Tym razem Trump nie dał się kompletnie ograć. Brak umowy lepszy niż zła umowa
W Hanoi Donald Trump umizgiwał się do Kima, umocnił jego prestiż i uniewinnił go za śmierć zakatowanego w Korei Amerykanina. Ale przynajmniej nie dał się ograć całkowicie. W pewnym sensie jest to sukces.
Doszukiwać się sukcesu w szczycie, który nie przyniósł żadnych konkretnych rezultatów, był w gruncie rzeczy niepotrzebny i dał morderczemu dyktatorowi kolejne punkty propagandowe może wydawać się trudnym zadaniem. A jednak w zerwanym szczycie w Hanoi jest przynajmniej jeden pozytyw: mogło być gorzej.
Jak zdradził Trump na konferencji prasowej, porozumienia nie było, bo żądania Kim Dzong Una były zbyt wysokie: chciał całkowitego zniesienia sankcji za rozmontowanie tylko jednego elementu swojego programu atomowego - ośrodka wzbogacania uranu w Jongbjon. Nietknięty pozostałby cały dotychczasowy arsenał atomowy, a także - jak ujawnił Trump - drugi ośrodek, o którym dotąd oficjalnie nie było wiadomo.
To, że amerykański prezydent nie przystał na te żądania i zerwał rozmowy to niewątpliwie znak, że Trump potrafi podejmować racjonalne i trudne decyzje. Tym bardziej, że dobrze widać, że bardzo zależy mu na dobicia jakiegoś targu. Zainwestował i zaryzykował wiele w organizację szczytu i w budowanie relacji z Kimem. Wiadomo też, że bardzo chciałby dostać pokojowego Nobla. Już w zeszłym rokupoprosił japońskiego premiera, by zgłosił go do nagrody (co ten uczynił). Odejście od stołu nie mogło być więc łatwe, zwłaszcza, że - jak stwierdził Amerykanin - papiery były już gotowe do podpisania.
Brak porozumienia jest lepszy niż złe porozumienie. Pozytywny jest też fakt, że - jak się wydaje - zerwanie szczytu nie oznacza powrotu do otwartej konfrontacji i porównywania rozmiarów swoich guzików atomowych.
Przeczytaj również: Trump w Hanoi: Czasem warto odejść od stołu
Żenujące komplementy
Oczywiście nie znaczy to, że drugi szczyt Kim-Trump był dobrym pomysłem. Zwykle w dyplomacji porozumienia wypracowywane i przygotowane są przed spotkaniami na szczycie. Organizacja spotkania bez tego nie miała większego sensu. Tym bardziej, że po raz kolejny zyskał na nim głównie koreański dyktator, który utwierdził swój status jako równorzędny partner do rozmów i de facto lider mocarstwa nuklearnego.
Z czysto ludzkiego punktu widzenia obrzydliwe były lizusowskie komplementy Trumpa wygłaszane pod adresem Kima. Mówił o nim, że jest świetnym gościem, że bardzo go lubi, że będzie fantastycznym liderem. Mówił to o człowieku, który sprawuje nadzór nad gigantycznym gułagiem i zabił własnego brata i wujka.
Szczególnie bulwersujący był fakt, że amerykański prezydent oczyścił go z winy za śmierć amerykańskiego więźnia Otto Warmbiera, którego Koreańczycy zwrócili Ameryce w fatalnym stanie. Trump stwierdził, że w pełni wierzy wyjaśnieniom Kima, że nie wiedział o złym traktowaniu Warmbiera. Jak powiedział, w końcu Korea Północna to wielki kraj, gdzie mieszka wielu ludzi, a warunki w więzieniach są trudne, więc Kim nie może mieć pełnej wiedzy na temat wszystkich więźniów. Nawet Trump nie jest chyba na tyle głupi, by rzeczywiście w to wierzyć. Ale do jego umizgów w stronę rozmaitych watażków zdążdyliśmy się przyzwyczaić.
Kim nie zrezygnuje z broni
Niebezpieczne w długiej perspektywie może być też podtrzymywanie iluzji, że Korea Północna całkowicie zrezygnuje ze swojej broni atomowej. Kim byłby idiotą, gdyby pozbawił się swojego asa w rękawie, a na dodatek zaufał człowiekowi, którego najbliższy współpracownik właśnie określił mianem "hochsztaplera i oszusta" i który jednostronnie zerwał negocjowane przez lata porozumienie nuklearne z Iranem. Budowanie nierealistycznych oczekiwań może doprowadzić do wielkiego zawodu, kiedy Trump nie będzie mógł już udawać, że Kim negocjuje w dobrej wierze.
Póki do tego jeszcze nie doszło, należy jednak docenić to, co jest. Nad światem nie wisi już widmo katastroficznej wojny, dialog USA z Koreą Północną będzie kontynuowany. W czasie, kiedy dwa inne mocarstwa atomowe właśnie zaczęły się bombardować, to dość dobra wiadomość.
Przeczytaj również: Napięcia w Kaszmirze. Przekroczona nuklearna czerwona linia
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl