Trafione-zatopione. Rosja musi porzucić marzenia o desancie na Odessę
Z portu w Sewastopolu na okupowanym Krymie wycofane zostały ostatnie jednostki Floty Czarnomorskiej. To oznaka, że Rosjanie bali się jej całkowitej zagłady, ale również doskonała wiadomość dla Odessy. Bez wsparcia z morza miasta po prostu zdobyć się nie da.
20.07.2024 | aktual.: 20.07.2024 20:53
Wiosną 2022 roku rosyjski desant na Odessę lub jej okolice wydawał się kwestią czasu. Tuż przed wybuchem wojny na Morze Czarne wpłynęły po trzy okręty desantowe z Floty Bałtyckiej i Floty Północnej. W sumie - z jednostkami Floty Czarnomorskiej - dało to 13 okrętów desantowych.
Najwięcej, bo dziewięć rosyjskich desantowców, należało do typu Ropucha, projektu 775, które budowała Stocznia Północna w Gdańsku. Te okręty mogą przewozić do 13 czołgów lub transporterów opancerzonych albo 20 ciężarówek i do 150 żołnierzy.
Od początku inwazji sześć z nich zostało poważnie uszkodzonych lub zatopionych. "Nowoczerkassk" został zniszczony w porcie w Teodozji. "Cezara Kunikowa" ukraińskie drony nawodne dopadły przy południowych wybrzeżach Krymu. W doku portu w Sewastopolu został zniszczony "Mińsk" a "Azow", "Jamał" i "Oleniegorskij Gorniak" zostały poważnie uszkodzone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W składzie Floty Czarnomorskiej znajdowały się również cztery okręty desantowe projektu 1171. Okręty znane w Rosji jako Tapir, a w krajach NATO jako Alligator, mogą przewozić do 22 czołgów lub 45 transporterów opancerzonych, ewentualnie 50 ciężarówek i do 400 żołnierzy desantu. Jeden z nich - "Saratow" - ukraińska artyleria zatopiła w Berdiańsku.
Sny o desancie
Rosyjscy "eksperci" oraz kremlowskie media zdawały się nie zauważać tych strat, sugerując co rusz, że zaraz dojdzie do desantu pod Odessą.
W grudniu 2023 roku dyrektor krasnodarskiego Centrum Stosowanych Nauk Politycznych i Socjologii ppłk Giennadij Podleśny zapowiadał, że "rosyjscy spadochroniarze mogą wylądować w pobliżu Mikołajewa i Odessy, a piechota morska przejmie kontrolę nad wybrzeżem".
W ten sposób docelowo armia rosyjska miałaby uzyskać przyczółek do przebicia się do samozwańczej Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej, w której stacjonuje około 2-tysięczny rosyjski kontyngent.
- Jeśli na horyzoncie Tyraspola [stolica samozwańczej republiki - red.] pojawią się wojska rosyjskie, będzie to straszliwy cios dla NATO – wieszczył Podleśny w rozmowie z kremlowskim serwisem Ukraina.ru.
Jeszcze w maju tego roku Ljubow Stiepuszowa, felietonistka Pravda.ru, pisała, że planowany jest desant, który pozwoli zająć ukraińskie porty i utworzy korytarz do Naddniestrza, gdzie "są odcięte rosyjskie garnizony".
"Lądowanie w Odessie byłoby początkiem naprawdę szerokiej operacji ofensywnej, która szybko zniweczyłaby wysiłki Zachodu mające na celu wsparcie Ukrainy i przełamanie jej oporu" – prognozowała Stiepuszowa.
Z propagandowych prognoz prawdą jest tylko to, że udana operacja desantowa w okolicach Odessy mogłaby rzeczywiście wpłynąć na przebieg wojny. Faktycznie nie doszło jednak do ani jednej poważnej próby przeprowadzenia desantu.
Rosyjskie desantowce - gdy jeszcze nie zostały wyeliminowane - kilka razy demonstracyjnie zbliżały się do miasta, ale po kilku godzinach odpływały. Manewry były o tyle niepoważne, że były pozbawione osłony jednostek eskortowych, a podejścia nie poprzedziło przygotowanie artyleryjskie. Ciężko wytłumaczyć takie zachowanie Rosjan.
Możliwości drastycznie stopniały
Dziś zdziesiątkowana flota desantowa jest wykorzystywana do dostarczania zaopatrzenia na Krym, bo to, co z niej zostało, wystarczyłoby do przetransportowania zaledwie brygady piechoty z nielicznym wsparciem wozów bojowych. W dodatku przed przeprowadzeniem operacji na tak dalekim zapleczu Rosjanie musieliby najpierw ponownie zdobyć Chersoń, aby uzyskać połączenie lądowe z wysadzonym desantem. W innym przypadku brygada, jeśli komuś przyszłoby do głowy ją wysyłać, zostałaby odcięta i skazana na zniszczenie.
Nie oznacza to oczywiście, że Odessa może spać spokojnie. Miasto bombardowane jest od początku wojny. Choćby w ostatnich dniach Rosjanie ostrzelali lotnisko Hydroport, które jest wykorzystywane m.in. do wystrzeliwania dronów.
Mimo tych powtarzających się ataków, analizując stan rosyjskich sił na Zaporożu, które w ostatnich miesiącach zostały pozbawione większości oddziałów pancerno-zmechanizowanych i możliwości Floty Czarnomorskiej, operację desantową można włożyć między bajki.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski