W czapce do kościoła. Czy to obraza uczuć religijnych?
1 marca dowiemy się, czy wejście w czapce do kościoła jest obrazą uczuć religijnych. Tego dnia ma zapaść wyrok w sprawie mężczyzny, który wszedł do przedsionka świątyni i nie zdjął nakrycia głowy. - To orzeczenie stanie się drogowskazem lub ostrzeżeniem dla wiernych - mówi jego obrończyni.
17.02.2022 | aktual.: 17.02.2022 13:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W tym tygodniu przed Sądem Rejonowym w Kłodzku wygłoszono mowy końcowe w procesie, który dotyczy obrazy uczuć religijnych. Miał się jej dopuścić mężczyzna, który wszedł do przedsionka Sanktuarium Marii Śnieżnej na Górze Iglicznej w czapce. Sytuacja miała miejsce po pasterce. Bartosz Horbowski był wówczas przeziębiony, a na zewnątrz panowała mroźna pogoda.
O sprawie napisał lokalny serwis walbrzych.wyborcza.pl, który zwraca uwagę na to, że wyrok przeciwko Horbowskiemu może mieć kluczowe znaczenie dla wiernych w innych częściach Polski.
- Może okazać się, że ludzie nie będą mogli wejść w czapce do kościoła, że nie będą się mogli się w nim krzywo uśmiechnąć, nie będą mogli odpierać ataku na swoją osobę, jeśli ich ktoś tam zaatakuje - twierdzi Zuzanna Pawlikowska, obrończyni oskarżonego mężczyzny.
W czapce do kościoła. Czy to obraza uczuć religijnych?
Sprawa trafiła do sądu, bo zachowanie Bartosza Horbowskiego nie spodobało się ówczesnemu kustoszowi - ks. Andrzejowi Adamiakowi. Najpierw młodemu mężczyźnie wytoczono proces o rzekome pobicie duchownego, ale sprawę umorzono. Prokuratura wprawdzie złożyła wniosek o kasację, ale sąd go oddalił.
Gdy Horbowski stał w przedsionku kościoła wraz z kolegami, ksiądz rozdawał opłatki wśród wiernych. W pewnym momencie strącił mężczyźnie czapkę z głowy. Gdy ten poinformował go, że całe zajście zostało nagrane, doszło do szamotaniny. Finalnie mieszkaniec Międzygórza został powalony na ziemię, zabrano mu telefon, a na miejsce wezwano policję - przytacza wydarzenia walbrzych.wyborcza.pl.
- Wszedłem do przedsionka kościoła. Nie obrażałem nikogo, niczego nie zrobiłem. Odebrano mi telefon, wykręcając rękę. Ale teraz to ja jestem oskarżony. I oskarża mnie prokuratura rejonowa, która sama potwierdziła, że nie przyszedłem do kościoła ze złym zamiarem, a sprawy by nie było, gdyby nie zachowanie księdza - tak w mowie końcowej bronił się mężczyzna przed sądem.
Wojciech Studziński, oskarżyciel posiłkowy, stwierdził w sądzie, iż "oskarżony zachowywał się tak, by doszło do konfrontacji. Mężczyzna miał krzyczeć do księdza, by "porażono go paralizatorem". W ten sposób miał nawiązywać do wcześniejszych wydarzeń, kiedy to ks. Adamiak poraził turystę, który wszedł do sanktuarium z yorkiem.
Mecenas stwierdził też, że kościół nie jest miejscem, w którym powinno się szarpać z księdzem, "nawet jeśli zabrał telefon".
- Ksiądz ma pewne prawa, ale ma też obowiązki - odpowiedziała Studzińskiemu w mowie końcowej mecenas Pawlikowska. Czy jej argumentacja przekona sąd? Dowiemy się 1 marca.
źródło: walbrzych.wyborcza.pl