzom "gorącą" informację, która nosiła znamiona prawdopodobieństwa, później podchwytywał ją poważny światowy dziennik i w ten sposób stawała się wiarygodna - tłumaczy ekspert.
Nasz rozmówca bardzo krytycznie odniósł się również do teorii mówiącej, że rosyjski wojskowy dostał zlecenie dokonania zamachu od wysoko postawionego polskiego polityka o nazwisku zaczynającym się na literę T.
- To jest kompletna bzdura i nierealny scenariusz. Szczególnie niepokojąca w tym wątku jest eskalacja przecieku. Jeśli wskazuje się, nawet w sferze domysłów, na polskiego polityka o nazwisku na literę T., to może być to wezwanie do rozpoczęcie polowania na czarownicę. Jest to bardzo niebezpieczne i może wskazywać na to, że Rosja uznała, iż sytuacja w Polsce dojrzała do tego, by taką informację "rzucić" - analizuje Cheda.
Z podobnym dystansem do wątku zlecenia zamachu przez polskiego polityka podchodzi Piotr Niemczyk, b. funkcjonariusz UOP, ekspert ds. bezpieczeństwa. - Różne rzeczy są możliwe i nie można ich wykluczyć, gdyż istnieje coś takiego jak współpraca wywiadowcza w pewnych obszarach. Wolałbym jednak dyskutować o tym temacie w innych okolicznościach, niż ma to miejsce obecnie, czyli po "ujawnieniu" rewelacji takiej osoby jak Jurgen Roth. To, co robi ten człowiek, to nic innego jak szerzenie dezinformacji. Jego insynuacji nie można poważnie traktować - ocenia.
Atak na Tuska i próba rozgrywania UE?
Nasi rozmówcy zwracają również uwagę na fakt, że mamy obecnie specyficzny czas w polityce międzynarodowej. Jest on związany ze zbliżającymi się wyborami w USA, kryzysem migracyjnym oraz wojną w Syrii. - W takich momentach Rosjanie zawsze starają się testować Zachód, tzn. stawiać w trudnej sytuacji i obserwować, jaka jest reakcja. Dlatego moim zdaniem informacje Jürgena Rotha wpisują się idealnie w prowadzoną przez Rosję grę - ocenia Robert Cheda.
Zwraca on jednocześnie uwagę, że sugerowanie zlecenia zamachu przez wysokiego rangą polskiego polityka o nazwisku na literę T., może być uderzeniem wymierzonym w Donalda Tuska oraz całą wspólnotę europejską. - Dyskredytowanie przewodniczącego Rady Europejskiej pomogłoby w rozgrywaniu Unii Europejskiej, która podtrzymała ostatnio sankcje wobec Rosji i krytykuje ten kraj za to, co dzieje się w Aleppo. Do tego dochodzi pogorszenie relacji polsko-niemieckich oraz możliwa kompromitacja polskiego rządu we Wspólnocie. Nie bez znaczenia jest tu również skrajnie pogarszająca się sytuacja gospodarcza w Rosji. Te czynniki przemawiają za tym, że Rosjanie intensyfikują grę wywiadowczą - tłumaczy były analityk Agencji Wywiadu.
W świetle przedstawionych przez Jurgena Rotha informacji zasadne wydaje się postawienie pytania: czy polski rząd powinien podjąć działania mające na celu wyjaśnienie tych rewelacji? Eksperci są jednak zgodni, że taki krok byłby wyjątkowo nieodpowiedzialny i mógłby skutkować ośmieszeniem Polski na arenie międzynarodowej.
- Gdyby państwo polskie oficjalnie domagało się dostępu do tej notatki, to ryzykowałoby ośmieszeniem się na arenie międzynarodowej. Gdyby potwierdziło się, że jest to zwyczajna podróbka, to postawiłoby nas w bardzo złym świetle. Powinna to wziąć na siebie prokuratura, która po cichu, nieoficjalnymi kanałami mogłaby zbadać wiarygodność tych "rewelacji". Niewykluczone, że tak też się stanie - przekonuje Piotr Niemczyk.
W podobnym tonie wypowiada się również Rober Cheda. - Ponieważ mleko już się rozlało, to prokuratura powinna zbadać sprawę. Nie wiem tylko, czy w obecnej sytuacji jesteśmy w stanie zrobić to dyskretnie... To jest gotowy scenariusz do tego, by kolejna sprawa poróżniła nas z Europą lub co gorsza ośmieszyła na Starym Kontynencie. Do tego celu powinno użyć się nieoficjalnych, poufnych kanałów - kończy ekspert.