Burmistrz z Polski z posłem Romanowskim na piwie w Budapeszcie. "Mam delegację"
Kiedy burmistrz podlubelskiej Izbicy pojawił się na zdjęciach na piwie ze ściganym listem gończym posłem Marcinem Romanowskim, mieszkańcy zaczęli dopytywać, kto zapłacił za jego wyjazd. Jak dowiaduje się WP, koszty przejazdu do Budapesztu pokrył Urząd Miejski. Delegację zaakceptował burmistrzowi przewodniczący Rady Miejskiej.
Burmistrz Izbicy Jerzy Lewczuk wybrał się w czterodniową delegację międzynarodową. Z małego miasteczka na Lubelszczyźnie wyruszył pod koniec sierpnia do Budapesztu. Na swoim profilu w mediach społecznościowych wizytą się jednak nie pochwalił, choć prowadzi go bardzo aktywnie. Informacji o oficjalnej delegacji burmistrza Lewczuka nie było także na stronie miasta Izbica, a nawet w mediach społecznościowych gminy.
Burmistrza "wsypał" dopiero poszukiwany przez Prokuraturę Krajową listem gończym poseł Marcin Romanowski, który od 19 grudnia ub. roku ma azyl polityczny na Węgrzech. Prokuratura zarzuca politykowi PIS kilkanaście przestępstw w związku z nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości.
Poseł-uciekinier umieścił relację z delegacji burmistrza Izbicy na swoim profilu na Facebooku. Na trzech zdjęciach widzimy obu polityków pochylonych nad jakimiś kartkami. Na kolejnych dwóch już w mniej formalnej sytuacji: najpierw panowie pozują z punktu widokowego na Wzgórzu Gellerta, w tle widać malowniczą dolinę Dunaju. Ostatnie zdjęcie przedstawia Marcina Romanowskiego i Jerzego Lewczuka z kuflami piwa w dłoniach. Jest już po zmroku, ale w tle widać podświetlony budynek węgierskiego parlamentu.
"Ja bym nigdy tak nie powiedziała". Reakcja na głośne słowa Grabca
"Z Jerzym Lewczukiem, burmistrzem Izbicy - rozmowy o sprawach regionu, planowanie interpelacji poselskich, a także chwila wytchnienia i zwiedzanie Budapesztu by night i w blasku popołudniowego słońca" - podsumował spotkanie Marcin Romanowski.
Jerzy Lewczuk: Jako burmistrz pojechałem
Kiedy o wizycie burmistrza Izbicy w Budapeszcie napisał lokalny tygodnik Super Tydzień Chełmski, wśród mieszkańców pojawiły się pytania o to, kto pokrył koszty wyjazdu samorządowca. "Jak jako osoba prywatna i za swoje, to nawet niech na Białoruś jedzie" - skomentował jeden z mieszkańców.
Okazuje się jednak, że burmistrz pojechał nie za prywatne. Jak ustaliła Wirtualna Polska, burmistrz wypisał delegację, zaakceptował ją przewodniczący Rady Miejskiej i gmina zwróciła mu koszty paliwa. Jerzy Lewczuk w rozmowie z WP przyznał, że chodzi o 560 złotych.
Kiedy pytamy, dlaczego na tego typu wyjazd burmistrz wziął służbową delegację, samorządowiec się dziwi.
- Jak to czemu? Ja jako burmistrz pojechałem, a nie jako sołtys - odpowiada. - To jest poseł naszej ziemi przecież, stąd startował. Omawialiśmy sprawy regionu i samorządu między innymi. Żeby może powrócić do województw tych, co były, to mnie interesuje - wskazuje jeden z tematów rozmów.
Izbica do 1998 roku była w województwie zamojskim, teraz jest w województwie lubelskim, ale nigdzie nie słychać o planach powrotu do dawnego podziału regionów.
Dopytujemy, co konkretnie ustalali politycy. - Co mogłem z nim załatwić, uzgodnienia jakieś - ucina Lewczuk.
Po chwili dodaje, że Budapeszt był dla niego dobrym przykładem miejskich rozwiązań architektonicznych. - Pięknie uchwycone są pomniki pamięci i mi się to marzy, żeby coś takiego zaprojektować. Albo plac zabaw, czy wybieg dla piesków. A my się tak boimy wszystkiego takiego, żeby coś zrobić w przestrzeni. Będę szukał środków, będę coś próbował robić - zapowiada Jerzy Lewczuk.
Pytamy również o zdjęcie z kuflami piwa i czy cały wyjazd nie był przypadkiem wypadem turystycznym. Burmistrz tak odpowiada:
- To i tutaj chodzę na piwo, jak po pracy jestem. Jestem zwykłym śmiertelnikiem. Piwo było bezalkoholowe przede wszystkim - zastrzega Jerzy Lewczuk. - To nie był turystyczny wyjazd, bo mam delegację służbową. Jakby mi mieszkańcy nie ufali, to by mnie nie wybrali po raz kolejny na trzecią już kadencję - dodaje.
Burmistrz przekonuje, że delegacja, jaką wypełnił, dotyczyła tylko kosztów zakupu paliwa. - Na nocleg to byłem kwaterowany u pana posła. Przecież on ma tam mieszkanie. Obiad, nie obiad, wszystko on fundował - dodaje Jerzy Lewczuk.
Delegacji burmistrz nie mógł zaakceptować sobie sam. Każdy taki wyjazd jest akceptowany przez przewodniczącego Rady Miejskiej.
- Przewodniczący nie miał żadnych wątpliwości, bo to jest prawy człowiek, tak samo jak ja jestem prawy - zapewnia Lewczuk.
I rzeczywiście przewodniczący Janusz Dusznik (w wyborach startował z komitetu Jerzego Lewczuka) wątpliwości nie miał.
- Burmistrz pojechał, bo miał taką potrzebę. Pan minister nam pomagał, myślę, że nie mogliśmy zostawić pana ministra w takim trudnym okresie. Tym bardziej, że to był nasz przyjaciel. On nam nie szkodził, wręcz pomagał w różnych sprawach. Nie wydaje mi się, żebyśmy za takie małe pieniądze zrobili jakiś nietakt. Myślę, że inni wydają na takie rzeczy bardziej niepotrzebne i to dużo większe pieniądze - komentuje Jerzy Dusznik w rozmowie z WP.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl