Uniewinniony od zarzutu molestowania ksiądz ma jedno życzenie. Wymowne milczenie kurii
- Wyrzucono mnie z parafii jak psa, a po latach trzech sędziów uznało, że oskarżenia były fałszywe. Przetrwałem to wszystko dzięki wierze w Boga i rozmowom z parafianami, którzy podtrzymywali mnie na duchu - mówi WP ks. Zdzisław Witkowski. To jego oskarżał o molestowanie były prezes fundacji "Nie lękajcie się", który przez kilka lat podawał się za ofiarę nadużyć w Kościele. Niedawno Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał, że molestowania nie było.
W prawomocnym wyroku Marek Lisiński przegrał sprawę, w której domagał się miliona złotych zadośćuczynienia od księdza Zdzisława Witkowskiego, parafii pw. Świętego Floriana w Poniatowie oraz Diecezji Płockiej. Według sądu nie było molestowania. Relacja rzekomej ofiary zawierała niedające się wytłumaczyć rozbieżności, przez co stała się dla sądu niewiarygodna.
Sąd uznał, że w aktach sądu kościelnego nie było "jakiegokolwiek dowodu potwierdzającego wersję powoda". Jeszcze w 2013 roku biskup diecezjalny Piotr Libera wymierzył księdzu karę, zakazując posługi kapłańskiej na trzy lata oraz dożywotnio pracy duszpasterskiej z młodzieżą. Co w tej sytuacji stanie się z ks. Witkowskim?
- Niedużo lat zostało mi do emerytury, ale... tak, po poczyszczeniu z zarzutów chciałbym jeszcze stanąć przed parafianami i głosić ewangelię Chrystusa. Mam wprawdzie 67 lat, ale chciałbym jeszcze coś dać z siebie innym ludziom - mówi WP ks. Zdzisław Witkowski. - Przez te kilka lat wielu parafian utrzymywało ze mną kontakt. Przetrwałem te trudne chwile dzięki ich słowom otuchy, że prawda jeszcze zwycięży - dodaje.
"Wyrzucono mnie z parafii jak psa"
- Trudno mi określić, w jaki sposób miałoby się odbyć przywrócenie mnie do służby kapłańskiej. Zostawiam te sprawy adwokatowi. Biskup Libera jak dotąd nie odpowiedział na żadne z moich pism, w których prosiłem o powrót do pracy. Sądzę, że po tym wyroku sama kuria jest w kłopocie, bo uświadomili sobie, że zostali oszukani - mówi dalej ksiądz Witkowski.
W jego słowach przebija się żal do płockich hierarchów. - Wyrzucono mnie z parafii jak psa. Przyjechał jeden z biskupów i miałem się wyprowadzić. Nikt nie pytał, z czego będę żył i czy mam gdzie mieszkać. Meble, których nie miałem jak zabrać, są do dziś przechowywane przez parafian gdzieś w garażach i szopach - wspomina ksiądz Witkowski. Jak wyjaśnia, w trakcie postępowania zamieszkał w domu rodzinnym, utrzymywał się z przyznanej mu już emerytury nauczycielskiej.
Zapytaliśmy w Diecezji Płockiej, czy uniewinniony ksiądz będzie mógł wrócić do posługi kapłańskiej, czy zostanie mu powierzona jakaś parafia?
- Diecezja Płocka przyjmuje do wiadomości wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi, oddalający powództwo pana Marka Lisińskiego skierowane m.in. przeciwko diecezji. Diecezja nie będzie publicznie odnosić się do sprawy ks. Witkowskiego - odparła rzecznik prasowa dr Elżbieta Grzybowska.
Fałszywe oskarżenie o molestowanie. To pierwsza taka sprawa w Polsce
Marek Lisiński przez wiele lat występował w roli rzecznika ofiar pedofilii w Kościele, był prezesem Fundacji "Nie lękajcie się", która stworzyła raport o pedofilii w Kościele. W 2019 roku z pomocą Joanny Scheuring-Wielgus i Agaty Diduszko spotkał się z papieżem Franciszkiem. Ten ucałował go w rękę w geście szacunku i przeprosin.
W tym samym czasie pojawiły się pierwsze kontrowersje wokół jego sprawy. Odkrył je Sebastian Karczewski, publicysta "Naszego Dziennika". Zestawił on relacje parafian z Poniatowa i okolic z ustaleniami sądu biskupiego w Płocku. Według niego w dokumentach, które przesłano do Kongregacji Nauki i Wiary w Watykanie, niesłusznie dodano kilka okoliczności dodatkowo obciążających księdza Witkowskiego.
O niewinności duchownego zaświadczyła również rodzina, która przez wiele lat mieszkała z nim w jednym domu, "przez ścianę". Nikt z nich nigdy nie widział, aby ksiądz Witkowski przyjmował chłopców w mieszkaniu. Twierdzili oni, że Lisiński nie był ministrantem, tylko chuliganem.
O sprawie ks. Witkowskiego pisała również "Gazeta Wyborcza", która miała dotrzeć do innych osób, które twierdziły, że były molestowane przez duchownego. Żadna z tych osób jednak formalnie nigdy niczego nigdzie nie zgłosiła.
Do ukarania księdza doszło w sytuacji wywierania na Kościół presji opinii publicznej. Według Karczewskiego kara wobec księdza mogła wynikać z przyjętej przez biskupa polityki bezpardonowej walki z pedofilią oraz ambicji i chęci awansu.