Ekologia. Tykające bomby na dnie Bałtyku. Co spoczywa w Zatoce Gdańskiej?
Wraki okrętów, amunicja i broń chemiczna. To wszystko leży na dnie Morza Bałtyckiego i może doprowadzić do katastrofy ekologicznej. Przez dziesięciolecia od zakończenia II wojny światowej nie było systemowych działań, które zmniejszyłyby zagrożenie. Zapowiedziała je niedawno Komisja Europejska. Czy przyniosą skutek?
Choć od II wojny światowej minęło już ponad 70 lat, to na dnie Morza Bałtyckiego wciąż spoczywa wiele pozostałości z tego okresu. To wraki statków, w których zalega paliwo ropopochodne i broń chemiczna.
Sprawę bardzo obszernie opisuje raport Najwyższej Izby Kontroli z wiosny 2020 roku. Mowa w nim m.in. wrakach statków Stuttgart i Franken z okresu II wojny światowej, które stanowią największe zagrożenie. Z pierwszego ulatnia się paliwo, a drugi może się zapaść i wywołać katastrofę ekologiczną.
"Sieci widmo" na dnie Bałtyku. Nagranie z odkrycia i wielkiej akcji polskich nurków
Oprócz tego w rejonie dna Głębi Gdańskiej może spoczywać co najmniej kilkadziesiąt ton amunicji i bojowych środków trujących, w tym jeden z najgroźniejszych - iperyt siarkowy. Jak przypomina NIK, od wojny już kilkakrotnie doszło do poparzenia nim rybaków i plażowiczów.
Tysiące ton paliw
Wbrew pozorom problem z biegiem czasu nie zanika, tylko nabrzmiewa. Korozja wraków, pojemników, beczek z bronią i amunicją oraz rosnąca eksploatacja Morza Bałtyckiego powodują wzrost ryzyka przedostawania się szkodliwych substancji do wód, dna morskiego oraz żywych organizmów.
W przypadku jednostki Franken mowa nawet o 6 000 ton paliw. To znacznie więcej niż jest w stanie zebrać Morska Służba Poszukiwania i Ratownictwa. W przypadku okrętu Stuttgart mowa o zaolejeniu powierzchni ok. 415 000 m2. Zasięg zakażenia dna powiększa się. W 2009 mazut spowodował tam lokalną katastrofę ekologiczną.
Po II wojnie światowej wojska alianckie zadecydowały o zatopieniu w Bałtyku dużych ilości broni chemicznej znalezionej na terenach niemieckich. Zrobiono to na wodach należących do Niemiec i Danii. Broń chemiczną znaleziono też później w Głębi Gdańskiej i Rynnie Słupskiej oraz na plażach Pomorza Zachodniego.
Kontrola NIK. Krytyka ministrów
Najwyższa Izba Kontroli badała sprawę w latach 2016-2019. Stwierdziła ona, że "administracja morska i administracja ochrony środowiska wzajemnie obarczają się odpowiedzialnością za przeciwdziałanie tym zagrożeniom, nie uznając swoich kompetencji". Ówcześni ministrowie gospodarki morskiej oraz środowiska zostali ocenieni negatywnie.
Kontrola wykazała, że administracja morska nie dokonała inwentaryzacji dna, pomimo upływu ponad 70 lat. Nie opracowano metodyki i techniki szacowania ryzyka związanego ze skażeniem środowiska morskiego ani nie podejmowano działań na rzecz niwelowania zagrożeń z wraków Stuttgart i Franken.
T/S Franken w Zatoce Gdańskiej. Setki ton rakotwórczych toksyn 12 km od Helu.
NIK wystąpił do premiera oraz ówczesnych ministrów klimatu, środowiska i gospodarki morskiej m.in. o monitorowanie dna morskiego, przeprowadzenie kompleksowej identyfikacji zagrożeń oraz usunięcie zagrożenia płynącego z wraków statków Franken i Stuttgart.
Ostatni przypadek kilkadziesiąt lat temu
Urząd Morski w Gdyni podkreśla, że problem broni chemicznej na dnie Bałtyku ma charakter międzynarodowy. Magdalena Kierzkowska, rzeczniczka urzędu, mówi nam, że od publikacji raportu NIK nie wyławiano chemikaliów z dna morza ani nie odnotowano uwolnienia się niebezpiecznych substancji z wraków.
- Ponadto, w trakcie prowadzonych prac sondażowych oraz realizowanych inwestycji nie stwierdzono przypadków identyfikacji obiektów, mogących świadczyć o obecności na dnie broni chemicznej. Ostatni odnotowany przypadek to lata 50. na środkowym wybrzeżu - powiedziała nam Magdalena Kierzkowska.
Pod koniec września zeszłego roku premier powołał Międzyresortowy Zespół do spraw zagrożeń wynikających z zalegających w obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej.
- Otrzymał zadanie kompleksowej oceny zagrożeń i wypracowania stosownych rekomendacji co do dalszego toku postępowania. Na polskich obszarach morskich nie ma oficjalnych miejsc zatopienia amunicji chemicznej, natomiast mogą pojawić się przypadkowe incydenty, związanie z ich wyłowieniem - poinformowała Magdalena Kierzkowska.
Komisja Europejska rozpoczęła badania
W lutym tego roku europosłanka PiS Anna Fotyga skierowała interpelację do Komisji Europejskiej, w której pyta o zagrożenie ekologiczne z wraków na dnie morskim. Pod pismem podpisali się też inni europosłowie w tym m.in. Magdalena Adamowicz z KO.
Anna Fotyga zapytała o działania, które może podjąć KE, by zmniejszyć zagrożenie katastrofy ekologicznej. Odpowiedź nadeszła po dwóch miesiącach.
Komisarz Virginijus Sinkevičius poinformował, że KE rozpoczęła w tym roku badanie dot. monitoringu zatopionej amunicji oraz systematycznego usuwania zagrożenia z dna morza.
W ramach badań mają zostać określone i ocenione najlepsze działania na rzecz usuwania zatopionej amunicji zagrażającej środowisku morskiemu.
W maju, podczas spotkania Komitetu Regionów, o działania apelował Mieczysław Struk - marszałek województwa pomorskiego.
- Możemy wspólnie apelować o ponadnarodową współpracę zespołów regionalnych. Ważny jest też wspólny lobbing na rzecz utworzenia nowego europejskiego funduszu - mówił Mieczysław Struk.