Ukraina zmienia taktykę. Celem wykrwawienie Rosjan
Ukraińska kontrofensywa nie idzie zgodnie z planem. Część opinii publicznej i komentatorów spodziewała się, że natarcie będzie spektakularne. Według ppłk. rez. Maciej Korowaja jej celem nie jest jednak szybkie zdobywanie terenu, a obecne działania będą skutkować coraz większymi stratami po obu stronach.
03.08.2023 20:35
- W najbliższym czasie szykują się krwawe walki na wyniszczenie, a konflikt potrwa jeszcze długo. Ukraina musi się liczyć z dużymi stratami, ale wybrała wariant zdobyczy taktycznych. Tak, żeby zwiększyć oddziaływanie na przeciwnika. To nie jest zdobywanie terenu dla samego zdobycia - mówi Wirtualnej Polsce ppłk rez. Maciej Korowaj, analityk specjalizujący w zagadnieniach bezpieczeństwa oraz taktyce i operacji wschodniej wojskowości.
Jak dodaje, "po przejęciu obszaru ukraińska armia może mocniej razić, a Rosjanie będą zmuszeni uzupełniać straty i przysłać więcej jednostek do powstrzymania". - Fizyka wojny jest taka, że jeśli chcesz osiągnąć cel, musisz ponieść straty - mówi.
"Walki na południu potrwają do zimy"
Głos wojskowego wpisuje się w ostatnie doniesienia z frontu. Trwająca niemal dwa miesiące ukraińska kontrofensywa nie osiągnęła spektakularnego sukcesu. Mimo dostaw uzbrojenia, amunicji i sprzętu z Zachodu Ukraińcy nie wyzwalają znaczących terytoriów zajętych przez Rosjan.
Według amerykańskiego portalu Politico, powołującego się na urzędnika Pentagonu, ukraińska kontrofensywa może potrwać wiele miesięcy. Waszyngton spodziewa się, że walki na południu mogą potrwać aż do zimy.
Jak wskazuje Politico, dołączenie do walki w obwodzie zaporoskim dodatkowych jednostek żołnierzy szkolonych przez państwa zachodnie jak dotąd nie przyniosło znaczących rezultatów. Jeden z urzędników Pentagonu powiedział, że postępy Ukraińców mierzone są w setkach metrów.
"Oni robią głównie małe, stopniowe postępy na wszystkich kierunkach. Wciąż napotykają twardy rosyjski opór - drugą i trzecią linię obrony" - mówi informator Politico.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ocenie Korowaja, w związku z trudnościami na froncie ukraińska armia zaczęła zmieniać taktykę prowadzenia działań. Jego zdaniem ofensywa nie ma na celu szybkiego zdobywania terenu, ale - poprzez lokalne działania taktyczne - jak największe wykrwawienie Rosjan.
"To będą krwawe walki"
- Mimo braku spektakularnych sukcesów, to obecnie strona ukraińska jako atakująca zadaje więcej strat stronie broniącej się, czyli rosyjskiej armii. Dzieje się tak dzięki lokalnej przewadze ogniowej nad przeciwnikiem. To powoduje, że Rosjanie nie wycofują się mocno na kolejne linie obronne. Ale stale uzupełniają swoje siły na tym kierunku. I generują spore straty, które muszą uzupełniać i zasilać logistyką - mówi WP ppłk rez. Maciej Korowaj.
Jak dodaje, Rosjanom zaczyna brakować ciężkiego sprzętu.
- Nie pozostaje więc im nic innego, jak okopać się i walczyć na umocnionych pozycjach. Przez to są mniej mobilni i podatni na uderzenia artyleryjskie ze strony Ukrainy. A ta dodatkowo wykorzystuje drony, które podlatują nad okopy i rzucają pociski żołnierzom. Jeśli ukraińska armia ma przewagę na danym kierunku i może oddziaływać, szturmując te obszary, Rosjanie muszą się im przeciwstawić. A to im się nie udaje, bo stracili dużo sprzętu walki radioelektronicznej i rozpoznania artyleryjskiego - komentuje wojskowy.
Ekspert zauważa, że Ukraina obecnie walczy na obszarach oddalonych od siebie ok. 150 kilometrów.
- Mają w tym swój cel. Rosyjska logistyka kołowa jest bardzo nadwyrężona na dystansach, właśnie do 150 kilometrów. Uderzenia w nią zaburzają zdolności do odtwarzania gotowości bojowej. Ukraińcy, nie mając przewagi w powietrzu, postanowili prowadzić wojnę w wymiarze taktycznym, zmuszając przeciwnika do generowania swoich rezerw i ponoszenia w ten sposób strat. To będą krwawe walki - mówi Korowaj.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W jego ocenie obecne działania ofensywne Ukrainy będą przypominać ubiegłoroczne odbijanie Chersonia, które trwało kilka miesięcy.
- Tam walczono wręcz o poszczególne domy, zmuszając Rosjan, by rzucali kolejne oddziały. W przypadku obecnej ofensywy Rosjanom będzie coraz trudniej zaopatrywać się z kierunku Krymu czy Zaporoża. Na półwyspie mamy seryjnie uderzenia w logistykę i mosty, co znacznie już utrudnia zaopatrzenie na froncie - zauważa rozmówca WP.
"To nie jest spektakl"
W ubiegłym miesiącu ukraiński szef sztabu Walerij Załużny powiedział w "The Washington Post", że jest "wkurzony", słysząc tak często, że ukraińska kontrofensywa przebiega wolniej, niż oczekiwano. "To nie jest spektakl, który cały świat ogląda i obstawia wynik, czy coś w tym rodzaju. Każdy dzień, każdy metr kosztuje krew. Jeśli widzowie nie są zadowoleni z postępów, to jest to ich problem" - mówił Załużny.
Krytyczne, nieoficjalne głosy pojawiają się też w samej Ukrainie.
Jednak według dziennikarza Ołeha Biłeckiego z kanału Ukraina24 (a także TVN24), w zdecydowanej większości panuje zrozumienie dla działań prowadzonych przez ukraińską armię.
- Widzimy, jak posuwa się kontrofensywa. Oczywiście, nie ukrywamy, że chcielibyśmy żeby posuwała się szybciej i zakończyła się sukcesem. Ale ze względu na walczących na froncie żołnierzy jesteśmy cierpliwi. Nie chcemy wywierać negatywnej presji na żołnierzach. Mówimy o tym ostrożnie. Zdajemy sobie sprawę, że natarcie idzie wolniej niż się spodziewano, choćby przez zaminowanie rejonu Zaporoża - mówi WP Ołeh Biłecki.
Jaki wpływ na rozwój wydarzeń mają głosy krytyczne wobec obozu władzy związane z prowadzeniem działań wojennych. - To część życia politycznego, które stara się odbywać normalnie. Dominuje jednak świadomość, że takie podważanie działań prezydenta byłoby niezrozumiałe w obliczu wojny - podkreśla ukraiński dziennikarz.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski