Ultimatum Trumpa wobec Kremla. Koniec wojny w Ukrainie za 10 dni? Wątpliwe
Po ultimatum prezydenta USA Donalda Trumpa wobec Moskwy komentatorzy spodziewają się zmiany tonu i narzędzi amerykańskiej polityki. Ekspert w dziedzinie polityki Rosji Michał Sadłowski uważa ultimatum za element presji, który ma wzmocnić zakulisowe rozmowy. Jednak wątpi, że to już czas, kiedy Władimir Putin ustąpi.
- Ultimatum Donalda Trumpa wobec Moskwy należy traktować przede wszystkim jako element politycznej presji i intensyfikacji zakulisowych rozmów - ocenia w rozmowie z WP Michał Sadłowski z Centrum Badań nad Państwowością Rosyjską.
- To kolejna próba Trumpa, żeby zintensyfikować rozmowy, bo one się cały czas toczą. Ostatnio odbyło się kolejne spotkanie w Stambule, pojawiają się też próby porozumień w sprawach humanitarnych, takich jak wymiana jeńców czy ciał poległych żołnierzy - komentuje ekspert.
I jak podkreśla, styl działania prezydenta USA - "ekstrawagancki i zdecydowany" - ma służyć temu, by sygnały wysyłane przez jego otoczenie przebijały się zarówno do opinii publicznej, jak i do rosyjskich elit. - To jest jasny przekaz: Trump jest gotowy na porozumienie. Oferta amerykańska najprawdopodobniej zakłada, że Rosjanie zatrzymują zajęte terytoria, a USA znoszą część sankcji. I to wszystko - wskazuje Sadłowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wyraźna wściekłość" Rosji. Trump wysłał wszystkim ważny sygnał
Przypomnijmy, że Trump zapowiedział w poniedziałek, że nie będzie już czekał 50 dni na zawarcie porozumienia pokojowego między Rosją a Ukrainą. Termin, który sam ogłosił dwa tygodnie temu, ma zostać skrócony do zaledwie 10-12 dni. Jak stwierdził, "brakuje postępów", a Stany Zjednoczone są gotowe użyć kolejnych narzędzi nacisku - w tym sankcji i drakońskich ceł nałożonych na produkty państw współpracujących z Rosją.
We wtorek Trump poszedł o krok dalej i skrócił termin do 10 dni. - Potem nałożymy sankcje i cła. Nie wiem, czy to wpłynie na Rosję, czy nie, bo on (Putin) oczywiście chce Ukrainy - powiedział Trump.
Ultimatum Trumpa. Czy Putin się ugnie?
Termin pierwszego ultimatum Trumpa upływał 2 września 2025 r. (licząc dokładnie 50 dni od 14 lipca). Według zapowiedzi prezydenta do tego dnia Ukraina i Rosja powinny osiągnąć porozumienie, w przeciwnym razie, jak twierdził, USA "narzucą własne warunki pokoju". Natomiast skrócone ultimatum Trumpa kończy się 9 sierpnia.
Sadłowski zaznacza jednak, że nie jest jasne, czy Kreml traktuje te sygnały poważnie. Jego zdaniem istnieją przesłanki, że Putin i jego otoczenie nadal uważają, iż czas gra na ich korzyść.
- Rosja ma przewagę materiałową, surowcową i potencjał ludnościowy, może kontynuować wojnę. Kreml wykorzystuje też niekonsekwencję polityki Zachodu. Putin gra więc nie o kilka regionów, lecz o całą Ukrainę - podkreśla.
- Wiele sygnałów z rosyjskiego aparatu władzy wskazuje, że Putin mógłby się ugiąć tylko w obliczu katastrofy gospodarczej lub groźby utraty władzy. Tymczasem w tym roku nie widać przesłanek aż tak głębokiego kryzysu - nawet jeśli przemysł zaczyna wykazywać słabnięcie. Putin może rozważyć zamrożenie konfliktu jedynie wtedy, gdy uzna, że jego reżim staje się niestabilny. Na razie takiego poczucia zagrożenia nie dostrzega - podsumowuje Sadłowski.
Czas mija, co może zrobić Trump?
Co może się wydarzyć w połowie sierpnia? - Na pewno dobiega końca pierwszy etap polityki Trumpa wobec Rosji, który miał opierać się na gospodarczym resecie i ostentacyjnym dystansie wobec dotychczasowych strategii USA - ocenia w rozmowie z WP amerykanista Rafał Michalski.
- Skoro wcześniejsza strategia nie przyniosła żadnych korzyści, prezydent przechodzi do twardszych środków - dodaje.
Trump już w lipcu zagroził nałożeniem 100-proc. ceł na rosyjski eksport. Ich rozszerzeniem mają być tzw. sankcje wtórne, czyli gospodarcze represje wobec państw importujących rosyjską ropę i gaz. Choć konkretów brak, eksperci wskazują, że może chodzić o narzędzia z ustawy senatora Lindseya Grahama - tej, która przewiduje nawet 500-proc. cła na kraje handlujące z Rosją.
Jak zauważa Michalski, projekt powstał wcześniej, ale do tej pory nie trafił pod głosowanie z powodu niechęci republikanów, by uderzyć w kraje, z którymi USA chcą raczej poprawiać relacje.
- Pytanie, kto w administracji Białego Domu miałby odpowiadać za wywarcie presji na Kreml? - zastanawia się Michalski. Ekspert uważa, że kluczowe role przypadną prawdopodobnie sekretarzowi stanu USA Marco Rubio i sekretarzowi skarbu Scottowi Bessentowi.
Ten ostatni w Senacie zarzucił administracji poprzedniego prezydenta USA Joe Bidena "zbyt słabe sankcje na starcie wojny", choć nie podał szczegółów. Jak przypomina ekspert, dziś wartość wymiany handlowej USA-Rosja spadła do 10 proc. poziomu sprzed wojny, więc nowe restrykcje musiałyby być wymierzone nie tylko w Rosję, ale także w jej partnerów.
Zdaniem amerykanisty pierwsza kadencja Trumpa pokazała, że nawet jeśli prezydent był skłonny do dialogu z Kremlem, to nie ignorował opinii współpracowników. Sankcje z 2018 r., a w tym roku kontynuacja sprzedaży broni dla Ukrainy były pomysłami jego gabinetu, nie zaś osobistymi decyzjami.
Aktualnie sytuacja wygląda nieco inaczej - amerykańskie struktury odpowiedzialne za działania cybernetyczne i wywiadowcze wobec Rosji zostały w lutym wygaszone w ramach polityki "resetu".
W 2018 r. sankcje wystosowano wobec konkretnych rosyjskich firm oraz oligarchów. W tamtym okresie - o czym wiemy - Departament Obrony i wywiad USA prowadziły szereg programów wymierzonych w Moskwę. Chociażby za pośrednictwem Cyber Command. W lutym tego roku zawieszono działania ofensywne Cyber Command przeciwko rosyjskim celom. Być może w ramach nowych sankcji to powróci? Tu możemy tylko spekulować - uważa Michalski.
Jak zareaguje Moskwa? Rzecznik Kremla nazwał wypowiedzi Trumpa "poważnymi" i zapowiedział, że Putin może je skomentować, "jeśli uzna to za stosowne".
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski