ŚwiatUSA nie chcą sekciarskiego rządu w Iraku

USA nie chcą sekciarskiego rządu w Iraku

Ambasador USA w Bagdadzie ostrzegł przywódców irackich, że mogą utracić poparcie Ameryki, jeśli nie utworzą prawdziwego rządu jedności narodowej. Powiedział, że Waszyngton nie da pieniędzy na instytucje, na których czele stanęliby politycy faworyzujący swoją społeczność kosztem pozostałych.

Ministrowie spraw wewnętrznych, obrony, wywiadu, doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego muszą być ludźmi wolnymi od sekciarskich uprzedzeń i akceptowanymi przez ogół. Nie mogą być powiązani z milicjami, muszą pracować dla dobra wszystkich Irakijczyków - oświadczył ambasador Zalmay Khalilzad.

Stany Zjednoczone inwestują miliardy dolarów w armię i policję iracką. Amerykańscy podatnicy oczekują, że pieniądze te zostaną spożytkowane właściwie. Nie zamierzamy wydawać środków narodu amerykańskiego na siły kierowane przez ludzi o sekciarskim nastawieniu - podkreślił Khalilzad.

Ambasador, który rzadko spotyka się publicznie z prasą, wystąpił na konferencji prasowej po serii wypowiedzi polityków irackich, że rozmowy na temat nowego rządu, toczące się od grudniowych wyborów do parlamentu, nie przebiegają pomyślnie wskutek poważnych rozbieżności między partiami politycznymi szyitów, arabskich sunnitów i Kurdów.

Część sporów dotyczy obsady nadzorowanego obecnie przez szyitów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Arabscy sunnici zarzucają MSW, że sankcjonuje działalność bojówek powiązanych z jedną z partii sojuszu szyickiego, który zdobył najwięcej miejsc w nowym parlamencie. Twierdzą, że bojówki te mordują sunnickich duchownych i działaczy.

Szefem MSW jest od wiosny zeszłego roku Bajan Dżabbor, który wcześniej był jednym z dowódców Organizacji Badr, paramilitarnego ramienia czołowej szyickiej partii religijnej Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku (SCIRI). Sunnici mówią, że skrytobójcze mordy są dziełem ludzi z Organizacji Badr.

Ministerstwo odrzuca oskarżenia sunnitów i tłumaczy, że zamachów dokonują rebelianci, którzy próbują doprowadzić do wojny między sunnitami i szyitami. Jednak wojska amerykańskie zatrzymały niedawno 22 policjantów irackich, z których kilku przyznało, że zamierzali zabić pewnego sunnitę. W listopadzie zeszłego roku Amerykanie odkryli w Bagdadzie więzienie, gdzie funkcjonariusze MSW głodzili i torturowali arabskich sunnitów.

Szyici (60 procent Irakijczyków) byli dyskryminowani za Saddama Husajna, ale teraz dzięki demokratycznym przemianom stali się dominującą siłą na scenie politycznej. Arabscy sunnici (20 proc. Irakijczyków) do 2003 roku rządzili Irakiem i nie mogą pogodzić się z utratą dawnych przywilejów. Obawiają się też zemsty szyitów za represje, jakich ci doznawali za Saddama.

Fiasko starań o utworzenie rządu jedności z mocnym udziałem arabskiej mniejszości sunnickiej nie pozwoliłoby wygasić rebelii szerzącej się głównie na terenach sunnickich. Pod znakiem zapytania znalazłyby się też plany Waszyngtonu przewidujące stopniowe wycofanie z Iraku 138 tysięcy żołnierzy amerykańskich.

Khalilzad powiedział, że przyszedł czas, aby Irakijczycy dla dobra kraju odłożyli na bok interesy swych społeczności etnicznych i wyznaniowych.

Zasadniczym problemem w Iraku jest konflikt wyznaniowy i etniczny- oświadczył ambasador. Irak znajduje się w okresie tworzenia państwa i narodu. Rebelia i terror są odzwierciedleniem tego konfliktu.

Khalilzad podkreślił, że przezwyciężenie podziałów wyznaniowych i etnicznych wymaga rządu jedności narodowej i dodał, iż na tym polega "różnica między obecnym rządem i następnym". Zdaniem ambasadora, kompromis jest konieczny zwłaszcza przy obsadzie ministerstw siłowych - spraw wewnętrznych i obrony.

Khalilzad, były ambasador USA w Kabulu, powiedział, że rząd musi też "rozwiązać milicje, bo w przeciwnym razie Irakowi grozi pojawienie się plagi watażków, z którą przez pewien czas zmagał się Afganistan".

Władzę w Iraku sprawuje obecnie rząd tymczasowy zdominowany przez szyitów i Kurdów. Nowy, już stały rząd ma otrzymać mandat od parlamentu, wybranego 15 grudnia na czteroletnią kadencję.

Szyici zdobyli 130 z 275 miejsc w nowym parlamencie. Chociaż w zasadzie przystali na utworzenie rządu jedności, argumentują, że wynik wyborów daje im prawo do obsadzenia w nowym rządzie najważniejszych resortów.

Sojusz kurdyjski zdobył 53 miejsca, a dwie koalicje arabskich sunnitów łącznie 55, trzy razy więcej niż społeczność ta miała w poprzednim, tymczasowym parlamencie (17).

Agencja Associated Press odczytuje wystąpienie Khalilzada jako pośrednią krytykę kierunku, w jakim zmierzają toczące się od kilku tygodni rozmowy na temat nowego, stałego rządu irackiego.

USA są zaniepokojone silną pozycją uzyskaną w nowym parlamencie przez zwolenników radykalnego duchownego szyickiego Muktady as- Sadra, który w 2004 roku wszczął dwie zbrojne rebelie przeciwko wojskom koalicyjnym i ówczesnemu rządowi irackiemu. Sadryści wchodzą w skład bloku partii szyickich i mają 32 mandaty.

W rozmowie z reporterami po konferencji prasowej Khalilzad oskarżył Iran o szkolenie i uzbrajanie organizacji paramilitarnych działających w Iraku. Skrytykował też Iran za to, że w zeszłym tygodniu zażądał, aby wojska brytyjskie wycofały się natychmiast z Basry na południu Iraku.

Gdy ostatni raz oglądałem mapę, Basra leżała na terytorium Iraku - zauważył sarkastycznie Khalilzad.

Ambasador oświadczył, że Waszyngton nie próbuje narzucić Irakowi swojej polityki wobec Iranu, ale "nie chce, by Teheran mieszał się w sprawy Iraku, dostarczał broni i szkolił milicje oraz siły, które wrogo odnoszą się do nowego Iraku".

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)