Ukraina stawia na mobilizację. "Wojna potrwa bardzo długo, straty będą rosły"
Ukraińska armia reaguje na rosyjską ofensywę i rosnące w ostatnich dniach duże straty wśród żołnierzy. Odpowiedzią ma być bardziej restrykcyjna mobilizacja, która została przedłużona o kolejne 90 dni. - Może nie widać tego na zewnątrz, bowiem Ukraina nie informuje o tym głośno. Ale w niektórych miejscach zmienił się sposób rekrutacji. Nie jest on tak łagodny jak wcześniej. Wcześniej poborowi stali w kolejkach do "wojenkomatów", dziś jest mniej patyczkowania – mówi Wirtualnej Polsce gen. Bogusław Pacek.
Dyskusję o zwiększonej mobilizacji wywołała decyzja Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy, która we wtorek zaakceptowała dekret prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o przedłużeniu powszechnej mobilizacji o 90 dni, poczynając od 19 lutego do połowy maja.
W mediach społecznościowych, m.in. wśród rosyjskich blogerów wojskowych, pojawiły się głosy, że ukraińskie władze intensywnie mobilizują obywateli w całym kraju, powołując każdego, kto może trzymać broń. "Jeśli wcześniej było to głównie w centralnej lub wschodniej Ukrainie, teraz jest inaczej. Sam obwód tarnopolski powołuje 60 tys. ludzi" – czytamy na kanale Telegram u blogera Rybara, którego informacje Zachód uważa w dużej mierze za obiektywne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W tym samym czasie w strukturze MSW rozpoczął się nabór ochotników do brygad szturmowych w składzie Gwardii Narodowej, Policji Państwowej i Państwowej Służby Granicznej. Jak informowała Gwardia Narodowa (GN), cytowana przez agencję Ukrinform, na początku lutego ponad 3 tys. osób zgłosiło się za pośrednictwem urzędów administracji państwowej, a ponad 2 tys. ankiet napłynęło na specjalnie utworzoną stronę internetową.
"Zaczęliśmy już formować takie oddziały, których celem jest wyzwolenie naszego terytorium w granicach uznanych przez społeczność międzynarodową" – mówił szef MSW Ihor Kłymenko.
"Pojawiają się głosy o zwiększonej mobilizacji"
Jak ujawnia w rozmowie z Wirtualną Polską gen. prof. Bogusław Pacek, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, w rozmowach z jego ukraińskimi przyjaciółmi pojawiają się głosy, że trwa obecnie zwiększona mobilizacja.
- Może nie widać tego na zewnątrz, bowiem Ukraina nie informuje o tym głośno. Ale w niektórych miejscach zmienił się sposób rekrutacji. Nie jest on tak łagodny jak wcześniej. Wcześniej poborowi stali w kolejkach do "wojenkomatów", dziś jest mniej patyczkowania – mówi Wirtualnej Polsce gen. Bogusław Pacek.
Z kolei ukraiński politolog prof. Anatolij Romaniuk z Uniwersytetu we Lwowie podkreśla, że mobilizacja w Ukrainie odbywa się w sposób ciągły, praktycznie bez przerwy.
- Już wcześniej prowadzono wyliczenia wszystkich rezerwistów, którzy są dostępni i mogą trafić na front. To nie jest mobilizacja podobna do tej w Rosji, gdzie pod przymusem ścigano "mobików". Jest co prawda nabór chętnych do służby prowadzony przez Gwardię Narodową, są przyjęcia do Wojsk Obrony Terytorialnej. Ale nie są to jakieś specjalne rekrutacje, których by nie było wcześniej – ujawnia prof. Anatolij Romaniuk.
I jak podkreśla, do odparcia ofensywy ruszy ukraińska armia, która obecnie jest rozmieszczona w kilku miejscach na froncie. – Nowi rezerwiści muszą co najmniej przez trzy miesiące ćwiczyć i przejść szkolenie, żeby pójść na front. Ukraina nie rzuca "mięsa armatniego" jak Putin. Armia ukraińska to nadal żołnierze zawodowi, wsparci obroną terytorialną – podkreśla ukraiński politolog.
W podobnym tonie wypowiada się płk Piotr Lewandowski, były uczestnik misji wojskowych w Iraku i Afganistanie.
- Ukraina powołuje kolejne rezerwy, ale pamiętajmy, że w dużej mierze nie wprowadziła na front tych, których już odpowiednio przygotowała do walki. Powód? Nie ma dla nich sprzętu. Oni mogą się szkolić na pojazdach opancerzonych MRAP, ale do walki potrzebują amerykańskich wozów bojowych Bradley – komentuje płk Piotr Lewandowski.
I jak dodaje, wydłużenie obecnej mobilizacji przez ukraińskie władze zmierza w kierunku odbudowy strat po rosyjskiej ofensywie. – Niekoniecznie nowe, ukraińskie rezerwy muszą być gotowe w tym roku. A na pewno nie zostaną wysłane nieprzeszkolone do zatrzymania natarcia Rosjan. Biorąc pod uwagę skalę mobilizacji w Ukrainie i w Rosji, obie strony przygotowują się na długotrwały konflikt. A wojna będzie się przedłużać, jeśli nie będzie politycznej woli do jej zakończenia. Do momentu, kiedy obie armie osiągną maksimum możliwości zasobów ludzkich – prognozuje płk Piotr Lewandowski.
"Straty po obu stronach są trzy razy większe"
Zdaniem ekspertów głównym powodem, dla którego Ukrainie jest potrzebna skuteczna mobilizacja, jest uzupełnianie strat ponoszonych przez ukraińską armię. W ostatnich dniach pojawiły się nieoficjalne informacje, jakoby podczas styczniowego spotkania w USA naczelnego dowódcy amerykańskiej armii gen. Marka Milley’a i szefa ukraińskich wojsk gen. Walerija Załużnego, ten drugi miał ujawnić, że Ukraina straciła łącznie 257 tys. żołnierzy (zabitych, zaginionych, schwytanych).
Z kolei prasa turecka powołując się na źródła izraelskiego Mosadu, twierdzi, że od początku wojny liczba zabitych lub zaginionych to 157 tys. ukraińskich żołnierzy. Do danych trzeba podchodzić z ostrożnością, nie zostały one potwierdzone. Tym bardziej że według ukraińskich sił zbrojnych Rosjanie mieli stracić 134 tys. swoich żołnierzy.
- W ostatnich tygodniach, w porównaniu z ubiegłymi miesiącami, straty są po obu stronach trzy razy większe. Oficjalnie Ukraina mówi o ponad 100 tys. zabitych żołnierzy. Można przyjąć, że liczby są większe o ok. 30 tys. To dlatego Kijów dziś mobilizuje i szkoli rezerwistów. W zależności od rozmiarów ofensywy i liczby kierunków, z których Rosja uruchomi ofensywę, losy Ukrainy będą poddane dużemu sprawdzianowi – ocenia gen. Bogusław Pacek.
Władze Ukrainy ogłosiły powszechną mobilizację 24 lutego 2022 roku. Obywatele Ukrainy, którzy otrzymali wezwania, są zobowiązani stawić się do służby pod rygorem odpowiedzialności karnej. Jeżeli poborowy, który dostał wezwanie, nie stawi się w odpowiednim miejscu i czasie, grozi mu od trzech do pięciu lat pozbawienia wolności.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski