Jest ojcem 60 dzieci. Skandal wstrząsnął Australią
Mężczyzna, który jest ojcem 60 dzieci, był nieuczciwym dawcą nasienia. Złamał australijskie przepisy dotyczące funkcjonowania banków spermy. Jego oszustwa odkryli rodzice, którzy korzystali z usług klinik in vitro.
Świeżo upieczeni rodzice z lokalnej grupy zrzeszających pary, które w sieci wspierały się psychicznie w staraniach o potomstwo, zorganizowali spotkanie, by przy grillu pochwalić się swoimi pociechami, urodzonymi po wielu próbach sztucznego zapłodnienia. Doznali szoku.
Okazało się, że ich dzieci były do siebie bardzo podobne. Zaintrygowani tym rodzice podjęli śledztwo, by ustalić, skąd wzięła się ta wspólna cecha ich potomków.
Szybko wyszło na jaw genetyczne podobieństwo dzieci. Wyjaśnienie mogło być tylko jedno: sperma, z której skorzystały pary, by doprowadzić do zapłodnienia in vitro, mogła pochodzić od jednego dawcy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak donosi "The Mirror", mężczyzna, który używał fałszywych imion i czterech różnych aliasów, oferował swoje nasienie nie tylko w oficjalnej współpracy z klinikami i bankami spermy, ale również działał w sieci i proponował usługi członkom społeczności LGBTQ+.
Doktor Anne Clark z organizacji "Fertility First" z siedzibą w Sydney powiedziała, że mężczyzna był dawcą dla kliniki, z którą organizacja współpracuje. Ale teraz już wiadomo, że korzystał z nieformalnych grup na Facebooku, by docierać do środowisk osób, poszukujących dawcy nasienia. - Wiemy, że przyjmował materialne gratyfikacje za swoje usługi. Dostawał prezenty, miał fundowane wakacje - mówi doktor Clark.
Przyjmowanie finansowych lub materialnych ekwiwalentów za ludzką spermę jest w Australii przestępstwem na mocy ustawy o tkankach ludzkich. Za wręczanie pieniędzy lub prezentów oraz za ich przyjmowanie za przekazanie takiego materiału biologicznego grozi kara do 15 lat więzienia.
Ujawniono, że jest ojcem 60 dzieci. Skandal wstrząsnął Australią
Przepisy nie pozwalają również na przekazanie swojego nasienia więcej niż dziesięciu rodzinom. Ilość dzieci w poszczególnych rodzinach, korzystających z usług jednego dawcy, nie jest limitowana.
Prawne zasady funkcjonowania sztucznego zapłodnienia wymykają się jednak spod kontroli. Tak dzieje się dlatego, że wiele bezdzietnych par poszukuje tego typu usług na własną rękę, między innymi za pośrednictwem internetu. Nie ma też żadnego centralnego systemu zarządzania takimi procesami.
W sieci często obserwować można jawne zachęcanie do łamania prawa. Wiele postów na stronach dla turystów, przyjeżdżających na wakacje do Australii, oferuje otwarcie zapłatę lub prezenty za oddanie spermy.
Aimee Shackleton z organizacji charytatywnej Donor Conceived Australia powiedziała gazecie, że należy zadbać o zaostrzenie przepisów i skrupulatne monitorowanie sieci w tym zakresie. - Ludzie mówią o spotkaniu na parkingu lub w hotelu i przekazaniu świeżej próbki. Życie powinno zaczynać się z godnością, a nie jako proces jakiejś nieuregulowanej anonimowej transakcji - powiedziała aktywistka.