Trafione-zatopione. Rosja musi porzucić marzenia o desancie na Odessę
Z portu w Sewastopolu na okupowanym Krymie wycofane zostały ostatnie jednostki Floty Czarnomorskiej. To oznaka, że Rosjanie bali się jej całkowitej zagłady, ale również doskonała wiadomość dla Odessy. Bez wsparcia z morza miasta po prostu zdobyć się nie da.
Wiosną 2022 roku rosyjski desant na Odessę lub jej okolice wydawał się kwestią czasu. Tuż przed wybuchem wojny na Morze Czarne wpłynęły po trzy okręty desantowe z Floty Bałtyckiej i Floty Północnej. W sumie - z jednostkami Floty Czarnomorskiej - dało to 13 okrętów desantowych.
Najwięcej, bo dziewięć rosyjskich desantowców, należało do typu Ropucha, projektu 775, które budowała Stocznia Północna w Gdańsku. Te okręty mogą przewozić do 13 czołgów lub transporterów opancerzonych albo 20 ciężarówek i do 150 żołnierzy.
Od początku inwazji sześć z nich zostało poważnie uszkodzonych lub zatopionych. "Nowoczerkassk" został zniszczony w porcie w Teodozji. "Cezara Kunikowa" ukraińskie drony nawodne dopadły przy południowych wybrzeżach Krymu. W doku portu w Sewastopolu został zniszczony "Mińsk" a "Azow", "Jamał" i "Oleniegorskij Gorniak" zostały poważnie uszkodzone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W składzie Floty Czarnomorskiej znajdowały się również cztery okręty desantowe projektu 1171. Okręty znane w Rosji jako Tapir, a w krajach NATO jako Alligator, mogą przewozić do 22 czołgów lub 45 transporterów opancerzonych, ewentualnie 50 ciężarówek i do 400 żołnierzy desantu. Jeden z nich - "Saratow" - ukraińska artyleria zatopiła w Berdiańsku.
Sny o desancie
Rosyjscy "eksperci" oraz kremlowskie media zdawały się nie zauważać tych strat, sugerując co rusz, że zaraz dojdzie do desantu pod Odessą.
W grudniu 2023 roku dyrektor krasnodarskiego Centrum Stosowanych Nauk Politycznych i Socjologii ppłk Giennadij Podleśny zapowiadał, że "rosyjscy spadochroniarze mogą wylądować w pobliżu Mikołajewa i Odessy, a piechota morska przejmie kontrolę nad wybrzeżem".
W ten sposób docelowo armia rosyjska miałaby uzyskać przyczółek do przebicia się do samozwańczej Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej, w której stacjonuje około 2-tysięczny rosyjski kontyngent.
- Jeśli na horyzoncie Tyraspola [stolica samozwańczej republiki - red.] pojawią się wojska rosyjskie, będzie to straszliwy cios dla NATO – wieszczył Podleśny w rozmowie z kremlowskim serwisem Ukraina.ru.
Jeszcze w maju tego roku Ljubow Stiepuszowa, felietonistka Pravda.ru, pisała, że planowany jest desant, który pozwoli zająć ukraińskie porty i utworzy korytarz do Naddniestrza, gdzie "są odcięte rosyjskie garnizony".
"Lądowanie w Odessie byłoby początkiem naprawdę szerokiej operacji ofensywnej, która szybko zniweczyłaby wysiłki Zachodu mające na celu wsparcie Ukrainy i przełamanie jej oporu" – prognozowała Stiepuszowa.
Z propagandowych prognoz prawdą jest tylko to, że udana operacja desantowa w okolicach Odessy mogłaby rzeczywiście wpłynąć na przebieg wojny. Faktycznie nie doszło jednak do ani jednej poważnej próby przeprowadzenia desantu.
Rosyjskie desantowce - gdy jeszcze nie zostały wyeliminowane - kilka razy demonstracyjnie zbliżały się do miasta, ale po kilku godzinach odpływały. Manewry były o tyle niepoważne, że były pozbawione osłony jednostek eskortowych, a podejścia nie poprzedziło przygotowanie artyleryjskie. Ciężko wytłumaczyć takie zachowanie Rosjan.
Możliwości drastycznie stopniały
Dziś zdziesiątkowana flota desantowa jest wykorzystywana do dostarczania zaopatrzenia na Krym, bo to, co z niej zostało, wystarczyłoby do przetransportowania zaledwie brygady piechoty z nielicznym wsparciem wozów bojowych. W dodatku przed przeprowadzeniem operacji na tak dalekim zapleczu Rosjanie musieliby najpierw ponownie zdobyć Chersoń, aby uzyskać połączenie lądowe z wysadzonym desantem. W innym przypadku brygada, jeśli komuś przyszłoby do głowy ją wysyłać, zostałaby odcięta i skazana na zniszczenie.
Nie oznacza to oczywiście, że Odessa może spać spokojnie. Miasto bombardowane jest od początku wojny. Choćby w ostatnich dniach Rosjanie ostrzelali lotnisko Hydroport, które jest wykorzystywane m.in. do wystrzeliwania dronów.
Mimo tych powtarzających się ataków, analizując stan rosyjskich sił na Zaporożu, które w ostatnich miesiącach zostały pozbawione większości oddziałów pancerno-zmechanizowanych i możliwości Floty Czarnomorskiej, operację desantową można włożyć między bajki.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski