F‑16 w końcu trafią na Ukrainę? "Amerykanie będą dążyć, by konflikt rozwiązać"
Jest kolejna deklaracja USA ws. myśliwców F-16 dla Ukrainy. Jak zapowiedział rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby, maszyny mają trafić do Ukrainy do końca roku. - Amerykanie będą dążyć, by w następnym roku konflikt całkowicie rozwiązać - mówi WP płk rez. Piotr Lewandowski.
- Stany Zjednoczone mogą przekazać Ukrainie myśliwce F-16 do końca tego roku. Ale nie sądzimy, że tylko F-16 będą w stanie zmienić sytuację na froncie - powiedział w wywiadzie dla Fox News John Kirby, rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Informacja jest zaskoczeniem, bowiem do tej pory Waszyngton o przekazaniu samolotów wypowiadał się bardzo wstrzemięźliwie.
A kilka dni temu urzędnik Pentagonu, gen. Douglas Sims powiedział w mediach, że warunki na polu bitwy w Ukrainie nie są obecnie idealne do rozmieszczania myśliwców F-16. - Mam na myśli to, że Rosjanie nadal mają pewne zdolności obrony powietrznej. Mają też zdolności powietrzne. A liczba F-16, które zostaną dostarczone, może nie być idealna w stosunku do tego, co się teraz dzieje - wyjaśnił Sims.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
We wtorek 11 krajów partnerskich wraz z Ukrainą podpisało memorandum określające warunki szkolenia ukraińskich pilotów na myśliwcach F-16.
Wcześniej szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba sugerował, że zachodnie myśliwce mogą pojawić się na ukraińskim niebie najwcześniej na początku wiosny 2024 roku.
"To polityczna słabość Zachodu"
Według płk rez. Piotra Lewandowskiego, byłego dowódcy bazy wojskowej w Redzikowie i weterana misji w Iraku oraz Afganistanie, gdyby decyzja o przekazaniu myśliwców zapadła w ramach całego NATO, Ukraina otrzymałaby samoloty znacznie szybciej i sprawniej.
- Spójrzmy, co się wydarzyło na szczycie NATO w Wilnie. Z perspektywy wojskowej rozczarowaniem jest deklaracja Sojuszu, że pomoc dla Ukrainy będzie szła indywidualnie od każdego państwa, a nie przez NATO. Mamy więc koalicję samolotową, ale dalej nie mamy całościowej skoordynowanej pomocy stricte od Sojuszu. Tylko po to, by nie prowokować Rosji. Na tym etapie wojny jest to polityczna słabość Zachodu - mówi WP Lewandowski.
W jego ocenie skutkiem takiego podejścia są jedynie deklaracje o przekazaniu myśliwców, a nie - fizyczne dostarczenie maszyn. - Od jakiegoś czasu ten temat się przewija w Holandii, Belgii, państwach skandynawskich i w Rumunii, gdzie utworzono centrum szkoleniowe. Ale tylko w sferze deklaracji. Gdybyśmy mówili o kompleksowej budowie przez NATO systemu zdolności sił powietrznych Ukrainy, z zadaniami dla poszczególnych państw, to ukraińska armia już dawno miałaby myśliwce F-16 w swoich bazach. Ale NATO nie kwapi się do koordynowania - komentuje wojskowy.
Jak przypomina, liderem w sprawie myśliwców są Amerykanie. - Nikt nic nie zrobi i nie kiwnie palcem bez ich zgody. Wszyscy wyczekują decyzji Joe Bidena. A że w Stanach Zjednoczonych zbliżają się wybory prezydenckie (w 2024 roku - przyp. red.), to ewentualne przekazanie samolotów będzie rozpatrywane pod tym kątem - prognozuje Lewandowski.
Jego zdaniem już dzisiaj nie ma wątpliwości, że jednym z tematów kampanii wyborczej w USA będzie finansowanie broni dla Ukrainy i ewentualna dalsza pomoc w wojnie z Rosją.
"Z samolotami musi przyjść nowoczesna broń"
- Najlepiej dla USA byłoby, żeby konflikt zakończył się do końca roku i Kijów odniósł spektakularne zwycięstwo. Waszyngton przeznaczył już na ten cel miliardy dolarów. W wyborach - jeśli nie będzie sukcesu na froncie - republikanie będą to Bidenowi głośno wytykać. Między innymi dlatego przyszły rok będzie dążeniem do rozwiązania konfliktu. Tym bardziej, że nie widać, by któraś ze stron miała przewagę do zdecydowanego militarnego pokonania przeciwnika - uważa wojskowy.
Ekspert zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt: - Jeśli Amerykanie faktycznie przekażą F-16, to mogą być co najwyżej dwie eskadry - 24 samoloty. Ale co najważniejsze, razem z myśliwcami muszą przyjść rakiety dalekiego zasięgu - 300 kilometrów plus. Bez nowoczesnej broni dalekiego zasięgu udział samolotów będzie jedynie kosmetyczny.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski