Amnezja w PiS. Kaczyński i Morawiecki próbują umywać ręce od Funduszu Sprawiedliwości

Im poważniejsza staje się afera Funduszu Sprawiedliwości, tym bardziej politycy PiS przekonują, że nie mają z nią nic wspólnego. W partii Kaczyńskiego zaczyna panować amnezja. Strategię wdraża nawet Mateusz Morawiecki, który dysponował raportem NIK z nieprawidłowościami, a jako premier kontrolował ministra sprawiedliwości. Nieoficjalnie politycy PiS przyznają jednak, że taśmy ziobrystów to poważny problem.

Mateusz Morawiecki twierdzi, że całą odpowiedzialność za Fundusz Sprawiedliwości ponosi resort Zbigniewa Ziobry
Mateusz Morawiecki twierdzi, że całą odpowiedzialność za Fundusz Sprawiedliwości ponosi resort Zbigniewa Ziobry
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Patryk Michalski

27.05.2024 21:19

Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński od niemal trzech lat wiedzieli o gigantycznych nieprawidłowościach w Funduszu Sprawiedliwości. Od lata 2021 roku na swoich biurkach mieli raport Najwyższej Izby Kontroli, a w nim alarmujące informacje o "niegospodarnym i niecelowym wydatkowaniu środków publicznych, które sprzyjały powstawaniu mechanizmów korupcjogennych".

Zapoznanie się z ostrzeżeniami, było ich obowiązkiem, tym bardziej, że NIK wzywała do wdrożenia działań naprawczych. W poniedziałek Mateusz Morawiecki nie potrafił jednak powiedzieć, co zrobił w tej sprawie. Były szef rządu próbuje zasłaniać się tym, że NIK w jego oczach "straciła miano urzędu publicznego", a "wiarygodność jest mniejsza niż zero".

Im więcej publikacji taśm dowodzących ręczne sterowanie Funduszem Sprawiedliwości w służbie Suwerennej Polsce, tym w PiS powszechniej panują, amnezja, niemoc i bezwład. Były premier nie jest jedyny, bo zamiast twardych rozliczeń Suwerennej Polski, PiS próbuje rozmydlać sprawę. Według nieoficjalnych informacji WP rozmydlanie to najnowsza strategia, zgodnie z którą politycy mają tworzyć wrażenie, że PiS z Funduszem Sprawiedliwości nie ma nic wspólnego.

Ludzie Kaczyńskiego mają też powtarzać, że wyborców nie oburza przekazywanie pieniędzy na szpitale czy straże pożarne, a oni nie znają szczegółów, bo są zajęci "poważniejszymi sprawami". W rzeczywistości afera Funduszu Sprawiedliwości to jeden z najpoważniejszych problemów Jarosława Kaczyńskiego. I to nie tylko w sensie kampanijnym. Partia liczy się z tym, że co najmniej dwóch byłych wiceministrów sprawiedliwości może usłyszeć zarzuty, a z czasem nawet wylądować za kratami.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kaczyński nie słuchał, Morawiecki czytał, Dworczyk nie wiedział

Niezależnie od przyszłości polityków Suwerennej Polski, PiS żąda, by do czasu wyborów europejskich wszyscy w klubie twardo powtarzali przekaz dnia. Nawet jeśli jest on wiarygodny wyłącznie dla najtwardszego elektoratu. Realizację tej strategii PiS widać w praktyce.

Najważniejsi politycy próbują udawać, że nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za to, co działo się w resorcie sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i nie mają z tymi działaniami nic wspólnego. Mimo że to premier – zgodnie z konstytucją – koordynuje i kontroluje pracę wszystkich członków Rady Ministrów.

Jarosław Kaczyński w piątek przyznał, że nie słuchał taśm, bo "jest kampania i nie ma czasu". Mateusz Morawiecki tylko czytał stenogramy i nie chce brać odpowiedzialności za to, jak dzielone były środki, bo nie wie, czy "ujawnione taśmy są prawdziwe". Ale i tak ze wszystkimi pytaniami odsyła do ministerstwa sprawiedliwości, bo "tam rzeczywiście była odpowiedzialność za Funduszu Sprawiedliwości".

Z kolei były szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk w TVN 24 przekonywał, że "nie miał wiedzy na temat funkcjonowania ministerstwa sprawiedliwości, bo Suwerenna Polska w sposób samodzielny kierowała resortem". Odpowiedzialność na ludzi Zbigniewa Ziobry próbował zrzucać również Marcin Horała w programie "Tłit" Wirtualnej Polski.

- Wrażenie ogólne - źle to wygląda, bo źle się słucha tych taśm, no, ale zarzutów nie ma (…) Na ten moment nie mam żadnych podstaw, żeby uważać, że nie są uczciwi. Prowadzili niektórzy z nich - pan minister Romanowski - rozmowy, których prowadzić nie powinni, obdarzyli co najmniej jedną osobę błędnie zaufaniem, tego pana Mraza, co ich przez dwa lata nagrywał i tą sprawą sterował, a jak się okazało, jest współpracownikiem pana Giertycha – podkreślał poseł PiS Marcin Horała.

– Natomiast, żeby w ogóle mówić, czy ktoś jest winny, czy niewinny zarzutów, to trzeba najpierw poznać te zarzuty, na czym one konkretnie miałyby polegać. W tym momencie ich nie ma – dodaje Horała.

PiS wstrzymuje się z konsekwencjami

Według informacji WP partia Jarosława Kaczyńskiego będzie próbowała wstrzymać się maksymalnie długo z wyciąganiem jakichkolwiek konsekwencji wobec polityków Suwerennej Polski. Przynajmniej do wyborów europejskich. O ewentualne wyrzucenie ludzi Zbigniewa Ziobry z klubu PiS dziennikarz WP zapytał Joachima Brudzińskiego.

- Jak będą ku temu podstawy statutowe to ręka naszego lidera nie zadrży – odpowiedział wiceprezes PiS Joachim Brudziński. Na pytania o ewentualną odpowiedzialność partyjną Marcina Romanowskiego wewnątrz Suwerennej Polski nie odpowiada od rana Patryk Jaki, który ze względu na chorobę Zbigniewa Ziobry zarządza ugrupowaniem.

Sam Marcin Romanowski nie odpowiedział na przesłane pytanie o to, czy zamierza złożyć mandat poselski w związku z publikowanymi taśmami. Zapytaliśmy go również o kłamstwo, bo z jego wypowiedzi podczas czwartkowej konferencji prasowej wynikało, że celem jego ostatnich rozmów z Tomaszem Mrazem, nie było ustalanie wspólnej wersji zeznań przed ewentualną komisją. Opublikowane taśmy jednak temu przeczą.

Romanowski o Mrazie: "Albo socjopata, albo agent"

Romanowski twierdzi, że "nie tak zrozumiał pytanie", "być może z powodu zgiełku nie dosłyszał". Napisał również, że "byłoby nielogicznym zaprzeczanie informacjom dotyczącym spotkania skoro wiedziałem już w trakcie tej konferencji, że Tomasz Mraz nagrywał rozmowy. Potwierdziłem, że się spotykaliśmy, ale żeby przygotować odpowiedzi na medialną nagonkę organizowaną przez obecną koalicję i prorządowe media".

"Nie powinno dziwić, że w obliczu tak potężnego ataku, grupa osób zaangażowanych przez minionych kilka lat w budowanie system pomocy pokrzywdzonym, chce się bronić przed medialno-politycznym linczem i zrobić burzę mózgów oraz przypomnieć sobie wydarzenia sprzed kilku lat. Swoją drogą osoba, która buduje familiarne, bliskie relacje z innymi osobami, a jednocześnie podstępnie prowokuje do określonych rozmów i je nagrywa, musi być albo socjopatą albo agentem wynagradzanym za naprawdę duże pieniądze. Nawiasem mówiąc tego typu informacje kilka tygodni temu dotarły do Suwerennej Polski, kto stał za tymi działaniami i jakie były motywy, co zostało przekazane do prokuratury" – napisał w przesłanym oświadczeniu Marcin Romanowski.

W poniedziałek formalnie rozpoczęła się ponowna kontrola Najwyższej Izby Kontroli w Funduszu Sprawiedliwości. Kontrolerzy w środę mają wejść do Ministerstwa Sprawiedliwości - przekazał rzecznik NIK Marcin Marjański.

Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: patryk.michalski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1700)