Użył AI, by poznać myśli Rosjan. "Jak się zacznie kopać głębiej, wszystko staje się mętne"
- Rosjanie są generalnie za wojną. Jest tu jednak pewne znaczące "ale". Bo jak zacznie się kopać chociaż odrobinę głębiej, to natychmiast wszystko staje się dużo bardziej mętne - mówi w rozmowie z WP dr Jonathan Teubner, naukowiec z Uniwersytetu Harvarda i założyciel FilterLabs.AI, firmy, która przy pomocy nowoczesnych technologii stara się badać prawdziwe nastroje w Rosji.
Łukasz Dynowski: Czego dzięki sztucznej inteligencji (AI) możemy się dowiedzieć o Rosji?
Dr Jonathan Teubner, naukowiec Harvarda, twórca FilterLabs.AI: AI to bardzo szerokie pojęcie, my korzystamy z gałęzi AI znanej powszechnie jako NLP - czyli przetwarzanie języka naturalnego.
"Przetwarzanie"?
Dzięki narzędziom AI możemy wziąć grupę tekstów - np. postów z mediów społecznościowych - i dokonać błyskawicznej analizy, z której dowiemy się, o czym te posty są. Poznamy nie tylko ich temat, ale także język emocjonalny użytkowników. Innymi słowy: będziemy znali nastroje piszących.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak duży jest zbiór analizowanych przez was tekstów w przypadku Rosji?
Mamy dwa główne źródła, w obrębie których się poruszamy. Jedno to źródła konwersacyjne, czyli to, co ludzie piszą w sieci, o czym rozmawiają i jak się czują. Drugi typ to źródła behawioralne, czyli to, co ludzie robią, np. co i gdzie kupują, ale do tej kategorii zaliczamy np. też to, jak sobie radzą poszczególne biznesy.
Wszystkie źródła, z których korzystamy, znajdują się na terytorium Rosji. To np. rosyjskie media społecznościowe, takie jak VKontakte (VK) czy Odnoklassniki (OK). Mnóstwo danych pochodzi też z kanałów na Telegramie, które się rozwinęły w ostatnich latach w Rosji i są w tej chwili bardzo aktywne. Do tego rosyjskie grupy publiczne na Facebooku, bo część Rosjan dalej ma do niego dostęp. Dobrym źródłem są dla nas także popularne fora. Istnieją np. fora wojskowe, na których głos zabierają ludzie znajdujący się w aktywnej służbie i uczestniczący w wojnie. Zwłaszcza w weekendy uaktywniają się w sieci i zamieszczają posty.
Zobacz także
Analizujemy także komentarze internautów z ok. 15 tys. rosyjskich serwisów internetowych. Bardzo zależy nam na tym, żeby nie ograniczać się wyłącznie do dużych ośrodków i portali, dlatego każdego dnia zbieramy dane ze wszystkich regionów Rosji - także z małych serwisów lokalnych.
W sumie poddajemy analizie kilka milionów artefaktów - czyli wpisów, postów, komentarzy - dziennie. Myślę, że spokojnie można powiedzieć, że mamy największą tego typu bazę danych na temat Rosjan na świecie.
Miliony? Jak to w ogóle możliwe? Jaką drogę przebywają wpisy od momentu publikacji w sieci do znalezienia się w waszej bazie danych?
Powiedzmy, że w sieci toczy się jakaś rozmowa, np. na temat śmierci Aleksieja Nawalnego: ktoś pisze, że Nawalny był faszystą, ktoś inny, że to wielka tragedia, że nie żyje. Ludzie rozmawiają, a my dokonujemy scrappingu treści, czyli automatycznego pobierania danych. Te ogromne ilości słów, które pojawiają się w internecie, dzięki scrappingowi trafiają do naszej bazy danych. Tam zaczyna działać AI, które umieszcza je w szufladkach tematycznych.
Jak? Skąd pewność, że dany wpis trafił do dobrej szufladki?
Dzięki słowom kluczowym. Jeśli w poście pojawiają się takie słowa, jak "Nawalny", "kolonia karna", "tragedia", AI jest w stanie z dużą dozą prawdopodobieństwa określić, że to wpisy o śmierci Nawalnego, a nie - o jakimś innym temacie związanym z Nawalnym.
No dobrze, ale skoro czyta te teksty AI, a nie człowiek, to skąd wiadomo, że dany wpis jest pozytywny albo negatywny?
Tutaj działa analiza sentymentu. To podstawowe narzędzie NLP, które ocenia, a może raczej przewiduje, jak człowiek odebrałby dany tekst - jako pozytywny, neutralny czy negatywny. Kiedy więc ktoś pisze, że dobrze się stało, że Nawalny nie żyje, ocenimy to jako pozytywny sentyment w odniesieniu do tego konkretnego zdarzenia, czyli do jego śmierci. Ale kiedy ktoś jest smutny i opisuje tę śmierć jako tragedię, ocenimy to jako sentyment negatywny.
Używamy też analizatora emocjonalnego, żeby dokładniej określić odczucia: czy to jest złość, wściekłość, rozpacz, radość.
"Analizatora emocjonalnego"? Czyli ludzie coś piszą, a ocenia to maszyna. Nie za duże zaufanie do sztucznej inteligencji?
Ostatecznej oceny dokonują ludzie. Łączymy dwa elementy - naturalne przetwarzanie języka z oceną ekspertów w danej tematyce. Wszyscy nasi eksperci pochodzą z Rosji i pomagają nam np. określić, czy dane źródło jest dobre, czy nie. Oni też recenzują wyniki naszych badań. Czasem w wynikach mamy za duży szum informacyjny albo posty niezwiązanych z danym tematem. Z pomocą tych recenzentów możemy dokonać powtórnego badania, lepiej ująć problem, o który nam chodzi.
W całej tej układance AI zajmuje więc miejsce między między scrappingiem a ludzkim rozsądkiem, który dokonuje ostatecznej konkluzji.
Ale skąd w ogóle AI ma wiedzieć, co ma badać?
Jak już dokonaliśmy scrappingu, to wystarczy wpisać komendę. To trochę coś jak ChatGPT. A więc wpisujemy polecenie, np. "pokaż mi wszystkie posty o śmierci Nawalnego".
Działa to równie szybko jak ChatGPT, który po sekundzie, góra kilku sekundach reaguje na wpisaną przez człowieka treść?
Tak, zazwyczaj jest to kwestia chwili. Ale jeśli to jest jakiś zupełnie nowy i rozległy temat, przy którym chcemy otrzymać wyniki ze wszystkich źródeł w Rosji, może to zająć nawet kilka godzin. W przypadku nie aż tak rozległych, ale też skomplikowanych tematów, może to być kilka minut. Ale w przypadku większości tematów, które najbardziej interesują ludzi, takich jak gospodarka, Władimir Putin, wojna czy mobilizacja, można to wszystko robić naprawdę szybko, właściwie w czasie rzeczywistym.
A co z tych milionów wpisów obywateli Rosji, które od dwóch lat analizujecie każdego dnia, wynika?
Na przykład to, że Rosjanie są generalnie za wojną. Jest tu jednak pewne znaczące "ale". Bo jak zacznie się kopać chociaż odrobinę głębiej, natychmiast wszystko staje się dużo bardziej mętne.
To znaczy?
Weźmy mobilizację: mamy poparcie dla wojny, ale dla mobilizacji nie jest ono już tak oczywiste, bo nagle nie jest to już abstrakcyjny temat, tylko coś, co dotyczy bezpośrednio Rosjan.
W toku naszych badań zidentyfikowaliśmy również wewnątrz Rosji zwycięzców i przegranych wojny w Ukrainie.
Kim są zwycięzcy?
To niektóre regiony Rosji. Wyróżniliśmy dwa typy zwycięzców. Pierwsze to regiony położone wzdłuż Wołgi, które uczestniczą w przemyśle wojennym, np. Tatarstan. Na początku 2023 r. robiliśmy badanie, które pokazało, że Tatarstan - mimo że historycznie miał zawsze dość napięte stosunki z federalnym centrum - odniósł po wybuchu wojny olbrzymie korzyści. Cały region kwitnął, wszystko się rozwijało w ekspresowym tempie…
… aż 2 kwietnia 2024 r. jedna z fabryk produkujących drony w Tatarstanie została zaatakowana przez zdalnie sterowaną ukraińską awionetkę.
Emocji po tym ataku jeszcze nie badaliśmy, choć - jak mówię - przyglądamy się Tatarstanowi od dłuższego czasu. Niektórzy się spodziewali, że jeśli Rosja zacznie się rozpadać, to właśnie w taki sposób: zacznie się od konfliktów etnicznych, napięć między Moskwą a takimi regionami jak Tatarstan. Nic bardziej mylnego. Tatarstan to doskonały przykład boomu ekonomicznego, który jest bezpośrednim efektem wojny.
Myślę, że teraz zobaczymy dwie rzeczy. Po pierwsze, ludzie w Tatarstanie zaczną wydawać pomruki niezadowolenia na temat wojny. A po drugie, Kreml skupi swoje operacje propagandowe na tym regionie.
Dlaczego?
Nie chcą go stracić. Nie chcą go zaniedbać, bo chcą, aby w tak ważnym dla nich regionie utrzymało się poparcie dla wojny. Jeśli moje przewidywania się spełnią, to tylko potwierdzi wojenne znaczenie Tatarstanu.
Kogo jeszcze zaliczacie do zwycięzców?
Rosyjski Daleki Wschód. Dostawcy, firmy ciężarowe - cały region korzysta na wzmożonym handlu z Chinami.
A przegrani?
To republiki etniczne - ludzie, których dzieci poszły na wojnę. Do przegranych zaliczamy także zachodnią część kraju, położoną bliżej Unii Europejskiej - ze względu na wspomniane już przeniesienie handlu na wschód. W regionach takich jak Królewiec czy Petersburg zaobserwowaliśmy na przykład, że ludzie wydają mniej pieniędzy w restauracjach. Przegrani to także regiony, które nie uczestniczą w przemyśle wojennym.
W opublikowanym w marcu badaniu "Anxious Empire" stwierdziliście, że nawet w tych częściach kraju, w których nie ma problemów gospodarczych, nastroje wobec Moskwy są coraz mniej przychylne. Dlaczego?
Przez ponad 20 lat swoich rządów Władimir Putin zadbał o to, żeby republiki, zwłaszcza te większe, były dużo mocniej związane politycznie i ekonomicznie z centrum. Ale ludzie, którzy tam żyją, i tak będą się wkurzać. Nawet jak będą dostawać dotacje od państwa.
Powód jest prozaiczny: ich zdaniem Moskwa po prostu kradnie. Takie głosy bez przerwy pojawiają się w środowisku informacyjnym - ludzie piszą, że tak się napracowali, a Moskwa tylko nakłada podatki i zabiera ich przemysł.
Do takich odczuć przykłada się teraz także galopująca inflacja. To będzie gigantyczny problem dla Rosji, coś jak kryzys mieszkaniowy w USA, tylko pomnożony razy kilka. Oficjalnie inflacja wynosi ok. 7,5 proc. Jednak według części badaczy, takich jak np. ROMIR, który jest największą prywatną firmą badawczą w Rosji, na początku bieżącego roku rzeczywista inflacja w przypadku produktów codziennego użytku wynosiła ok. 20 proc. [przywołane dane opierają się na badaniu z udziałem 40 tys. Rosjan i 15 tys. gospodarstw domowych z 240 rosyjskich miasteczek i miast - przyp. red.].
W kontekście rosnących cen w Rosji można przywołać to, co zostało określone w marcowym badaniu jako "klęska" Putina: pożyczki.
W tej chwili wielu Rosjan wydaje coraz więcej pieniędzy i jednocześnie coraz więcej pożycza. Wynika to m.in. z braku wiary w stabilność własnej waluty: ludzie sądzą, że pożyczone pieniądze wkrótce stracą na wartości i będzie łatwiej spłacić kredyty.
Od czasu inwazji na pełną skalę na Ukrainę w lutym 2022 roku zadłużenie gospodarstw domowych w Rosji wzrosło do rekordowego 21,1 proc. nominalnego PKB kraju we wrześniu 2023 r. w porównaniu ze wskaźnikiem 20,2 proc. w poprzednim kwartale (dla porównania: rekordowo niski poziom zadłużenia - 0,6 proc. - był w 2002 r. - przyp. red.).
Ponad połowę tych pożyczanych środków Rosjanie przeznaczają po prostu na konsumpcję. Im więcej pożyczają, tym bardziej rosną stopy procentowe - w drugiej połowie minionego roku wzrosły dramatycznie, czego efektem były np. problemy z dostępnością jajek w sklepach.
Czyli samonapędzający się cykl. Brzmi jak pułapka.
Bo tak w istocie jest. Rosjanie znaleźli się w pułapce inflacyjnej. Rząd musiał w tej sytuacji wpompować pieniądze w gospodarkę - czy to w formie kredytów mieszkaniowych, czy to przeznaczając państwowe pieniądze na sektory produkujące ciężki sprzęt, amunicję czy inne rzeczy potrzebne na wojnie.
To nic nowego, tak samo zrobiły USA podczas drugiej wojny światowej. Budowano czołgi, a zarobki ludzi malały, więc uruchomiono dotacje. Musiał w końcu nastąpić reset. Pytanie, czy Putin może sobie pozwolić na taki prawdziwy reset, choć Rosja ma naprawdę dobrych ekonomistów, np. w Banku Centralnym. To nie są idioci, potrafią zarządzać takimi sytuacjami.
Wyciągną kraj z pułapki?
Nie sądzę, aby istniało bezbolesne wyjście. Ale nie sądzę też, aby sytuacja była już przesądzona. Drogi wyjścia są - pytanie tylko, jak szybko Putin będzie chciał z nich skorzystać i jak bardzo będzie skłonny dokręcać kurek. I - rzecz jasna - jak dużo będzie niepokojów w społeczeństwie.
Na publikowanych przez was wykresach obrazujących odczucia społeczeństwa wobec Putina uderzające jest, jak często się one zmieniają. Raz wykres idzie w górę, a zaraz potem spada. Dlaczego?
Wzrost popularności Putina oznacza, że mieliśmy właśnie do czynienia ze skoordynowaną aktywnością promującą jego osobę. To są kampanie. A kampanie są ograniczone w czasie. W sieci następuje wtedy wysyp bardzo pozytywnych wpisów na temat Putina - piszą je zazwyczaj ludzie, choć w ostatnich miesiącach pojawiały się też w sekcjach komentarzy wpisy generowane przez AI. Kiedy kampania się kończy, zawsze następuje dołek.
To pokazuje jedną bardzo ważną rzecz, której ludzie nie są do końca świadomi. Mianowicie to, jak trudno jest zmienić środowisko informacyjne. Zmieniają je wydarzenia. Ale ludzie zamieszczający w sieci wpisy, nawet jeśli robią to na dużą skalę i w skoordynowany sposób, są w stanie zmienić coś wyłącznie na chwilę. Dokonanie trwałej zmiany jest znacznie trudniejsze.
Dlatego zawsze podkreślam, że są granice tego, co Kreml może zrobić nawet we własnym środowisku informacyjnym. Utarło się myślenie, że rosyjska propaganda jest bardzo silna i dokonuje cudów. Prawda jest taka, że ma ona swoje limity.
Skoro skoordynowane kampanie "ludzkie" tych cudów nie dokonają, to może zrobi to AI? Wspomniał pan, że wpisy zamieszczane przez AI już się w komentarzach w rosyjskiej sieci pojawiają. Może więc, wykorzystując AI, Kreml zintensyfikuje propagandę?
Teoretycznie to możliwe, ale w praktyce jakość AI nie jest jeszcze tak duża. Ludzie to złożone istoty - zwracamy uwagę na niuanse. Nawet jak wydaje nam się, że z czymś się zgadzamy, to często, choćby nieświadomie, delikatnie zmieniamy daną ideę, łączymy kropki i dodajemy do niej nowe koncepty. To coś, czego AI jeszcze nie potrafi. My, ludzie, tworzymy znaczenia, a wielkie modele językowe tylko je reprodukują. Dlatego wciąż przy takich kampaniach najczęściej używa się klasycznych farm trolli, a nie AI.
Widać, oczywiście, postęp. Narzędzia AI, takie jak ChatGPT, próbują być na przykład sarkastyczne. I fajnie. Ale czy dałoby się coś takiego przenieść na rosyjski grunt?
Dlaczego nie?
Weźmy polskie poczucie humoru. Z pewnością jest bardzo szczególne, ma swój sznyt, swoje niuanse, detale, na które ludzie żyjący w Polsce i posługujący się językiem polskim są wrażliwi, prawda? Czy sądzi pan, że model językowy stworzony przez faceta pracującego w Dolinie Krzemowej byłby w stanie to oddać? Te wszystkie niuanse, cały charakter, jakim cechuje się takie poczucie humoru.? Nie sądzę.
Skoro facet pracujący w Dolinie Krzemowej mierzy się z takimi ograniczeniami, to z jakimi ograniczeniami mierzy się firma z Massachusetts, która bada nastroje społeczne w oddalonej o ponad 7 tys. km Moskwie?
Pierwsze, podstawowe ograniczenie: jeśli coś nie zostało napisane online, to nie jesteśmy w stanie tego uwzględnić w badaniach.
Drugie to model predyktywny. Podam przykład: jeśli ktoś zabiera zwierzę do weterynarza, zabezpiecza swoje konto bankowe, jedzie do domu rodziców, brzmi to tak, jakby chciał wyjechać z kraju. Bo zwykle ludzie robią właśnie te trzy rzeczy przed wyjazdem: jadą do weterynarza, żeby załatwić psi paszport, zabezpieczają swoje środki i jadą pożegnać się z rodzicami. Nie trzeba więc zamieszczać w sieci komentarza typu "mam już tego wszystkiego dość, chcę wyjechać z Rosji". Wystarczy, że robić wspomniane przeze mnie rzeczy i już możemy coś o kimś - i jego nastroju - powiedzieć.
Ale nie brzmi to jak pewność na sto procent.
Mamy co do tych założeń dość dużą pewność, bo wiele z nich się po prostu potwierdziło. Stają się też coraz bardziej precyzyjne. Jest to jednak na pewno jakieś ograniczenie, o którym trzeba pamiętać.
Ale z drugiej strony pamiętajmy, że w Rosji nie ma powszechnego dostępu do informacji, nie ma dobrych sondaży. A skoro tego wszystkiego nie ma, to trzeba znaleźć inny sposób, aby się dowiedzieć, co się w tym kraju dzieje.
To, że od dwóch lat naukowcy i media próbują to państwo zapewne intensywniej niż wcześniej badać i że badania te pokazują negatywne nastroje wśród Rosjan, mówi nam coś jeszcze: że cenzura w rosyjskim internecie nie jest tak duża, jak mogłoby się wydawać. To nie są Chiny.
Lubimy myśleć o technologii jako czymś abstrakcyjnym, co swobodnie unosi się w przestrzeni i ma swoją wewnętrzną logikę. Ale technologia jest jak rękawiczki i wielki chiński firewall idealnie pasuje na chińską rękę ze względu na tamtejszą strukturę społeczną.
Jeden z architektów tego firewalla odwiedził Moskwę i doradzał im, jak to zrobić. Rosja chciałaby mieć taki system.
Czyli Putin chce, ale nie może?
Tak. Pamiętajmy, że Chiny mają swoje własne platformy i produkty technologiczne. Mogą nimi dowolnie zarządzać. Rosja ich nie ma. To znaczy mają oczywiście swoje serwisy społecznościowe, takie jak VK czy OK. Ale Rosjanie wciąż chcą też mieć dostęp do zachodnich mediów społecznościowych, do zachodnich kultur. Dlatego sądzę, że przy swoich kalkulacjach Kreml będzie tutaj zachowywał się podobnie, jak przy kalkulacjach dotyczących mobilizacji. Rządzący Rosją będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, jak bardzo są skłonni odciąć własnych ludzi od różnych dóbr.
Zobacz także
Czy przez te dwa lata, które poświęciliście na obserwację nastrojów w Rosji, coś się zmieniło? Czy dzisiaj Rosjanie inaczej patrzą na jakieś sprawy niż np. w lutym 2022 roku?
Nastawienie do wojny generalnie się nie zmienia. Był jednak wyjątek: nieudany pucz Jewgienija Prigożyna. W rosyjskim internecie widać było sporo opinii, że jeśli coś pęknie, to właśnie taką drogą. Żadną inną. My, tj. Zachód, do tego nie doprowadzimy. Że jeśli Rosja pęknie, to z powodu własnych problemów.
Ale to był tylko ten moment. To, co natomiast da się zauważyć w szerszej perspektywie, to rosnące negatywne nastawienie w sprawach dość prozaicznych - takich, o których Kreml mógł myśleć, że ma je pod kontrolą i może spać spokojnie. To np. dostępność jajek czy mięsa w sklepach. Widać, że maleje pewność Rosjan co do tego, że Putin i Kreml będą w stanie o wszystko zadbać, że zapewnią klasie średniej stabilność.
Wcześniej ta pewność była?
Putin miał dla klasy średniej prostą umowę: uczynię was bogatymi, będziecie podróżować, na świecie będą was szanować. Pod jednym warunkiem - że ja będę mógł robić to, co mi się podoba. Teraz obserwujemy erozję tej umowy. Widzimy to w badaniach, w których dzielimy nastroje w społeczeństwie na "zaufanie" i "brak zaufania". Konwersacji, w których dominuje język "braku zaufania", zdecydowanie przybywa. Właśnie przez takie rzeczy, które brano za pewnik, jak choćby ten brak jajek w sklepie.
Powtarzam: inflacja to będzie gigantyczny problem dla Rosji. Bliskość do politycznej siły zdecyduje o tym, jak dobrze dana osoba z tego wszystkiego wyjdzie. To ogólna zasada w Rosji. Tak jest od zawsze, od carów. Czasem o tym zapominamy, bo żyjemy historią najnowszą, ale przecież Putin to nie jest jakaś historyczna aberracja. Tacy ludzie rządzą tym krajem od dawna. To, co obserwujemy, to po prostu kontynuacja.
Rozmawiał Łukasz Dynowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Jonathan Teubner - naukowiec pracujący w Instytucie Ilościowych Nauk Społecznych na Uniwersytecie Harvarda, stypendysta Yale, Sorbony i Uniwersytetu Humboldtów. W 2021 r. w Cambridge w Massachusetts założył FilterLabs.AI - firmę zajmującą się analizą danych, która wykorzystuje modele uczenia maszynowego do łączenia analizy nastrojów ze wskaźnikami ekonomicznymi, społecznymi i politycznymi, aby zaoferować bardziej szczegółowy i całościowy obraz przekonań i zachowań badanych społeczeństw i grup.