Ujawniamy tajemnice Marka Lisińskiego. Pożyczył pieniądze, potem oskarżył księdza o molestowanie
Marek Lisiński z Fundacji "Nie Lękajcie się" pożyczył pieniądze od księdza, nie oddał ich, a później oskarżył duchownego o molestowanie. Dotarliśmy do świadków, którzy rzucają nowe światło na historię osoby przedstawiającej się jako ofiara Kościoła.
31.05.2019 | aktual.: 01.06.2019 09:23
Marek Lisiński, były już szef Fundacji "Nie lękajcie się", zajmującej się pomocą dla ofiar księży pedofili, jest twarzą walki z tym ponurym zjawiskiem w Kościele. Szczerość jego intencji miał potwierdzać fakt, że sam był w młodości molestowany przez księdza. Nigdy jednak nie ujawnił, w jakiej parafii doszło do przestępstwa oraz kim był jego prześladowca. Dotarliśmy do świadków tamtych wydarzeń.
Pożyczył od księdza pieniądze, potem oskarżył o molestowanie
Historia sięga 2007 roku i dzieje się w dwóch parafiach niedaleko Płocka. Marek Lisiński miał wzbudzić litość u księdza Zdzisława Witkowskiego, proboszcza parafii w Korzeniu. Przedstawił się jako były ministrant jego parafii, który potrzebuje pieniędzy na leczenie żony. Pożyczył 23 tys. zł. Pieniądze zobowiązał się zwrócić po powrocie z Niemiec, gdzie planował pracować. Gdy ksiądz dowiedział się, że w sprawie choroby żony został oszukany, zażądał zwrotu pożyczki.
Marek Lisiński złożył pisemne zobowiązanie do zwrotu pieniędzy. Wkrótce potem napisał do biskupa płockiego pismo, w którym oskarżył proboszcza o wykorzystywanie seksualne. Miało do tego dość w latach 1980-1981, gdy Lisiński był ministrantem. W latach 2010-2013 biskup płocki prowadził postępowanie wyjaśniające zarzuty.
Nikt nie wierzy w historię Lisińskiego
Ks. Zdzisław Witkowski został ukarany przez biskupa 3-letnim zakazem sprawowania posługi kapłańskiej. To wszystko przy braku konkretnych dowodów - co jednak nie powinno dziwić, bo do molestowania miało przecież dojść w latach 80.
W opinii psychologicznej na temat księdza, przygotowanej na użytek sądu biskupiego, czytamy: "brak jest wystarczających przesłanek psychologicznych przemawiających za prawdziwością oskarżeń". Z akt wynika też, że oskarżyciel wnioskował, aby uniewinnić księdza.
W winę proboszcza nie wierzyli i nadal nie wierzą parafianie, w tym również ministranci z Poniatowa i Chamska. - Lisiński posługuje się oszczerstwami dla własnych korzyści finansowych, aby nie oddać pożyczki księdzu - zapewniają w rozmowie z WP trzy kolejne osoby. To autorzy listu do biskupa płockiego, którzy ręczyli na niewinność księdza Witkowskiego.
O niewinności księdza Witkowskiego zaświadcza również rodzina, która przez wiele lat mieszkała z nim w jednym domu, "przez ścianę". Nikt z nich nigdy nie widział, aby ksiądz Witkowski przyjmował chłopców w mieszkaniu. Twierdzą, że Lisiński nie był ministrantem, tylko chuliganem.
Kara na pokaz. "Zostałem wrobiony"
Jednak do ukarania księdza Witkowskiego doszło. Miał o tym przesądzić płocki biskup Piotr Libera, ambitny hierarcha, który zapowiedział walkę z patologiami w Kościele. Wymiar kary dla księdza z Poniatowa został potwierdzony jako "sprawiedliwy" przez dekret Kongregacji Nauki i Wiary w Rzymie (przyp. red - wątpliwości wokół tego wątku w dalszej części tekstu).
Ksiądz Zdzisław Witkowski czuje się skrzywdzony. - Zostałem w to wszystko wrobiony. Marek Lisiński jest osobą, która udaje ofiarę. Biskup chciał szybko zamknąć sprawę oskarżenia. Nie narażać diecezji na ataki mediów, proces i odszkodowanie - twierdzi w rozmowie z WP ksiądz Zdzisław Witkowski. Obecnie mieszka w rodzinnym domu. Utrzymuje się z emerytury nauczycielskiej. Nie zgadza się na dłuższą rozmowę, bo ma zakaz.
Marek Lisiński licytuje się z Kurią. Chciał 200 tys. zł
Po głośnym w mediach wyroku miliona złotych zadośćuczynienia dla ofiary wykorzystywania seksualnego przez księdza Lisiński stał się ekspertem od problemu pedofilii. O jego fundacji "Nie lękajcie się" zajmującej się pomocą dla ofiar księży zrobiło się głośno, gdy opublikowała raport i mapę pedofilii.
Marek Lisiński cały czas publicznie podkreślał, że jako ofiara księdza nie otrzymał pomocy od Kościoła, a biskupi nie wykonali w jego stronę przyjaznego gestu. Stawiał w trudnej sytuacji biskupów z Płocka. Ci zdecydowali się upublicznić część korespondencji w jego sprawie. Wynika z niej, że szef fundacji 'Nie Lękajcie się" gotów był zrezygnować ze swojej działalności w zamian za pieniądze.
W jednym z listów czytamy:
"Jeżeli Biskup byłby gotowy wypłacić mi rekompensatę w wysokości 200 tys. zł na terapię, straty moralne i psychiczne, gotów jestem zrzec się przyszłych roszczeń, a nawet wycofać się z działalności publicznej w fundacji".
To niejedyne kontrowersje wokół Lisińskiego. "Gazeta Wyborcza" napisała, że miał wyłudzić pieniądze od ofiary księdza pedofila.
Po publikacji "GW" Lisiński zrezygnował z kierowania fundacją. W sprawie ks. Witkowskiego skierował nas do swojego prawnika. - Już w trakcie procesu sądowego pojawiały się relacje mieszkańców zapewniających o niewinności księdza. Mnie osobiście nie dziwią. Wiele ofiar boryka się z tego rodzaju problemem niedowierzania. Podkreślam jednak, że ksiądz w postępowaniu kanonicznym został ukarany - mówi mec. Jarosław Głuchowski, pełnomocnik Marka Lisińskiego.
- Byłem przy zeznaniach składanych przez Marka. Nie sądzę, aby udało się komuś zbudować tak dramatyczną historię na postawie fałszywego oskarżenia - komentuje mec. Głuchowski.
Prywatne śledztwo w Watykanie. "Nasz Dziennik" ocenzurowany
O wątpliwościach wokół kary dla księdza Zdzisława Witkowskiego jako pierwszy napisał Sebastian Karczewski, publicysta "Naszego Dziennika". Poruszony relacjami mieszkańców Poniatowa pojechał do Rzymu, aby przeczytać akta sprawy w Kongregacji Nauki i Wiary. Dotarł do dokumentów.
Twierdzi dziś, że dekret (ten uznający karę wobec księdza za sprawiedliwą) został wydany na podstawie innego raportu z Płocka niż ten oryginalny uzgodniony podczas sądu biskupiego. W wersji przesłanej do rozpatrzenia dla Watykanu dodano kilka informacji dodatkowo obciążających księdza Witkowskiego. Mowa jest o działaniu "w warunkach recydywy skazanego", że ksiądz "zmieniał wersję wydarzeń".
Karczewskiemu nie udało się wyjaśnić tych rozbieżności z kurią w Płocku. Do redakcji "Naszego Dziennika" miała wpłynąć skarga z Kurii, że dziennikarz "staje po stronie ukaranego kapłana, stawia się w opozycji do decyzji Stolicy Apostolskiej".
Dlatego napisał książkę pt. "Pedofilią w Kościół. Oblicza kłamstwa". Opisuje przypadki niesłusznych oskarżeń wobec kapłanów na całym świecie. Jeden z rozdziałów poświęca Lisińskiemu, ambitnemu biskupowi Liberze oraz księdzu Witkowskiemu. Pisze, że ks. Witkowski padł ofiarą niepotwierdzonego oskarżenia. Jego kara wynika z przyjętej przez biskupa polityki bezpardonowej walki z pedofilią oraz ambicji i chęci awansu.
"Marek Lisiński nie jest żadną "ofiarą księdza-pedofila" jest osobą poszywającą się pod taką ofiarę" - pisze ostro Karczewski. Podsumowuje, że ta sprawa podobna do serii przypadków oszustów w USA, którzy zwęszyli możliwość wyłudzenia pieniędzy od Kościoła. "Wypłacanie pieniędzy naciągaczom, obraża uczucia prawdziwych pokrzywdzonych" - podsumowuje.
Ważny raport Episkopatu
Warto podkreślić, że kontrowersje i wątpliwości, które pojawiają się wokół osoby Marka Lisińskiego, nie oznaczają, że problem pedofilii w Kościele nie istnieje.
Według opublikowanego w marcu br. raportu Episkopatu od 1990 r. Kościół otrzymał 382 zgłoszenia przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich. To liczba księży, którzy mieli skrzywdzić dziecko lub kilkoro dzieci. 198 z tych przypadków dotyczyło osób w wieku poniżej 15 lat.
To jednak tylko te przypadki, o których zostały powiadomione kościelne władze. Wiele przypadków wykorzystywania dzieci - nie tylko przez księży - to tzw. ciemna liczba przestępstw które nigdy wychodzą na jaw. Dlatego tak trudno oszacować ich dokładną skalę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl