Taktyka sprzed 100 lat skuteczna na Rosjan. Co robią Ukraińcy?
Na wyspach u ujścia Dniepru toczą się walki niczym z powieści o piratach. Zdobywane są wyspy, ukrywane są oddziały, a na porządku dziennym są już nawet abordaże. Brak tylko okrętów pod pełnymi żaglami i skrzyni ze skarbami. Obie strony starają się nękać przeciwnika wypadami dywersyjnymi. A reaktywowana po stu latach przerwy ukraińska flotylla rzeczna stała się sprawnym narzędziem prowadzenia wojny.
Historia użycia okrętów rzecznych na Dnieprze jest bardzo długa, a technika walk była przez lata doskonalona. Uzbrojone parowe bocznokołowce i kutry pojawiły się podczas I wojny światowej. Potem wykorzystywały je wszystkie strony rosyjskiej wojny domowej. Bolszewicy mieli Dnieprzańską Flotyllę Wojenną, biali Środkowo-Dnieprzańską Flotyllę Wojenną, a machnowcy (uczestnicy chłopskiego powstania Machny w latach 1918-1921 – przyp. red.) swoją. W 1919 roku na Prypeci pojawiła się też polska Flotylla Pińska, a rok później na Dnieprze Flotylla Kijowska.
Obecnie, po ponad 100 latach, Ukraińcy czerpią z tych doświadczeń pełnymi garściami i dostosowują do tego posiadane jednostki i współczesną technologię. W przeciwieństwie do Rosjan, którzy nie potrafili wykorzystać tego rodzaju broni, choć mają ogromne doświadczenie w działaniach na wodach śródlądowych: do dziś na potężnych rzekach azjatyckiej części Federacji Rosyjskiej, posiadają flotylle rzeczne i mają opracowaną doktrynę ich użycia. Jednak na Dnieprze nie radzą sobie najlepiej.
Siła na rzece
Walki w dorzeczu Dniepru i Prypeci w pierwszych tygodniach wojny wykazały, że posiadanie lekkich jednostek i okrętów rzecznych jest dość istotne. Stąd Siły Zbrojne Ukrainy przed wojną posiadały dwie brygady Jegrów - lekkiej piechoty dostosowanej do walk w bagnistych terenach Polesia i ujścia Dniepru - oraz jednostki rzeczne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziś działają już trzy brygady Jegrów i pełnoprawna flotylla rzeczna, wyposażona zarówno w dedykowane okręty, jak i cywilne jednostki doraźnie przystosowywane do działań wojennych. Po dostawach od sojuszników Ukraińcy mają prócz kutrów artyleryjskich własnej konstrukcji proj. 58155 typu Giurza, ponad 20 kutrów Mk. VI i około 24 Defiantów 40.
Amerykańskie Mk. VI zostały zamówione jeszcze w 2020 roku za niemal 600 mln dolarów, czyli według ówczesnego kursu, 2,37 mld zł. Mk. VI zostały specjalnie skonstruowane do służby na rzekach i wodach przybrzeżnych. Mają długość 26 m, szerokość 6,2 m i zanurzenie 1,2 m. Są napędzane dwoma silnikami wysokoprężnymi MTU 16V2000 M94 o łącznej mocy 5200 KM i dwoma pędnikami Hamilton HM651, które rozpędzają je do 45 węzłów.
Wraz z kutrami, Ukraińcy zamówili wówczas też m.in. 32 bezzałogowe stanowiska strzeleckie wraz z 30-mm armatami automatycznymi Mk. 44 Bushmaster II i 20 głowic optoelektroniczych z radarem powierzchniowym. Są to bardzo nowoczesne jednostki, przeznaczone przede wszystkim do wsparcia sił specjalnych i to na nich obecnie spoczywa główny ciężar walk na Dnieprze.
Z kolei czterdziestostopowe Defianty uzbrojone są w wielkokalibrowy karabin maszynowy 12,7 mm i sześciolufowy karabin maszynowy M134 Minigun. Defianty 40 mają za zadanie patrolować i wysadzać niewielkie oddziały dywersyjne za linią wroga. Stanowią także wsparcie dla półsztywnych łodzi, które przerzucają niewielkie oddziały pomiędzy wyspami.
Jednostki nawodne wspierają grupy bezzałogowców i przynajmniej dwa śmigłowce Mi-8, wyposażone w wyrzutnie niekierowanych pocisków rakietowych i Miniguny ustawione na rampie pod ogonem śmigłowca oraz w burtach kadłuba.
Wojna pomiędzy wyspami
Taktyka wykorzystania szybkich łodzi na rzekach nie zmieniła się od czasów Wielkiej Wojny. Mają one za zadanie dostarczyć niewielki oddział, którego zadaniem jest opanowanie strategicznego obiektu na rzece lub w jej pobliżu, i ogniowe wspieranie desantu. Mają także niszczyć wrogie grupy dywersyjne, a przy rozwoju techniki także prowadzić działania przeciwlotnicze przeciwko systemom bezzałogowym i pociskom manewrującym.
Rosjanie atakując znad Morza Czarnego, bardzo często wyznaczają trasę lotu dronów Shahed 136/Geran 2 i Ch-101 nad wodami Dniepru, gdzie systemów przeciwlotniczych jest mniej. Ukraińcy postanowili utworzyć więc grupy bojowe, przydzielone do danych odcinków rzeki, które mają przede wszystkim za zadanie zestrzeliwanie każdego rosyjskiego pocisku, który pojawia się nad rzeką.
Z kolei oddziały bojowe flotylli koncentrują się na opanowywaniu wysp, na których rozmieszczani są operatorzy bezzałogowców, czy wysunięte bazy, które służą do wsparcia Sił Specjalnych, oddziałów Jegrów, czy Piechoty Morskiej. Te niewielkie oddziały powodują, że Rosjanie na Zaporożu muszą utrzymywać znaczne siły.
- Pojawiła się informacja, że Rosjanie czekają tam na naszą ofensywę. Aktywne działania podejmowały w szczególności siły specjalne Głównego Zarządu Wywiadu. Przeprowadziły operacje desantowe na Kosie Kinburnskiej i na Mierzei Tendrowskiej. Dlatego Rosjanie trzymają tam swój kontyngent także ze względów obronnych. Ale teraz mamy do czynienia ze wzrostem liczby ataków z ich strony – powiedział Dmytro Łychowa, rzecznik Grupy Operacyjnej "Tawria", odpowiedzialnej za południowy i południowo-wschodni odcinek frontu.
W obu wypadach oddziały specjalne zniszczyły systemy rozpoznawcze i dozorowe, dzięki którym Rosjanie mogli kontrolować ruch w Zatoce Dnieprzańskiej, przez którą prowadzą szlaki żeglugowe z Mikołajowa i Chersonia, a także mniejszych portów – Halycynowego, gdzie znajdują się terminale Ukrcharchozbut, zajmujące się przeładunkiem olejów roślinnych, czy Oczakowa, skąd wypływa ukraińskie zboże. Dlatego właśnie działania flotylli rzecznej są niezwykle istotne dla ukraińskiego wysiłku wojennego.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski