W piwnicy i na stacji metra. Tak rodzą się dzieci w trakcie wojny. Zdjęcia chwytają za serce
Atak Rosji na Ukrainę odebrał ciężarnym możliwość spokojnego porodu. Ich dzieci nie przyszły na świat w bezpiecznej szpitalnej sali, a kilka metrów pod ziemią. Te maluchy urodziły się w trakcie wojny.
Metro w Kijowie przestało przewozić pasażerów, teraz pełni wyłącznie funkcję schronów. Na stacjach kryją się tysiące Ukraińców. Nie brakuje też kobiet ciężarnych.
Jedną z nich była 23-latka, która w piątek, wiele metrów pod ziemią, urodziła córeczkę. Mia przyszła na świat tuż przed 20:30. Kobiecie pomogli funkcjonariusze policji, którzy usłyszeli krzyki.
"Policjanci pomogli odebrać poród, a następnie wezwali karetkę, którą kobieta i jej nowo narodzona córeczka zostały przetransportowane do szpitala. Obie czują się dobrze" - relacjonuje "Daily Mail".
Zdjęcie Mii i jej mamy obiegło świat. "Abyś się wychowała w wolnym i lepszym świecie" - skomentowała jedna z internautek z Polski pod wpisem "Nexty" na Twitterze.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Tymczasem w piwnicy porodówki - głośny płacz"
W piątek ze światem przywitał się też chłopiec. Ten również nie urodził się w wymarzonych warunkach.
"Trzy ostrzeżenia przez niebezpieczeństwem każdego dnia. Rano ostrzelany blok mieszkalny przy szpitalu. Gdzieś bardzo blisko kanonady, w izbie przyjęć - poszkodowany. Tymczasem w piwnicy porodówki, w warunkach dalekich od tych, na jakie zasługują noworodki - głośny płacz. To chłopiec!" - zrelacjonowano na profilu szpitalu w Starobielsku.
Udostępniono zdjęcia i film wykonane tuż po porodzie, opublikowane za zgodą matki chłopca. Materiały chwytają za serce. Plastikowe rury, odpadający tynk i licha lampka. W takich warunkach odbył się poród.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Czytaj też:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski