Ujawnili, jak będzie wyglądała kampania. Nazwisko Tuska nie zejdzie z czołówek
Politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej są zgodni: ani antyrządowy marsz w Warszawie, ani konwencja partii rządzącej do przełomu w kampanii wyborczej nie doprowadzą. W obu formacjach panuje przekonanie, że polityczna niedziela wzmocni tylko najsilniejszych graczy. Wiemy też, jakie plany na koniec kampanii mają PiS i KO. Emocji nie zabraknie.
02.10.2023 | aktual.: 02.10.2023 10:42
Mówi polityk PiS o własnej imprezie: - Pokazaliśmy to, w czym jesteśmy najlepsi: w organizacji. Nasza konwencja zrobiła wrażenie. Nie tylko na naszych działaczach i wyborcach, ale też na kolegach z konkurencji. Wiem, bo pisali mi w wiadomościach - przekonuje.
Tajemniczych gratulacji od opozycji nie pokazuje.
Mówi polityk PO: - Nie jest sztuką zwieźć partyjnych działaczy z rodzinami, nawet jeśli to 10 tys. osób. My mieliśmy marsz miliona, a oni spęd milionerów. Oni wpakowali miliony w tę imprezę, a my zmobilizowaliśmy setki tysięcy ludzi na ulicach. A właściwie ci ludzie sami się zmobilizowali. Oby nas ta fala niosła do wyborów.
"Superniedziela" nie zmieni kampanii
Formacja Jarosława Kaczyńskiego zorganizowała swoją konwencję - największą w historii partii - by podsumować przekaz i dać ostatni impuls działaczom i wyborcom. Wszystko po to, by zmobilizowali się na kluczowym odcinku kampanii.
- Jedziemy zaraz zasuwać po okręgach wyborczych - mówili nam uczestnicy imprezy w katowickim Spodku. I to się potwierdziło: po imprezie ruszyli w Polskę partyjnymi busami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z kolei politycy Koalicji Obywatelskiej, którzy w niedzielę przemierzali ulice Warszawy z tysiącami obywateli, przekonywali w rozmowach z WP, że nie musieli się specjalnie mobilizować: w terenie są i mają być cały czas. Ale to oni gonią wynik, wciąż w sondażach nie wyprzedzili partii Jarosława Kaczyńskiego.
- Chcemy przede wszystkim dać impuls obywatelom. Pokazać, że jest nas wielu, że można pisowców wysłać do diabła. Liczymy, że te 10-14 proc. niezdecydowanych wyborców przechyli się na naszą stronę - przyznaje polityk z władz PO.
Polityczna "superniedziela" nie zmieni jednak dynamiki kampanii wyborczej. Przyznają to nasi rozmówcy z obu stron barykady. Ten dzień ugruntował najsilniejszych graczy na swoich pozycjach (choć otworzył również pole do popisu dla Lewicy, której liderzy mieli bardzo dobre wystąpienia na marszu). I wskazał, czego możemy spodziewać w ciągu dwóch tygodni przed wyborami.
Politycy PiS: zależało nam na Polsacie i TVP Info
W wystąpieniach liderów PiS - Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego, Elżbiety Witek - nie padło nic nowego: żadne nowe obietnice, nowe pomysły. To było streszczenie tego wszystkiego, o czym PiS mówi od miesięcy: straszenie Tuskiem, przestrzeganie przed powrotem rządów PO-PSL, chwalenie się prospołeczną polityką.
I w PiS mają na to wyjaśnienie. - Ogrom wyborców, nawet 70 procent, zaczyna się interesować polityką dopiero teraz. Może włączyli w niedzielę telewizory, bo dowiedzieli się o tym, że "coś się dzieje". I zobaczyli nas, to, co mamy do powiedzenia. Przekaz był ustalony kierunkowo: i do naszych wyborców, i do niezdecydowanych - opowiada jeden z współtwórców kampanii PiS.
Działacz obecny na konwencji mówi tak: - Pokazywaliśmy sobie zrzuty ekranów na telefonach i patrzyliśmy, która telewizja co pokazuje. Nasza konwencja leciała na żywo w dwóch telewizjach, czyli w TVP Info i Polsacie. A marsz leciał na TVN24. Nam szczególnie zależało na Polsacie, nie zależy nam na TVN.
Nasz rozmówca przekonuje, że to m.in. wśród odbiorców Polsatu właśnie partia chce szukać wyborców niezdecydowanych. - Tę stację oglądają najmniej zacietrzewieni i zaangażowani ludzie. To do nich trzeba docierać - mówili nam wielokrotnie w ostatnich miesiącach politycy partii rządzącej.
Choć trzeba dodać, że widzowie telewizji Polsat wystąpienia Donalda Tuska widzieli - zarówno na początku, jak i na końcu "Marszu Miliona Serc".
Uczestnik marszu KO mówi: - Zdjęcia z naszego marszu poszły w świat. To naprawdę wielka sprawa. A co pokazało PiS? Że ma fajne światełka i dużą scenę? I że jedynym ich pomysłem jest walenie w Tuska?
Antytuskowa narracja sposobem PiS na wygraną
Tak też zaiste było. Każdy z występujących na scenie - europoseł Dominik Tarczyński, marszałek Elżbieta Witek, minister Paweł Wdówik, Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński - w większości mówił o przewodniczącym Platformy. To był główny punkt odniesienia dla liderów PiS. Tusk to, Tusk tamto, Tusk to zło, Tusk to Niemiec - mniej więcej taki przekaz płynął ze sceny w katowickim Spodku.
W hali na 10 tys. osób dało się zauważyć na początku entuzjazm i energię, działacze byli zachwyceni rozmiarem konwencji. Ale z każdą godziną - a impreza trwała ponad cztery - tego entuzjazmu gdzieniegdzie zaczynało brakować.
Jedną z chwytliwych rzeczy, które powiedział Jarosław Kaczyński było to, że nadchodzące wybory są przeciwko "systemowi Tuska". To wokół tego stwierdzenia zbudowane było całe wystąpienie prezesa. Niektórzy politycy z opozycji żartowali, że gdyby nie Tusk, na konwencji PiS byłaby cisza. Bo "rządzący nie mieliby o czym mówić".
W przekaz ten wpisywał się premier Mateusz Morawiecki, który wyciągnął "teczkę", mającą być "oskarżeniem" rządów lidera PO. Szef rządu stwierdził też, że te wybory będą rzekomo nierówne, bo PiS jest - w porównaniu do opozycji - w... gorszej sytuacji. Nie wspomniał przy tym o wielkim wsparciu dla swojej partii ze strony spółek skarbu państwa, NBP, Orlenu, telewizji państwowej itd., narzekał za to na nierównowagę medialną.
W tym samym czasie wystąpienie Morawieckiego w całości transmitowały na żywo dwie kluczowe dla PiS telewizje: TVP Info i Polsat (ta druga transmitowała także oba przemówienia lidera PO). Stacja TVN odtworzyła potem występ zarówno premiera, jak i prezesa PiS.
PiS nie rezygnuje z tematu migracji
Jaki pomysł ma PiS po politycznej "superniedzieli"? W pierwszej kolejności: jechać w Polskę, słać przesłanie z konwencji w media społecznościowe, zaostrzać przekaz w TVP Info i dezawuować "Marsz Miliona Serc".
Jak wiemy, z koalicji rządzącej poszła dyspozycja do mediów związanych z PiS, by przekazywać dalej zdjęcia pokazujące mniejsze niż realnie tłumy na ulicach Warszawy.
Czołowi sztabowcy PiS na Twitterze (z szefem kampanii PiS Joachimem Brudzińskim na czele) starali się wyśmiać frekwencję na wydarzeniu organizowanym przez Koalicję Obywatelską. Prezes Jarosław Kaczyński powiedział nawet na konwencji, że na "Marszu Miliona Serc" było… 60 tys. osób. Warszawski ratusz - a za nim Donald Tusk - przekonuje, że był to milion. Słowem: każda ze stron wykorzystuje liczby, by wzmocnić swój przekaz.
Z pewnością Donald Tusk mocno podniósł poprzeczkę, zapowiadając tak dużą liczbę uczestników. Niemniej politycy KO są z marszu zadowoleni. Nieśmiało jedynie wspominają, że "zawsze mogło być więcej". Ale najczęściej wysyłaną na nasze pytanie "jak wrażenia?" odpowiedzią było: "mega!". Albo: "petarda!".
- Atmosfera jak 4 czerwca, ale ludzi znacznie więcej - przekonywał nas jeden z wiceprzewodniczących Platformy.
PiS z kolei przed konwencją zaniżało oczekiwania - by pokazać wizualny efekt "wow". Nowych treści i zapowiedzi programowych na tym wydarzeniu nie było.
Rządzący będą trzymać się do wyborów swojego przekazu: ma być twardo i brutalnie, bez odpuszczania przeciwnikowi (czyli tak, jak zapowiadaliśmy w WP). Według naszych informacji sprawa migracji będzie dominującym tematem PiS w nadchodzącym tygodniu - zwłaszcza że 3 października w Parlamencie Europejskim odbędzie się debata ws. tzw. afery wizowej.
- Damy temu silny odpór, obnażymy całą ich hipokryzję - mówi nam polityk PiS, odnosząc się zarówno do Brukseli, jak i polskiej opozycji.
Premier Mateusz Morawiecki na temat polityki migracyjnej UE chce rozmawiać w przyszłym tygodniu z unijnymi liderami. - Dajemy Polakom prosty wybór: albo Tusk i zalew migrantów, albo bezpieczna Polska. Taka będzie stawka tej kampanii - mówi sztabowiec PiS. KO zamierza kontrować ten przekaz.
Zobacz także
Zdominować sieć, przypominać o rządach Tuska
Rządzący na tym jednak nie poprzestają. Cała partia ma za zadanie przekonywać przez dwa tygodnie - na każdym spotkaniu, w każdym wystąpieniu medialnym, we wpisach w mediach społecznościowych - że powrót Tuska do władzy to powrót biedy, bezrobocia, niskich emerytur, "zwijania Polski".
- Donald się nie zmienił. I będziemy o tym przypominać przy każdej okazji - słyszymy w PiS.
Sztab jest też zresztą przekonany, że cel, jeśli chodzi o ofensywę w sieci, już został osiągnięty w niedzielę. - Zdominowaliśmy media społecznościowe. Nasze spoty i posty miały milionowe zasięgi. KO pod tym względem pokazała klapę po całości - twierdzi rozmówca z obozu władzy.
Tyle że to subiektywna narracja rządzących. Portal analityczny "Polityka w sieci" podał, że "Marsz Miliona Serc" wygenerował w niespełna dobę 300-milionowy zasięg, co ma być nowym rekordem zasięgu dla wydarzenia politycznego. "Z perspektywy danych jest to największy event polityczny w historii polskich politycznych internetów" - czytamy.
Polityk PiS zdradza: - Chcieliśmy przykryć marsz Tuska naszą "czasówką". Wszystko było zaplanowane na wiele godzin - tak, by nie dać przestrzeni opozycji. Dlatego to się wszystko, być może, zbyt długo ciągnęło. Ale na końcu okazało się dobrym pomysłem.
Tuż po konwencji politycy PiS rozjechali się po kraju. To też był pomysł sztabu: pokazać, że partia nie tylko urządza imprezy w zamkniętej sali, ale jest otwarta na ludzi. I chce "gryźć trawę" w terenie. To pomysł znany z poprzednich kampanii.
KO też nie będzie próżnować. Największa formacja opozycyjna planuje dużą ofensywę w internecie i zmasowaną kampanię w terenie. Nasi rozmówcy zapowiadają też "niespodzianki".
Pewne jest jedno: emocji na ostatnim odcinku kampanii nie zabraknie.
Zobacz także
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl