Twórca "Red is Bad": Nie popełniłem przestępstwa
- Nie mam żadnych prywatnych kontaktów z Mateuszem Morawieckim i Andrzejem Dudą - zarzeka się Paweł Szopa, twórca marki "Red is Bad". Przekonuje, że na pomysł ściągania agregatów prądotwórczych dla Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych wpadł sam, a wcześniej z innymi biznesowymi pomysłami odzywał się do innych instytucji. W rozmowie z WP tłumaczy się z gigantycznych kontraktów dla RARS oraz KPRM.
Paweł Szopa, twórca powstałej w 2012 roku marki odzieży patriotycznej "Red is Bad", miał zawrzeć swoisty sojusz z rządem Prawa i Sprawiedliwości - napisał w poniedziałek Onet. Portal powoływał się na ustalenia funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego prowadzących akcję "Walet". Z publikacji wynika, że w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych miał powstać mechanizm pozwalający na wyprowadzanie pieniędzy poprzez umowy zawierane z Pawłem Szopą. Portal wyliczył, że do spółek biznesmena - tylko z samej RARS - miało popłynąć ponad pół miliarda złotych. Szopa uważa, że nie popełnił żadnego przestępstwa i zapowiada pozwy. Reprezentuje go m.in. kancelaria mec. Jacka Dubois.
Paweł Figurski, Wirtualna Polska: Umówiliśmy się na spotkanie w Krakowie, pan jednak nie dotarł i rozmawiamy telefonicznie. Czy na pewno jest pan w Polsce?
Paweł Szopa, twórca marki "Red is Bad": Jestem w Polsce cały czas, mieszkam na stałe w Warszawie. Aktualnie wyjechałem na urlop w góry, jestem pod Wrocławiem i nie zdążyłem na pociąg, aby spotkać się osobiście.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie wybiera się pan do Hiszpanii?
Nie, panie redaktorze, nie wybieram się do Hiszpanii, nie mam tam żadnej nieruchomości, ani nie jestem w trakcie kupowania nieruchomości w Hiszpanii.
"Red is bad", ale "cash is good"?
Dodanie "cash is good" do nazwy marki, którą stworzyłem, ma być próbą obśmiania mnie?
Uważa pan, że to nieuprawniona próba?
Trudno mi się odnosić do nieprawdziwych zarzutów, które od wczoraj pojawiają się w przestrzeni publicznej po publikacji Onetu. Jestem przedsiębiorcą, który legalnie i uczciwie zarabia pieniądze od kilkunastu lat. Nie działam w biznesie od wczoraj. Każdy przedsiębiorca, który prowadzi działalność gospodarczą, dąży do tego, żeby zarabiać, a samo zarabianie nie jest niczym złym.
Przyglądając się pana działalności, z przykrością jednak stwierdziłem, że chyba mnie nie stać na bycie patriotą.
Dlaczego?
Po ile by mi pan sprzedał flagę Polski. Taką w wymiarach 112x70 cm?
Pan nawiązuje do przetargu rozpisanego przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów?
Tak. Kancelaria premiera Morawieckiego w 2022 roku kupiła od pana flagi o wymiarach 112x70 cm płacąc za nie 5 mln zł. Wychodziło 121 zł za sztukę. W pana sklepie większe flagi, o wymiarach 150x90 cm, kosztowały w tym czasie 71 zł.
To jest nieprawda, cena jednostkowa to było 100 zł za sztukę, a flag było równo 50 tysięcy. Proszę pamiętać, że w tym postępowaniu przetargowym dochodziła również wysyłka aż do 41 tysięcy sołectw w całej Polsce. A dodatkowo 9 tysięcy flag trafiło też do KPRM.
I w tej sprawie w komunikacji medialnej było mnóstwo przekłamań. Zarzucano mi, że flagi, które były w przetargu, sprzedawałem w sklepie internetowym wielokrotnie taniej. Tylko że flagi, które były w sklepie były zupełnie inne, niż te w przetargu.
Te w sklepie były w pudełkach jednorazowych, które po prostu się otwiera i wyrzuca. Sama flaga nie była taką samą flagą, którą dostarczyłem KPRM. Ta w sklepie była, nazwę to tak, budżetowa. Zrobiona z cienkiego materiału o innych właściwościach. To tak jakby porównywać dwa różne produkty.
Sprawdzam gramaturę. I w sklepie internetowym i w przetargu ta sama. 120 g/m kw.
To były dwa kompletnie różne produkty. Materiał był zupełnie inny. Gros ceny tego produktu stanowiło pudełko, bardzo drogie. Nie jednorazowe, ale takie, na którym można było tę flagę wyeksponować.
W jakich okolicznościach poznał pan premiera Mateusza Morawickiego i prezydenta Andrzeja Dudę?
Chce pan powiedzieć, że wasza znajomość zamykała się w tym, że premier i prezydent bywali w pana sklepie?
Tak, nie mamy żadnych prywatnych kontaktów i wszystkie polegały właśnie na tego typu spotkaniach.
W czasie pandemii prezydent Andrzej Duda zareklamował pana firmę i sklep.
O jakiej reklamie pan mówi?
O filmie opublikowanym przez Kancelarię Prezydenta z zakupów w pana sklepie. Andrzej Duda wita się ze sprzedawczynią, Andrzej Duda wybiera koszulkę, najazd kamery na logo firmy. Dlaczego akurat u pana?
Nie chcę dywagować, ale może to wynikało z tego, że robiliśmy w czasie pandemii wiele akcji w ramach firmy i fundacji "Red is Bad". Odwiedzaliśmy kombatantów Powstania Warszawskiego, przynosząc im obiady. Szyliśmy maseczki z biało-czerwonymi flagami, a z każdej maseczki 5 złotych przeznaczaliśmy na te obiady. Część pieniędzy szła na obiady dla ratowników medycznych Szpitala Bródnowskiego w Warszawie. Więc może te wizyty prezydenta i premiera były po prostu podziękowaniem za te akcje?
A może nie? To cytat z tekstu Onetu: "Za czasów PiS władze zawarły z twórcą marki odzieżowej 'Red is Bad', Pawłem Szopą, swoisty sojusz służący wyprowadzaniu publicznych pieniędzy na nieopisaną dotąd skalę". Chodzi o przelewy na pół miliarda złotych w ciągu trzech lat.
Kategorycznie zaprzeczam temu stwierdzeniu. Nie miałem żadnych sojuszów niepisanych czy pisanych z jakimkolwiek układem politycznym. Czy z PiS, czy z kimkolwiek innym. W tym całym ataku medialnym jest tyle przekłamań, że trudno aż sobie wyobrazić, że można tak to zrobić. Przerażający jest brak odpowiedzialności za nierzetelność.
Nie znajdzie się dowodów na przestępstwa? Co z agregatami prądotwórczymi dla Ukrainy? Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych zapłaciła panu 351 mln zł, pan kupił je w Chinach za 69 mln zł, czyli 282 mln zostają w pana kieszeni.
To jest informacja nieprawdziwa. Moja marża nie oscylowała absolutnie na takim poziomie. Absolutnie nie uzyskałem takiego dochodu.
To jaki pan uzyskał?
Moją marżę kalkulowałem na poziomie około 20 proc. przy założeniu ryzyka kursowego. Dodam, że na przykład rząd włoski kupował takie same agregaty w tym samym czasie za cenę ponad trzykrotnie wyższą. Poza tym cała transakcja to nie jest tylko sprzedaż agregatów, to również szereg innych czynności wokół tego.
Przykład. Pierwszy rok gwarancji na agregaty zapewniał producenta. Drugi rok jest już gwarantowany na mój koszt. Jeżeli wyjdą usterki czy awarie, naprawę pokrywam z własnej kieszeni. Przeglądy gwarancyjne również są po mojej stronie i na mój koszt.
Pamiętajmy, że mówimy o czasie wojny. To był ten moment, kiedy Rosjanie zablokowali dostawy surowców energetycznych do Europy, między innymi właśnie na Ukrainę. Problemy energetyczne, które wtedy się zaczęły, spowodowały dużą panikę na rynkach międzynarodowych, jeśli chodzi o dostępność wielu produktów.
W czasach, kiedy tych rzeczy brakowało, dostarczyłem na czas zamówiony sprzęt do Polski na miejsce wskazane przez RARS. Ponad 3 tysiące agregatów. Pamiętajmy, że zakup materiałów został sfinansowany przez Komisję Europejską, a ta, jako główny podmiot finansujący zakup agregatów decyduje, gdzie wysłać je z magazynów RARS.
Wszystko też było obarczone ryzykiem. Pierwszy transport realizowałem koleją z Chin, przez Rosję i Białoruś do Polski. I Rosjanie zablokowali część moich towarów. Stały tam trzy tygodnie i tylko cudem dotarły do kraju. Zapadła decyzja o zmianie sposobu transportu, w dużej mierze na lotniczy. To było 20 lotów czarterowych. Sam transport kilku tysięcy agregatów do Polski kosztował ponad 60 milionów złotych.
Dalej, kontrakt był zabezpieczony bardzo dużymi karami umownymi, ryzykowałem całym swoim majątkiem. Nie tylko tym firmy, ale też całym swoim prywatnym.
Ryzyko ostatecznie się opłaciło, bo jednak zarobił pan.
Kontrakt jest cały czas otwarty i trwa jego realizacja, tj. gwarancje, przeglądy, rozruchy i rękojmia. Musimy przyjąć, że zakładana marża firmy będzie oscylowała w granicach 55-68 mln złotych. Ostateczna będzie znana po zamknięciu kontraktu i rozliczeniu moich zobowiązań gwarancyjnych i serwisowych.
Jako młody człowiek zarobił pan miliony na stosunkowo bezpiecznym biznesie odzieżowym. Po co zatem było to ryzykowanie całym majątkiem dla sprowadzenia agregatów z Chin?
Dużo wcześniej, przed transportem agregatów, zajmowałem się innymi rzeczami, rozwijając się jako przedsiębiorca. Dzięki marce "Red is Bad" nawiązałem sporo kontaktów handlowych w Azji, z których korzystam do tej pory. Dywersyfikacja biznesowa jest czymś zupełnie normalnym.
Kto panu umożliwił kontakt z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych? Jak pan nawiązał tę współpracę?
Moja współpraca z RARS nie zaczęła się wcale od tych agregatów. Współpracowałem z agencją od ponad trzech lat. Jestem rzetelnym przedsiębiorcą, który zrealizował wiele kontraktów dla wielu firm, oczywiście zgodnie ze specyfikacją, zgodnie z całymi procedurami zakupowymi i zgodnie z warunkami rynkowymi, które w danym momencie były. Te kontrakty dotyczyły środków ochrony osobistej w pandemii, łóżek polowych, szycia pościeli, kołder, kocy, poduszek.
W warunkach pandemii brakowało wszelkich środków ochrony osobistej. A ja, mając dobre kontakty w Azji, miałem dostęp do bardzo konkurencyjnych cenowo, ale też i sprawdzonych, posiadających wszelkie certyfikaty, środków ochrony osobistej. Po prostu importowałem to wszystko do Polski i sprzedawałem również na rynku prywatnym.
W tamtym czasie było mnóstwo oszustw. Ludzie sprowadzali jakieś rzeczy, potem się okazywało, że to do niczego się nie nadaje. Albo brali zaliczki i nagle znikali. Każda moja dostawa była rzetelna, a jakość produktów wysoka.
Nie jestem jakimś tam człowiekiem od respiratorów, który wziął zaliczki i zniknął gdzieś na końcu świata. Dlatego może ta sytuacja tak bardzo mnie dotyka.
Chcąc zwiększać swój obrót i biznesowo rozwijać, wysyłałem na ślepo oferty do wielu instytucji, także Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Pisałem, że jestem przedsiębiorcą, pokazywałem portfolio, mówiłem, że mam dostęp do takich i takich środków ochrony osobistej i jestem w stanie je dostarczyć.
Tych ofert wysyłałem naprawdę dużo. Szpitale, urzędy marszałkowskie, prywatne firmy, wszyscy tego potrzebowali. Realizowałem wiele zleceń także z rynku prywatnego.
Żebyśmy też nie dali się zwariować, ja nie byłem kimś, kto po prostu wchodził i nagle dostaje każdy kontrakt. To nie jest tak, że dostawałem wszystko na tacy, tylko po drodze wiele rzeczy też mi się nie udało.
Zaprzeczył pan w rozmowie z Onetem, że prowadził farmy internetowych trolli. Ale czy kiedykolwiek wspierał pan kampanię PiS, czy wpłacał na kampanię?
Nie wspierałem, nie wpłacałem żadnych pieniędzy. Nic takiego nie miało miejsca.
Czy z jakimkolwiek pomysłem biznesowym przyszedł do pana polityk lub przedstawiciel instytucji państwowej?
Nie, absolutnie. Opisałem, jak rozpoczęła się moja współpraca z RARS. Ja wiele lat nawiązywałem kontakty handlowe w Chinach, które teraz dają rezultaty. To też nie było tak, że w sprawie agregatów ja nagle musiałem jakąś zupełnie nową ścieżkę przecierać, że zupełnie od zera musiałem sprawdzać, researchować. Wszystko robiłem przez moich partnerów chińskich, których już znam od kilku lat, z którymi współpracujemy na różnych polach. Dziś jest taka potrzeba, to po prostu ludzie jadą do fabryk w Chinach i rozmawiamy i negocjujemy.
Zna pan Michała Kuczmierowskiego, byłego już prezesa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych? Od kiedy?
Znam ze względu na moją kilkuletnią współpracę z RARS, nie znałem się wcześniej prywatnie czy z jakiś stowarzyszeń i innych okoliczności.
Dorobił się pan na wojnie? Mateusz Wodziński, szerzej znany jako Exen, na wieść o pana biznesie z agregatami napisał na platformie X: "To ja w zimę dosłownie żebrałem po firmach i ludziach, dzięki czemu zawieźliśmy na front oprócz terenówek ponad 50 agregatów, kiedy ich najbardziej brakowało, a wystarczyło zgłosić się do jakiejś agencji i by przelali ze 100 baniek?!? Co za tuman ze mnie".
Widziałem ten wpis i zdjęcie sprzętu. To tak, jakby porównać rower do rakiety. Agregaty, które ja sprowadzałem to m.in. sprzęt ważący 12 ton o mocy nawet 800 kW. Moc tych agregatów jest na tyle duża, że jest pan w stanie zasilić szpital. To nie są takie agregaty działkowo-ogrodowe, do których można podłączyć lodówkę, gdy nie ma prądu. One są wielkości niemal kontenera morskiego. Do rozładunku moich agregatów musiałem wynajmować specjalistyczne dźwigi.
Doceniam to, co robi Exen i inni ludzie, ale oczernianie mnie, nie znając faktów, nie jest fair. To nie tak, że rano się obudziłem i stwierdziłem, że dzisiaj muszę zarobić na wojnie. Zanim zaczęła się moja współpraca dotycząca agregatów, też pomagałem Ukrainie. Po prostu sam z siebie, z moich własnych, prywatnych pieniędzy.
Robiliśmy w "Red is Bad" koszulki antyputinowskie, a cały zysk przekazywaliśmy na cele pomocowe do Ukrainy. Wspierałem dom dziecka pod Wrocławiem, do którego trafiły sieroty z ukraińskich domów dziecka.
Jeżeli na wszystko ma pan dokumenty, księgowo wszystko się zgadza, nie ma pan żadnych ukrytych związków z Prawem i Sprawiedliwością, rządem i prezydentem, to dlaczego w raporcie Centralnego Biura Antykorupcyjnego, który publikuje Onet, wynika, że jest pan współautorem - nazwę to kolokwialnie - niezłych przekrętów.
Mogę się z każdej złotówki, jaką zarobiłem przez te wszystkie lata, księgowo rozliczyć. Wszelkie służby, które mnie kontrolowały, które nadal mnie kontrolują, też mają do tych dokumentów dostęp. Ja nie mam nigdzie ukrytych pieniędzy. Wszystkie pieniądze, które zarobiłem, trzymałem w polskim banku na jednym koncie. Nie mam żadnych kont za granicą. Nie mam żadnych nieruchomości za granicą. Co mogę więcej powiedzieć?
Mam przed sobą dokument CBA, który ujawnił Onet. I ten obraz jest zupełnie inny.
Przeszedłem kontrolę OLAF-u, czyli Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych. I ta kontrola nie stwierdziła nic. Pamiętajmy o procedurze zakupowej. Ta była absolutnie robiona zgodnie z prawem, na co mam opinię kancelarii prawnej.
To nie jest tak, jak jest napisane w tej notatce CBA, że zamówienia były robione z pominięciem procedur, czy z wolnej ręki. Otóż nie. To wszystko było zgodne z prawem zamówień publicznych, zgodnie z ustawą. To było działanie zgodne z prawem i obowiązującymi przepisami.
Słynne stało się już stwierdzenie Marcina Horały z PiS, że jeżeli ktoś cokolwiek ukradł niezgodnie z procedurami, to oczywiście musi oddawać pieniądze. Tak jakby można było kraść zgodnie z procedurami.
Mówimy o jedynym sposobie robienia zamówień w tamtym czasie. W notatce CBA jest wiele nieprawidłowości, manipulacji. Tam jest fragment, że uzyskałem kontrakt na oczyszczacze wody na 100 milionów złotych. To jest nieprawda, nie otrzymałem nigdy takiego kontraktu.
Jestem uczciwym przedsiębiorcą, działam według zasad rynkowych. Proszę pamiętać, że Komisja Europejska przyznając rządowi grant na zakup tych agregatów, dała bardzo krótki termin realizacji. Więc trudno mi sobie wyobrazić, żeby rozpisywać postępowania, które miałyby trwać rok, bo ta pomoc po prostu była potrzebna natychmiast.
Gdzie ostatecznie trafiły pańskie agregaty?
Z posiadanych przeze mnie dokumentów i potwierdzeń wynika, że trafiły na Ukrainę.
Podkreślał pan kilkukrotnie, że jest uczciwym przedsiębiorcą, wszystko robił zgodnie z prawem, nie ukradł ani złotówki. To skąd działania CBA, skąd całe zamieszanie wokół Pawła Szopy?
Kontrole CBA u nas nie rozpoczęły się ani dzisiaj, ani wczoraj, ale trwają od zeszłego roku. I jeszcze za rządów PiS czytałem doniesienia medialne o wojnie między ministrami, panami Kamińskim i Wąsikiem a premierem Morawieckim, gdzie posługiwano się CBA.
Upewnię się. Mam rozumieć, że pana zdaniem działania CBA były wymierzone w RARS i w premiera Morawieckiego, który zlecił agencji rozdysponowanie środków z Unii Europejskiej na zakup pomocy dla Ukrainy? A pan dostał rykoszetem?
Tak. Ja to teraz tak odczytuję. Ja nie jestem jednak politykiem, a przedsiębiorcą. I najważniejsze co widzę, to kłamstwa w raporcie CBA.
Wróćmy do pana biznesów. Jeśli tak dobrze idą, to dlaczego zamyka pan część interesów, część zbywa, wypłaca gotówkę.
Przecież nie jest tak, że ja zniknąłem jako przedsiębiorca i zamknąłem wszystkie moje spółki, żeby uciec do Hiszpanii. Po pierwsze, żadnego majątku nie wyprzedawałem, to jest kompletna nieprawda. Zamykałem jedną spółkę, ale ma drugą, która normalnie działa. Zakres mojej osobistej odpowiedzialności całym majątkiem nie uległ zmianie. A co do wypłacania gotówki? Chyba każdy w tych czasach chciałby mieć jakąś gotówkę schowaną w skarpecie na czarną godzinę.
Milion złotych?
Przy skali majątku, który posiadałem, nie jest to czymś nadzwyczajnym. Nie wypłaciłem nagle stu procent majątku, nie spakowałem banknotów do walizki i nie uciekłem gdzieś samolotem. Dywersyfikacja majątkowa chyba nie jest niczym złym.
Przy wybieraniu gotówki towarzyszył panu nieumundurowany funkcjonariusz warszawskiej policji?
To jest mój wieloletni znajomy. Po prostu bałem się po te pieniądze jechać sam.
Przekonuje pan, że materiały CBA są zmanipulowane. Tym samym nieprawdy ma zawierać tekst opublikowany w Onecie. Co pan planuje teraz zrobić?
Kancelaria, która mnie reprezentuje, wyśle oczywiście sprostowania. Ale też będziemy wytaczać pozew o ochronę dóbr osobistych redaktorowi Jackowi Harłukowiczowi.
Reprezentuje pana mec. Jacek Dubois, który wspólnie z mec. Romanem Giertychem reprezentuje Tomasza Mraza, jednego z podejrzanych w sprawie dotyczącej Funduszu Sprawiedliwości.
Współpracuję z kilkoma kancelariami. Kancelaria mec. Dubois, z którą mam relację od ubiegłego roku, wydaje mi się bardzo kompetentna w wielu obszarach. Romana Giertycha osobiście nie znam.
Nie był pan szykowany jako drugi Tomasz Mraz, który sypie ws. ewentualnych nieprawidłowości w RARS?
Nie. Nie brałem udziału w żadnym przekręcie, nie byłem częścią układu. Realizowałem zamówienia zgodnie z procedurami.
Zaraz przed wyborami zamknął pan swoją fundację, która miała wypłacać emerytury żyjącym żołnierzom wyklętym oraz kombatantom II wojny światowej. Ile pan tych emerytur wypłacił i w jakiej kwocie?
Wypłacałem w ramach fundacji stałe przelewy dwóm kombatantom. Ale to nie wszystko. Opłacałem opiekunki, które przychodziły i opiekowały się kombatantami, kupowałem wózki inwalidzkie, aparaty słuchowe.
Był też remont łazienki u jednego podopiecznego w Lublinie. Jeżeli pan sobie życzy, to mogę wysłać dokumentację zdjęciową, bo to wszystko było przez lata archiwizowane. Nigdy nie szukałem jakiegoś rozgłosu, oprócz moich mediów społecznościowych.
Fundacja została zamknięta z dwóch przyczyn. Mam lat 39, zarabiałem pieniądze i poświęcałem się rozwojowi firmy, pracowałem po 12-14 godzin. Zrozumiałem to, że po prostu trzeba trochę spasować z tą robotą i zacząć zajmować się też rodziną.
A druga rzecz jest taka, że wszyscy kombatanci, z którymi się tak bardzo zżyłem, czyli Wacław Sikorski "Bocian" z Warszawy, major Bystrzycki z Lublina, Kordian z Warszawy, oni wszyscy po prostu zmarli w ciągu właściwie jednego roku.
Mówimy też o nagraniach, które mogą być dowodem na to, że był pan gotów dać 2,5 mln zł łapówki za przyspieszenie wyrejestrowania fundacji.
Nic takiego nie miało miejsca. Poza tym, gdyby to była prawda, to pewnie już byśmy nie rozmawiali. To jest jakiś absurd.
Przedstawia pan siebie jako patriotę, który pomaga, który rozwinął swój biznes w Polsce, zatrudnia Polaków. Mówił pan, że budując biznes na wartościach patriotycznych dużo łatwiej osiągnąć sukces niż wtedy, kiedy robi się to tylko dla pieniędzy. Został z tego obraz patriotyzmu fasadowego. Powstają memy z agregatem pomalowanym na biało-czerwono ze skrzydłami husarii i przedsiębiorcą-patriotą, który krzyczy red is bad, ale robi biznesy z Chinami i kupuje niemieckie BMW za milion złotych.
Marka "Red is Bad" cały czas istnieje w ramach tych samych wartości. Ale moje pytanie jest następujące. Czy ja jako przedsiębiorca nie mogę robić innych interesów, ze względu na to, że działam w biznesie patriotycznym? Czy robiąc biznes patriotyczny, ja też nie mogę po prostu współpracować z Chińczykami, z ludźmi z Indii, czy z Austrii? Czy ja mam do końca życia tylko robić koszulki patriotyczne, czy jednak w pewnym wieku mogę rozszerzyć swoją działalność?
Ja rozumiem, że fajnie się z kogoś ponabijać i niszczyć życie czy reputację. Hejt jest taki, jaki jest i ja z tym nie dyskutuję.
Tak, kupiłem BMW za milion, a jaki polski samochód miałem kupić? Każdy ma marzenia z dzieciństwa i po latach ciężkiej pracy kupiłem sobie wymarzony samochód. Dlaczego to jest w ogóle przedmiotem dyskusji publicznej?
Może dlatego, że nie jest pan zwykłym przedsiębiorcą, tylko tym, którego - z pana woli lub nie – wspierali prezydent i premier? Może pan żałuje tego wsparcia?
Nie żałuję, bo do mnie zawsze przyjeżdżał urząd, a nie człowiek. Przecież ja tych ludzi nie znałem wcześniej, nie miałem jakichś powiązań rodzinnych czy towarzyskich.
Żałuję oczywiście tego, że teraz jestem tak bardzo wykorzystywany w jakichś rozgrywkach, których sam do końca nie rozumiem. To jest to po prostu trudne dla mnie i dla mojej rodziny. To wszystko jest dla człowieka trudne, czytając nieprawdę...
Tym bardziej że mówiłem redaktorowi z Onetu, że to jest nieprawda. Autor publikacji chyba nie zna nawet podstaw przedsiębiorczości, skoro twierdzi, że mój koszt to tylko cena, jaką zapłaciłem producentowi. A gdzie koszty transportu, cła, podatki, koszty operacyjne, gwarancje i serwisy?
Obawia się pan, że niedługo może być Pawłem Sz.?
Nie mam sobie absolutnie nic do zarzucenia. O jakich zarzutach mamy mówić, nie dajmy się zwariować. Z czego zarzuty? Że w sytuacji wojennej sprowadziłem towar na czas? Wszystko jest legalnie zrobione, wszystkie podatki zapłaciłem przy olbrzymim ryzyku. Ja się tym chwaliłem, a nie robiłem z tego tajemnicy. Bo to jest pewien wyczyn, który zrobiłem i który naprawdę był rzeczą w najwyższym stopniu skomplikowaną.
Zarzutów się pan nie obawia, marka "Red is Bad" jest w rękach pana matki, fundacji pan nie ma. Czym się pan teraz będzie zajmować?
Moje plany biznesowe związane są m.in. z agregatami. Dostałem propozycję dystrybucji na wyłączność agregatów z fabryki Fujian Yanan na Europę Środkowo-Wschodnią oraz Szwajcarię, Austrię i Niemcy. Planuję budowę show roomu w okolicach Warszawy. Nie chciałbym się stać narzędziem w grze politycznej.
Paweł Figurski, dziennikarz Wirtualnej Polski