Mieli w oczach udrękę, byli wyniszczeni
Podczas gdy reżim bawi się w zbrojenia jądrowe, prowokując kolejne sankcje ONZ, mieszkańcy Korei Północnej cierpią. Głód panujący tu w latach 90. (zwany Trudnym Marszem) zabił aż trzy miliony ludzi, ponad jedną dziesiątą całej populacji, a nawet dziś według raportów Światowego Programu Żywnościowego 80 procent Koreańczyków z Północy doświadcza głodu oraz niedoborów jedzenia. Szacuje się, że od 1948 r. w wyniku pracy przymusowej i egzekucji oraz w obozach koncentracyjnych życie straciło ponad milion ludzi. Według najnowszego raportu ONZ w KRLD działa około dwudziestu obozów pracy, w których przetrzymywanych jest 120 tys. więźniów politycznych (Human Rights Watch szacuje tę liczbę na 200 tys.). Wszystko to są z konieczności dane przybliżone, gdyż niczego tu nie da się zweryfikować. Prawie żadnych mieszkańców nie wypuszcza się z kraju - uciekinierom grozi egzekucja - i prawie żadnych cudzoziemców się do niego nie wpuszcza, z wyjątkiem uczestników wycieczek zorganizowanych, w większości mających europejskie
paszporty, którzy oglądają tylko to, co im się pozwoli. W globalnej erze informacji, kiedy sekrety stały się anachronizmem, Korea Północna jest wyjątkiem.
(...) Było dla mnie jasne, że w Pjongjangu mieszka pewna grupa ludzi - należeli do niej moi studenci, przywódcy partyjni, nasi opiekunowie - którzy są dobrze odżywieni, mają zdrową cerę i normalny wzrost, ale oprócz nich jest jeszcze cała reszta, ci, których widywałam z rzadka przez okna autobusu. Podczas weekendowych wyjazdów na zakupy widziałam ich na ulicach, jak ścinali drzewa, zamiatali chodnik albo jechali tramwajem. Często byli kościści, twarze mieli prawie ciemnozielone, czy to wskutek zbyt długiego przebywania na słońcu, czy z niedożywienia, czy jeszcze czegoś gorszego. Zazwyczaj byli niżsi i w ogóle wyraźnie mniejsi.
W oczach mieli udrękę. Staruszkowie prawie zawsze szli zgarbieni, a ja zastanawiałam się, czy któryś z nich mógł być bratem mojej matki. Miałby 75 lat, gdyby jeszcze żył, ale im więcej Korei Północnej widziałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mógł przeżyć. Wydawało się, że ci przechodnie należą do zupełnie innej rasy niż moi studenci. Jednak ci, których właśnie minęliśmy tu, za miastem, wyglądali na jeszcze bardziej wyniszczonych.