Tym razem bez kar dla posłanek PO. Nie dostaną po kieszeniach za kolejny blamaż opozycji w Sejmie
Szef klubu parlamentarnego PO Borys Budka tym razem nie ukarze finansowo posłanek, które nie zachowały się na sali głosowań w Sejmie zgodnie z partyjnymi wytycznymi – ustaliła WP. To przez dwie posłanki klubu PO największa partia opozycyjna zaliczyła kolejną wpadkę w ciągu zaledwie miesiąca. Wyborcy opozycji są wściekli, dziennikarze załamują ręce. Na PO wylała się fala krytyki, a PiS ze swoich przeciwników kpi w najlepsze.
– Borys musi wziąć naszych posłów za mordę – tak o Budce, od kilkunastu tygodni szefie klubu parlamentarnego PO, mówi jeden z jego kolegów w Sejmie. Wedle naszych informacji Budka - który jest faworytem w wyborach na szefa PO - zwołał już posiedzenie klubu, na którym przestrzegał posłów i posłanki, że nie ma możliwości, by kogoś nie było na następnym posiedzeniu Sejmu, gdy ten – po poprawkach Senatu – zajmować się będzie pisowską ustawą dyscyplinującą sędziów (tzw. "ustawą kagańcową").
– Za dużo tych blamażów w ostatnim czasie. Jeśli będzie trzeci, to klub się nie tylko skompromituje do końca, ale po prostu rozwali – twierdzi – choć nieco na wyrost – jeden z polityków PO.
Wszyscy jednak zgodnie przyznają: to nie wina Borysa Budki, że "w klubie są jednostki, które nie ogarniają" – jak ujmuje to jeden z naszych rozmówców.
Uderzenie po kieszeniach
Już w grudniu mieliśmy sytuację, gdy ponad 30 posłów PO, Lewicy i PSL z prozaicznych powodów po prostu... nie przyszło do Sejmu na głosowanie ws. porządku obrad dotyczących kluczowego projektu ustawy PiS o sędziach. Opozycja – a najbardziej PO – została zmieszana z błotem (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ).
Posłanki i posłowie PO dostali wtedy od szefa klubu po kieszeniach: wszyscy musieli zapłacić karę - po 1000 zł na głowę. Tak zdecydował Budka, z którego kpił nawet Grzegorz Schetyna, odchodzący szef PO (więcej TUTAJ).
Do wpadki doszło i tym razem.
Przypomnijmy: Sejm przyjął w czwartek przepisy, które przewidują rekompensatę w wysokości niemal dwóch miliardów złotych dla państwowej telewizji i państwowego radia za "utracone wpływy z opłat abonamentowych". Opozycja próbowała doprowadzić do odrzucenia projektu z powodu braku kworum (sprawdź naszą relację). Udałoby się, gdyby nie dwie posłanki Koalicji Obywatelskiej (Iwona Śledzińska-Katarasińska i Małgorzata Tracz), które ostatecznie... wzięły udział w głosowaniu. Jedna z nich tłumaczy, że "nie zachowała czujności" i przeprasza.
Wyjaśnijmy: zgodnie z artykułem 120 konstytucji "Sejm uchwala ustawy zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, chyba że Konstytucja przewiduje inną większość". Oznacza to, że do przyjęcia ustawy konieczny jest udział w głosowaniu co najmniej 230 posłów. Za ustawą głosowało 228 posłów - były to głosy posłów klubu PiS. Przeciwko nowelizacji oddano dwa głosy – posłanek Koalicji Obywatelskiej. Nikt nie wstrzymał się od głosu. Te dwa głosy przeciwne wystarczyły dla osiągnięcia wymaganego kworum i przyjęcia ustawy przez PiS.
Niektórzy wyborcy opozycji w mediach społecznościowych domagali się ponownego ukarania posłanek, a nawet złożenia przez nie mandatu posła. Ale nic takiego się nie stanie. Z klubu PO słyszymy, że żadnych kar – tym bardziej finansowych – nie będzie.
Nie zmienia to faktu, że sprawa zdenerwowała czołowych polityków opozycji. Senator PO Bogdan Zdrojewski przyznał, że nieudane zerwanie kworum jest "niewytłumaczalne, nie do zrozumienia, nie do zaakceptowania i niezbędne do wyjaśnienia".
A co na to sam Borys Budka? – Tutaj zabrakło refleksu dwóm osobom i to osobom, które siedzą bezpośrednio z przodu, widzą, jaka jest sytuacja. To nie jest kwestia dyscypliny. Dyscyplina jest wtedy, kiedy kogoś zabraknie na sali, dlatego, że np. nie przyszedł. Natomiast tutaj to ewidentna wpadka – przyznaje szef klubu PO.
Konsekwencji jednak nie wyciągnie. Dziś mobilizuje swoich posłów, żeby do żadnego blamażu na kolejnym posiedzeniu Sejmu nie doszło.