Upadł reżim Asadów. "Daje cień nadziei na dobrą przyszłość"
W nocy z soboty na niedzielę upadł reżim Asadów w Syrii. Wystarczyło 11 dni ofensywy, aby w gruzy runęła dziedziczna dyktatura krwawo rządząca krajem przez 54 lata. W najbliższych dniach i miesiącach nastąpi przemodelowanie układu sił na Bliskim Wschodzie. Ciosy otrzymali Rosjanie i Irańczycy. Izraelczycy, nie czekając na rozwój wydarzeń, wkroczyli do Syrii - pisze dla Wirtualnej Polski Jarosław Kociszewski, redaktor naczelny "Nowej Europy Wschodniej" i ekspert ds. Bliskiego Wschodu.
08.12.2024 | aktual.: 08.12.2024 19:02
W symbolicznym geście przejęcia władzy, w niedzielę rano rebelianci wyprowadzili z biura w Damaszku premiera Syrii Mohammada Dżalaliego. W tym czasie telewizja publiczna nadała komunikat rebeliantów o upadku reżimu i budowie nowej, zjednoczonej Syrii szanującej różnorodność etniczną i wyznaniową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się, że Baszar Asad wygrał wojnę domową dzięki wsparciu Iranu i Rosji. Tymczasem gwałtowna ofensywa wspieranych i przez lata szkolonych przez Turcję rebeliantów z północno-zachodniego pogranicza kraju złamała reżim. Najpierw upadło Aleppo, to już samo było szokiem, następnie padły miasta Hama i Homs, co w praktyce odcięło Damaszek od prowincji nadbrzeżnych, gdzie mieszczą się bazy rosyjskie oraz zablokowało trasę przerzutu uzbrojenia z Iranu do libańskiego Hezbollahu.
Zobacz także
Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Znowu powstało miasto Daraa na południu, gdzie 18 marca 2011 r. rozpoczęła się wojna domowa. Rebelianci szybko ruszyli na północ - ostatecznie zajmując Damaszek.
Marsz rozpoczęli także rebelianci wyposażeni i szkoleni przez Amerykanów w enklawie al Tanf przy granicy z Jordanią. Ich celem była Palmyra i znajdujące się tam magazyny broni. Rebelianci wyprzedzili w ten sposób odradzające się milicje tzw. Państwa Islamskiego, które ujawniły się na pustyni w centralnej Syrii i także ostrzyły sobie zęby na broń i amunicję z Palmyry.
Z kolei Kurdowie ze wschodnich rubieży zajęli przejście graniczne Abu Kamal na granicy z Irakiem i miasto Der Azzor, praktycznie odcinając Iran od Damaszku i Bejrutu. Na północy wspierane przez Turcję siły rebeliantów, które złamały armię reżimu podążały na południe, częściowo wypierając też Kurdów. Wbrew przewidywaniom, nie utrzymała się też enklawa reżimu w nadmorskich prowincjach Latakia i Tartus. W obu miastach rano obalono pomniki Asadów.
Klęska Rosji faktem
Już wcześniej mówiono o ucieczce dyktatora i jego rodziny do Rosji, co ostatecznie potwierdziły rosyjskie media. Przez dłuższy czas nie było to jednak jasne. Jasne jest natomiast, że pozycja Rosji także się chwieje. Moskwa zaangażowana w Ukrainie nie mogła wesprzeć słabego reżimu tak jak we wrześniu 2015 r., gdy bombowce rosyjskie uratowały Asada w następnych latach brutalnie łamiąc rebelię w kolejnych miastach. Broniące ich milicje kapitulowały pod warunkiem przemieszczenia się do prowincji Idlib na północnym-zachodzie kraju, z której teraz wyprowadziły cios.
Zobacz także
Rosjanie tracą port Latakia i bazę Humajmim. Możliwe, że nie będą też już mogli używać bazy morskiej w Tartus. To utrudni Moskwie współpracę z cennymi gospodarczo sojusznikami w Libii i partnerami w krajach afrykańskich. Przegranym jest tutaj także Iran, który w ciągu kilku miesięcy utracił najważniejszych sprzymierzeńców budowanych wielkim wysiłkiem przez lata.
Izrael tryumfuje
Izrael potężnie osłabił Hezbollah w Libanie, któremu będzie bardzo trudno odbudować siły bez lądowego połączenia z Iranem. Po rozbiciu Hamasu w Gazie, zadaniu klęski Hezbollahowi i upadku Asada, Izraelczycy mówią nawet o przerwaniu "pierścienia ognia" zbudowanego wokół nich przez Iran.
Zobacz także
Z perspektywy rządu w Jerozolimie to, co się dzieje, jest szansą na wyrugowanie Iranu, ale także ryzykiem związanym z przejęciem władzy przez islamistów wywodzących się z al Kaidy, nawet jeżeli ich lider, Mohamed al Dżolani, mówi o poszanowaniu mniejszości.
Izraelczycy obawiający się wojny na granicy z anektowanymi przez nich w 1981 r. Wzgórzami Golan, wkroczyli do teoretycznie kontrolowanej przez ONZ strefy buforowej w syryjskiej części Golanu. To pogwałcenie warunków zawieszenia broni po wojnie Jom Kipur w 1973 roku, ale Izraelczycy chcą się zabezpieczyć na tyle, na ile to możliwe. Niepokój budzi u nich broń chemiczna, która wpada teraz w ręce rebeliantów. Stąd niedawne naloty na składy tej broni pod Damaszkiem i możliwość kontynuacji tego rodzaju nalotów.
Asad upadł. Co dalej?
Upadek Asada budzi nadzieje porównywalne z Arabską Wiosną z 2010 r., której pokłosiem była syryjska wojna domowa. Za wcześnie jeszcze, by wieszczyć jej koniec.
Syria jest krajem wyniszczonym, gdzie zginęło ok. 600 tys. ludzi, a połowa z ponad 20 mln obywateli została uchodźcami za granicą lub wewnątrz kraju. Jedyną grupą, która wychodzi z wojny domowej w miarę bez strat, są Druzowie - ufortyfikowani na ich wyżynie na południu kraju.
Chrześcijanie, którzy w dużej mierze współpracowali z reżimem, obawiają się o przyszłość mimo zapewnień Dżolaniego. Głowę podnosi nawet tzw. Państwo Islamskie, a Kurdowie nadal walczą o swoje prawa, co razi Turcję. Kraje ościenne, Turcja, Izrael, Iran, ale także państwa Zatoki Perskiej, rozgrywają tutaj swoje interesy, podobnie jak Rosja i USA.
Nadal nie jest jasne, jak będzie wyglądała polityka drugiej administracji Trumpa, co teraz zrobią Irańczycy i Rosjanie, nie mówiąc już o trudnej do zliczenia mgławicy zwalczających się od dekady milicji, organizacji i społeczności. Bez spokoju i bezpieczeństwa nie będzie też mowy o odbudowie Syrii, która wymagała też będzie wielkiego wysiłku społeczności międzynarodowej. Dlatego dzisiaj można jedynie cieszyć się z upadku krwawego reżimu, dającego cień nadziei na dobrą przyszłość, której ziszczenie się pozostaje jednak wielką niewiadomą.
Dla Wirtualnej Polski Jarosław Kociszewski, redaktor naczelny "Nowej Europy Wschodniej" i ekspert ds. Bliskiego Wschodu