W polskim Sejmie szykują się głośne transfery? Eksperci podzieleni
• W kuluarach mówi się o możliwych transferach pomiędzy partiami
• Nie można tego wykluczyć. Niestety, w Polsce roszady międzyklubowe są pewną normą - dr Materska-Sosnowska
• Może do tego dojść na rok przed wyborami - dr Grzegorz Balawajder
• Jest zbyt wcześnie, by mówić o sejmowych transferach - dr Adam Drosik
Polski parlament praktycznie na każdym posiedzeniu dostarcza Polakom politycznych emocji. Zawirowania i zmiany dotyczą na razie jedynie ustaw, ale niewykluczone, że już niebawem pójdą jeszcze dalej. W kuluarach coraz częściej mówi się bowiem o możliwych transferach pomiędzy partiami.
Według tygodnika "ABC" najbardziej narażonym na utratę części swoich posłów ugrupowaniem jest PSL. Jeżeli wierzyć słowom jednego z prominentnych działaczy samorządowych, to partia Władysława Kosiniaka-Kamysza zmaga się z wewnętrznym kryzysem.
- My tracimy wpływy, stanowiska i coraz częściej ci z PiS puszczają do nas oko – dla wielu ludzi z partii to ważne i łechcące - opisuje sytuację anonimowy informator tygodnika.
Doniesienia spotkały się z natychmiastową reakcją głównych działaczy PSL. Rzecznik prasowy partii w rozmowie z WP nazwał je "wymysłem dziennikarzy na poziomie pisarzy science-fiction". Jednym z elementów dementi był również wywiad z Adamem Jarubasem, w którym wiceprezes PSL niespodziewanie zasugerował, że to "Ludowcy" mogą przejąć posłów PiS.
- Jest to jeden z wariantów, dyskutowany w gronie ponadpartyjnym. W mojej ocenie jest takie przeświadczenie wśród posłów partii rządzącej, że Jarosław Kaczyński posunął się za daleko w podstawowych sprawach ustrojowych. Afera z Trybunałem Konstytucyjnym, którą wywołał PiS, wzmacnia te odczucia. A wielu z nich naprawdę chciałoby pracować na rzecz obywateli - stwierdził marszałek województwa świętokrzyskiego.
Pole do spekulacji stwarza również sytuacja w ruchu Kukiz'15, który stracił w ostatnim czasie Kornela Morawieckiego oraz Małgorzatę Zwiercan. Niewykluczone jednak, że na tym się nie skończy. Marszałek senior zapowiedział bowiem chęć przygarnięcia do tworzonego przez siebie koła poselskiego nie tylko byłych kolegów, ale również posłów PO, a nawet PiS.
Czy w polskim Sejmie rzeczywiście szykują się głośne transfery, czy może jest to tylko element gry politycznej? - z takim pytaniem Wirtualna Polska zgłosiła się do ekspertów, którzy są w tej kwestii podzieleni.
Ryzykowny manewr
- W tej chwili mówienie o większych transferach jest przedwczesne. PiS chciałby zapewne przeforsować takie ruchy. Problem polega jednak na tym, że posłowie opozycji w tym momencie nie zdecydują się na zmianę. Oni będą działali ostrożnie i czekali na rozwój wydarzeń. Dlatego jeżeli dojdzie do jakichś roszad, to raczej w ostatnim roku przed wyborami. Wówczas na bazie sondaży będzie można ocenić oraz przewidzieć, jak będzie wyglądała scena polityczna, a co za tym idzie podejmować takie decyzje - analizuje dr Grzegorz Balawajder z Instytutu Politologii Uniwersytetu Opolskiego.
W podobnym tonie wypowiada się politolog, dr Adam Drosik. - Jest jeszcze zbyt wcześnie, by mówić o transferach w Sejmie. Partie raczej okopały się na swoich pozycjach i starają się ich bronić. W tej chwili żadne ugrupowanie się nie rozpada, ani nie zmaga z poważnymi kłopotami. Należy także pamiętać, że za każdym przejęciem posła stoi konkretna oferta. Wydaje się, że PiS nie jest obecnie bardzo zdeterminowany, by za wszelką cenę wyciągać posłów. Transfer obarczony jest również ryzykiem, gdyż nowe osoby mają też swoje wymagania oraz oczekiwania, które trzeba później przełożyć na np. regionalne listy wyborcze - przekonuje ekspert.
Innego zdania jest jednak dr Anna Materska-Sosnowska. Politolog Uniwersytetu Warszawskiego przekonuje, że istnieją pewne uwarunkowania, które mogą zaowocować politycznymi transferami.
- Nie można tego wykluczyć. Niestety, w Polsce roszady międzyklubowe są pewną normą. PiS ma obecnie większość w Sejmie, ale jest ona niewielka i na pewno zależy mu na pozyskaniu nowych posłów. To mogłoby dać partii Jarosława Kaczyńskiego większą swobodę podczas głosowań - przekonuje Materska-Sosnowska.
Nasza rozmówczyni podkreśla przy tym, że PiS obejmując samodzielne rządy sczyścił stanowiska zajmowane przez ludzi związanych z PSL, a teraz zachęca ich do zmian. W opinii Materskiej-Sosnowskiej o tym, że ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego walczy o przejęcie posłów "Ludowców" świadczy również treść dementi zaprezentowanego przez Adama Jarubasa. - Myślę, że w tym przypadku jest coś na rzeczy, a słowa wiceprezesa PSL mogą świadczyć o tym, że pewne rozmowy już się rozpoczęły - zauważą politolog UW.
W taki rozwój wydarzeń nie wierzy jednak dr Adam Drosik. - PSL to starzy wyjadacze. Ta partia opiera się na solidnych podstawach. Mogłyby je zachwiać ewentualnie przedterminowe wybory samorządowe. Gdyby one zostały przegrane, to wówczas zobaczylibyśmy zapewne gremialny odpływ z partii. Obecnie taki scenariusz jest jednak bardzo mało prawdopodobny - ocenia politolog Uniwersytetu Opolskiego.
W jego opinii najbardziej narażony na utratę posłów jest ruch Kukiz'15, ale nie powinno to nastąpić w najbliższym czasie. - Rozgrywanie Pawła Kukiza jest banalnie proste i obecnie obserwujemy właśnie takie działania. On nie ma pojęcia o polityce. Wszyscy go ogrywają, a on myśli, że rozdaje karty. Do tego jego ruch nie stanowi monolitu, a w takich warunkach zawsze łatwiej o negocjacje i wyciąganie posłów - ocenia dr Drosik.
Wszyscy eksperci są jednak zgodni, co do tego, że na ewentualnych zmianach najwięcej do ugrania ma PiS, który pogłoski o transferach może wykorzystywać do osłabiania opozycji i doraźnej gry politycznej.
- Rozsiewanie takich plotek jest skuteczną strategią, która ma za zadanie dzielenie opozycji. Wówczas wewnątrz partii opozycyjnych zaczynają się walki oraz niepewność. PiS na pewno będzie motorem napędowym pewnych zmian oraz ich beneficjentem - kończy Materska-Sosnowska.