Polityka"Gazeta Polska Codziennie": w Smoleńsku dokonano zamachu na zlecenie polskiego polityka. Roth twierdzi, że dotarł do raportu BND

"Gazeta Polska Codziennie": w Smoleńsku dokonano zamachu na zlecenie polskiego polityka. Roth twierdzi, że dotarł do raportu BND

• "GPC": Jürgen Roth dotarł do pełnego raportu niemieckiego wywiadu BND
• Niemiecki dziennikarz twierdzi, że rosyjski wojskowy dostał zlecenie dokonania zamachu od polskiego polityka

"Gazeta Polska Codziennie": w Smoleńsku dokonano zamachu na zlecenie polskiego polityka. Roth twierdzi, że dotarł do raportu BND
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | SERGEI CHIRIKOV

25.10.2016 | aktual.: 26.10.2016 06:37

W swojej najnowszej książce dziennikarz śledczy przedstawia rzekomy raport niemieckiego wywiadu BND, według którego katastrofa smoleńska nie była tragicznym wypadkiem, a zaplanowanym zamachem. Co więcej, według Rotha, powołującego się na wspomniany raport, za zamach odpowiedzialny był rosyjski generał, który otrzymał zlecenie od jednego z polskich polityków.

Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy ­Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinowa/Moskwa.

Raport, który omawia "Gazeta Polska Codziennie", wskazuje na "wysokie prawdopodobieństwo zamachu przy użyciu materiałów wybuchowych". Dziennikarz śledczy wyjaśnia, że informacje opiera na dwóch źródłach - jednym z nich jest pułkownik polskiego wywiadu wojskowego o imieniu Robert, który pracuje w polskiej "ambasadzie w K." Drugiego źródła nie ujawnia.

Zgodnie z opisem Roberta [nazwisko zaczernione] zlecenie dotyczące przeprowadzenia zamachu na ­Tu-154 pochodziło bezpośrednio od [funkcja zaczerniona] T. [nazwisko wysokiej rangi polskiego polityka zaczernione] do Desinowa. Nie udało się ustalić, gdzie i kiedy do tego doszło.

"Cytowany przeze mnie raport źródłowy BND bazował bezsprzecznie na dwóch poważnych źródłach. Fakt, że oba całkowicie niezależnie od siebie zeznały w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M dokładnie to samo, wysoko stawia ich wiarygodność i wartość przekazanych informacji" - pisze Jürgen Roth, cytowany przez "GPC".

"Umieszczenie w samolocie ładunku bądź nawet kilku ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki byłoby niemożliwe bez zaangażowania sił polskich" - twierdzi autor raportu, o którym pisze Roth.

Tymczasem BND stanowczo odcina się od rewelacji Rotha. Rzecznik BND powiedział agencji prasowej DPA, że niemiecki wywiad "nigdy nie twierdził, iż tragiczna katastrofa lotnicza z 2010 r. to zamach". Ani nie przekazał tego typu informacji rządowi w Berlinie. Według dziennikarza śledczego było to dziwne zachowanie i reakcja bez precedensu, ponieważ "nigdy nie zdarzyło się, aby rzecznik udzielał wywiadu na temat konkretnej sprawy, w dodatku na żywo, przed kamerami".

Kontrowersje wokół Rotha

Jürgen Roth ma na swoim koncie kilkadziesiąt książek i reportaży telewizyjnych, głównie o korupcji w Niemczech i Europie Środkowo-Wschodniej. Pisał o Putinie, Gazpromie, niemieckiej przestępczości zorganizowanej, handlu narkotykami, ale i polskiej mafii. Stoi na stanowisku, że struktury mafijne rządzą w gospodarce i polityce środkowoeuropejskiej. Co ciekawe, choć jest związany z SPD (niemiecką socjaldemokracją), ma bardzo krytyczny stosunek wobec Putina i Rosji, a jego książka o Gerhardzie Schröderze zakończyła się sprawą sądową wytoczoną przez byłego kanclerza.

Jak twierdzi Roth, w swoich dochodzeniach opiera się na "sobie tylko znanych i zaufanych źródłach". Jednak takich dokumentów i informacji nie sposób zweryfikować. W przeszłości często okazywało się, że podane wiadomości były fałszywe. Nie wiadomo nawet, czy rzeczywiście istnieli opisywani informatorzy. Sąd kilkakrotnie udowodnił dziennikarzowi, że nigdy nie rozmawiał z osobami, na które w książkach się powoływał bądź wręcz oskarżał.

Tak było m.in. w przypadku książki "Die Graue Eminenz" ("Szara eminencja"). Proces wytoczył mu człowiek, którego Roth przedstawił jako ważną figurę w mafijnych strukturach, na podstawie znajdujących się - podobno w rękach autora - dowodów. Jak się okazało, Roth nigdy nie spotkał się z oskarżaną w książce osobą i nie dał jej możliwości przedstawienia swojego punktu widzenia. Tymczasem człowiek ten okazał się niewinny, a Roth przegrał sprawę. Sąd zarzucił mu złamanie podstawowych zasad dziennikarstwa. - Popełniłem błąd. Nigdy nie mówiłem, że jestem bezbłędny - przyznał wtedy Jürgen Roth. Książka została wycofana ze sprzedaży, autor musiał zapłacić odszkodowanie bohaterowi, podobnie jak innej postaci ze swojego reportażu telewizyjnego.

Osoby opisywane przez Rotha kilkakrotnie wytaczały mu procesy, które kończyły się niepomyślnie dla autora. Jak tłumaczył dziennikarz w mediach, "przegrywał nie ze zwykłymi ludźmi, ale przestępczymi szychami". Choć akurat wygrał w sprawie wytoczonej przez bułgarskiego ministra Petkowa. Roth pisał wprost, że szef MSW spotyka się z kryminalistami. W 2008 r. Petkow złożył dymisję, a w sądzie bezskutecznie chciał od niemieckiego dziennikarza odszkodowania za zniesławienie. Roth przegrał za to w kilku procesach.

Inni dziennikarze krytyczni

O swoim koledze niechętnie mówią inni niemieccy dziennikarze. Wielu, anonimowo, zarzuca mu publikowanie niesprawdzony informacji, byle tylko doprowadzić do sensacji. - Bazuje na strachu ludzi i ich chęci wyjaśnienia wszystkiego istnieniem jakiegoś "wrogiego systemu" - mówił jeden z berlińskich autorów prasowych. - Zrobił swoimi książkami sporo dobrego, ale i sporo złego - ocenia ostrożniej inny młody dziennikarz pracujący dla programów śledczych niemieckiej telewizji publicznej, dodając: - Nie da się całościowo ocenić jego pracy, trzeba rozpatrywać konkretne przypadki.

Jak tłumaczyła korespondentka WP w Niemczech Agnieszka Hreczuk, Roth doszukuje się drugiego dna w każdej sprawie. Problem polega na tym, że czasami drugiego dna po prostu nie ma. Pewien niemiecki dziennikarz, również chcący zachować anonimowość, wskazuje na sprawę "saksońskiego bagna", w którą też włączył się Jürgen Roth. Zaczęło się od wypadku - utonięcia dziecka, wokół którego rozkręciła się sensacyjna historia. Ponieważ część mieszkańców nie mogła zaakceptować powodu utonięcia, doszukiwała się za tym zdarzeniem spisku kierowanego przez skorumpowanych policjantów, prawników i regionalnych polityków. Z nieszczęśliwego wypadku rozwinęła się kampania przeciwko (domniemanej) mafii korupcyjnej. I tu Roth przypisał jednemu ze świadków nieprawdziwe informacje. Jak potem przyznał, rzeczywiście nie rozmawiał z nim, "bo i tak nie traktował go jako osobę wiarygodną".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (440)