W. Kuczyński: naród obrażony przez Obamę czeka z uszami przy głośnikach
Politycy myślą, co by tu ugrać dla siebie na tym narodowym oburzeniu, które spadło nam jak słodka śliwka. Przeciw komu to obrażenie skierować? Też się wkurzyłem, jak prezydent Obama palnął o polskich obozach śmierci. Ale, jak dotarło do mnie wzmożenie komentatorsko-polityczne przeciwko Obamie to ochłonąłem. To bardziej problem Obamy niż nasz - pisze Waldemar Kuczyński w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Nie wiem, czy ktoś ten tekst przeczyta, bo naród obrażony przez prezydenta Obamę, czeka z uszami przy głośnikach i oczami wlepionymi w ekrany na jego osobiste przeproszenie. Oczywiście z pomachaniem kartką (tak by w głośnikach zaszeleściła), że przeprosiny są też na piśmie.
Wielki polski ekonomista, Michał Kalecki odnosząc to nie tylko do komunistycznego planowania powiedział, że wśród rodaków nie ma daru do umiaru. Więcej, kiedy z jakiejś ważnej strony pada coś złego, co możemy odnieść do nas wszystkich, do Polaków, do narodu, choć czasem dotyczy niektórych, to rozkwita dar do histerii. Obrazili nas, obrazili naród! I rusza licytacja, co my na to? I to nie zawsze są emocje.
Zwykle, gdy chodzi o polityków wkurzenie, nawet jak jest, to ustępuje kalkulacji. Co by tu ugrać dla siebie na tym narodowym oburzeniu, które spadło nam jak słodka śliwka. Przeciw komu to obrażenie skierować? Czasami kalkulacje zachwycają zupełnie nową logiką. Ot choćby to; prezydent USA powiedział o polskich obozach śmierci, czyli należy zdymisjonować Radka Sikorskiego. Super!
Jako należący do oburzonego narodu (tak, tak moi niektórzy czytelnicy, wysyłający mnie do Palestyny, jestem z tego co Wy plemienia) też się wkurzyłem, jak prezydent Obama palnął o polskich obozach śmierci. W jednym z nich zginął mój ojciec, a w innych siedem osób z najbliższej mi rodziny. Przez parę godzin byłem w harmonii politycznej z moją wyraziściej patriotyczną żoną. Ale, jak dotarło do mnie wzmożenie komentatorsko-polityczne przeciwko Obamie to ochłonąłem, bo każde takie wzmożenie na mnie działa chłodząco. Również to po raporcie Anodiny, z generałem Błasikiem w kokpicie i nieco pod czubem. A jak rzecznik Białego Domu wyraził ubolewanie, to wróciłem do równowagi.
Stoję w tym samym miejscu co Paweł Wroński, z "Gazety", to bardziej problem Obamy niż nasz. Choć zdumiewa mnie, jak mogło do tak głupiej wpadki dojść? Standardowej insynuacji polityka "w fazie pokojowej", że to nieprzypadkowe nie kupuję. Pójdę tu schematem polityków PiS i wiernych im komentatorów stosowanym do Rzeczpospolitej; po prostu państwo amerykańskie nie działa! Taka wtopa u nas byłaby niemożliwa; my Szymany, czy Kirkuty nazywamy wprost więzieniem amerykańskim.
Oczywiście ucieszyłbym się gdyby prezydent Stanów Zjednoczonych, po tak szkaradnej wpadce powiedział parę słów przeproszenia za nią, już nie koniecznie z kwitem papierowym. Byłoby dobrze i wyszedłby z tego z ciosem. Więc gdyby tak zrobił, to zmazałby plamę z okładem zyskując u nas na sympatii więcej, niż za samą gwiazdę dla Karskiego. Ale nie wykluczam też, że dla niego, szefa dominującego państwa, ten kawałek globu na którym siedzimy, to jakiś mało ważny dla interesów Ameryki zakamarek. I dlatego Buchenwald myli się z Auschwitz, a obozy zagłady są polskie. No i na to niestety rada jest mała. Może trochę pomogą nam łupki, jak będzie ich dużo.
Nie wykluczam, że w końcu Obama przeprosi, także z własnego wyborczego interesu, choć zwlekanie mu nie służy, bo im dłuższe tym bardziej widoczne będzie wyrachowanie, a nie spontaniczność. Nie śledzę amerykańskiej kampanii wyborczej, ale myślę, że ograniczenie się do ubolewania rzecznika prasowego zrobi na niejednym wyborcy polskiego pochodzenia złe wrażenie i może pomóc konkurentowi. Dla nas tu nad Wisłą przeprosiny mające ugłaskać Amerykanów z polskimi korzeniami będą nic nie warte. Generalnie sugeruję zsiąść z koni, odłożyć lance, położyć się na murawie, posłuchać ptaków, wyciszyć się i powrócić do wymyślania na katastrofę, którą podobno rząd szykuje na Euro 2012.
Tytuł i lead pochodzi od redakcji
Waldemar Kuczyński dla Wirtualnej Polski