Ukraińskie służby: rosyjski dron wleciał do Polski. To znana taktyka "nakłuwania" NATO
Siły Powietrzne Ukrainy twierdzą, że rosyjski dron wleciał w polską przestrzeń powietrzną, a po powrocie nad terytorium Ukrainy został zestrzelony. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych nie komentuje sprawy. Według ekspertów takie incydenty nie mogą być bagatelizowane, bo możliwe, że Rosjanie w ten sposób testują reakcje obronne NATO.
W poniedziałek rosyjski dron Orlan-10 został znaleziony na polu w rumuńskim regionie Bistrita-Nasaud, czyli 100 km na południe od rumuńsko-ukraińskiej granicy.
Tego samego dnia późnym wieczorem Siły Powietrzne Ukrainy poinformowały o zestrzeleniu rosyjskiego drona, który najpierw krążył nad poligonem w Jaworowie (Ukraina), najwyraźniej badając skutki wcześniejszego ataku rakietowego na ten obiekt. Następnie miał wlecieć do Polski, a po powrocie do ukraińskiej przestrzeni powietrznej został zestrzelony.
Najpoważniejszy incydent dotyczy jednak bezzałogowego samolotu rozpoznawczego Tu-141, który w nocy z 10 na 11 marca rozbił się w podmiejskim parku stolicy Chorwacji, Zagrzebiu. Bezzałogowce tego typu oficjalnie wycofano ze służby w radzieckiej armii w 1989 roku. Jednak doradca ukraińskiego ministra obrony Markijana Łubkiwskiego powiedział chorwackiej gazecie "Jutarnji List", że rozbita maszyna nie należała do Ukrainy.
Incydenty z dronami. Zaczęło się "nakłuwanie" NATO?
Według polskich ekspertów incydenty te mogą być testowaniem reakcji obronnych NATO przez Rosjan.
- Do takich zdarzeń może dojść po utracie kontroli nad dronem w wyniku zakłócania sygnału albo po błędzie operatora. Jednak nie można wykluczać celowego działania Rosjan, którzy chcą sprawdzić naszą reakcję - komentuje gen. pilot Jan Rajchel, były komendant Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.
Jak dowiaduje się WP, w żargonie wojskowych taka praktyka nazywana jest "nakłuwaniem". W przeszłości dochodziło do niej wielokrotnie np. okolicach granic z Obwodem Kaliningradzkim. Załogi rosyjskich samolotów obierały kurs na Polskę, następnie obserwowano reakcję z naszej strony i wydarzenia w bazie lotniczej w Malborku. Przed samą granicą Polski rosyjskie maszyny nawracały.
O tym, że możliwe jest "nakłuwanie", mówi także gen. Marek Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych.
- Na pewno należy traktować te incydenty jako bardzo poważne, bo przestrzeń powietrzna jest tym samym, co nasze terytorium. Poza awarią należy zakładać, że Rosjanie mogą badać reakcje obronne NATO. Sprawdzają, w jakim czasie i w jaki sposób natowskie służby reagują na sytuację naruszenia przestrzeni powietrznej lub groźbę takiego naruszenia - mówi gen. Dukaczewski.
Wojna przy granicy. Atak na Jaworów równie groźny
Jego zdaniem jeszcze bardziej niepokojący był atak rakietowy na poligon w Jaworowie, który położony jest około 20 km od granicy z Polską. To dlatego, że odpalone pociski po starcie musiały lecieć w kierunku Polski. - Sam jestem ciekaw, jak analizowano trajektorię ich lotu, czy w ogóle odnotowano fakt odpalenia rakiet. To wojna nerwów, której kulisów możemy nie poznać - dodaje.
Z prośbą o potwierdzenie lub zaprzeczenie informacjom ukraińskich sił powietrznych Wirtualna Polska zwróciła się do Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Właśnie to centrum operacyjne pełnieni dyżury mające chronić granicę państwową i przestrzeń powietrzną.
"Siły Zbrojne RP monitorują sytuację i podejmują niezbędne działania, aby zapewnić bezpieczeństwo kraju. W obecnej sytuacji, ze zrozumiałych względów, nie będziemy podawać szczegółów pozwalających na identyfikację, lokalizację zaangażowanych sił i środków, wykorzystywanych systemów, prowadzonego rozpoznania oraz działań" - czytamy w odpowiedzi Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych.
Z kolei szef KPRM Michał Dworczyk we wtorek rano oświadczył, że polskie służby nie potwierdzają faktu, by rosyjski dron naruszył polską przestrzeń. Sprawę określił jako informację medialną, choć w rzeczywistości źródłem był rzecznik ukraińskich sił powietrznych. Ukraińcy szukają szczątków zestrzelonej maszyny.
Chorwaci oburzeni. Samolot leciał przez trzy kraje
Incydent w Chorwacji już wywołał burzę polityczną. Zgodnie z informacją przekazaną przez przedstawicieli NATO, obrona powietrzna i przeciwrakietowa sojuszu śledziła tor lotu Tu-141. Jednak jak komentował chorwacki premier Andrej Plenković, władze państwa nie zostały o tym poinformowane, a sama reakcja NATO nastąpiła zbyt późno.
- Teraz mamy test, z którego musimy wyciągnąć wnioski i znacznie lepiej reagować - podsumował premier Plenković.
W poniedziałek premier Chorwacji poinformował na Twitterze, że po incydencie z bezzałogowym samolotem francuska marynarka wyśle do tego kraju samoloty wczesnego ostrzegania. Będą kontrolować niebo nad Chorwacją.
Dodajmy, że według serwisów śledzących doniesienia o ruchu lotniczym, takie maszyny od początku konfliktu nadzorują przestrzeń powietrzną Polski oraz Rumunii.
Czytaj też: